Co zobaczyć w Szanghaju?
20 lipca zgodnie z programem wycieczki mieliś my zaplanowany dzień wycieczki. Zjedliś my obfite ś niadanie, ao 9-00 minibus i Wania, mł ody Chiń czyk mó wią cy po rosyjsku, czekał na nas w hotelu (transport i przewodnik był y wliczone w cenę wycieczki, cię ż ar biletó w wstę pu do na nas spadł y obiekty zwiedzania). Pierwszym punktem programu był Yuyuan Park - ł adny park z budynkami w stylu chiń skim, murami, mostami, figurami, rzeź bami, wszelkiego rodzaju zielenią i stawami z czerwonymi rybami. Pogoda był a sł oneczna i upalna, temperatura +40, mimo to park zapeł nił się goś ć mi wszystkich wyś cigó w - mimo ryku cykad chiń czyka sł ychać był o wszę dzie w ró ż nych ję zykach : ). Wania opowiedział nam historię tego parku, dumnie kroczą c przed naszą grupą z rosyjską flagą . Wszystko w tym parku był o z jakiegoś powodu, wszystko był o symbolem czegoś , każ da rzecz miał a jakieś znaczenie, „to znaczy to, ale to znaczy to itd. ” Przy wyjś ciu z parku sprzedawano pamią tki. Kupują c komplet pocztó wek, postanowił em się targować i zapytał em sprzedawczynię o cenę . Zaskoczona odwró cił a paczkę i pokazał a naklejkę z ceną na odwrocie. W jej oczach czytamy: „Kim jesteś ? 30 juanó w. Czy to nie jest jasne? – Dwadzieś cia – powiedział em zdecydowanie. Nie? Ok. , - i poszedł em do nastę pnego kiosku. „Ok, Ok”, sprzedawczyni natychmiast się poddał a. Wania obserwował z zainteresowaniem. Po otrzymaniu pienię dzy i przekazaniu pocztó wek sprzedawczyni zapytał a Vanyę , ską d pochodzą . „Z Rosji” – Wania uś miechną ł się i pomachał flagą .
Po obejrzeniu ł adnych zdję ć udaliś my się do Ś wią tyni Nefrytowego Buddy. Najpierw zbadaliś my obiekty otaczają ce ś wią tynię – typowo buddyjskie, monastyczne, a nastę pnie (za dopł atą ) odwiedziliś my samego jadeitowego Buddę . Wszę dzie jest duż o ludzi. Mimo zakazu wideo i fotografii robili zdję cia, a ja też je sfilmował em. W buddyjskich ś wią tyniach jest też bardzo wiele rzeczy, a każ dy szczegó ł coś znaczy. 1725227.jpg" style="height: 600px; width: 800px" /> Po prostu nie pamię tasz wszystkiego, co powiedział Wania. Nastę pnie zabrano nas na lunch.
Po obiedzie udaliś my się na zachodnie obrzeż a miasta do szanghajskiego zoo. Lotnisko Hongqiao znajduje się w pobliż u zoo, od czasu do czasu sł ychać i widać samoloty. Zoo znajduje się na duż ym obszarze, wiele duż ych zwierzą t (tygrysy, lwy, sł onie, kopytne) przebywa na otwartych, ogrodzonych terenach. Jest tam ogromny staw dla ptactwa wodnego. Z powodu upał u zwierzę ta chował y się w cieniu i był y praktycznie niewidoczne. I musieliś my przepuś cić litry napojó w bezalkoholowych. A takż e w pobliż u niektó rych drzew i krzewó w, któ rych nazwy nagle stał y się znane Chiń czykom, pojawiają się oznaki, ż e roś lina ta jest jak w arboretum.
O godzinie 4 po poł udniu wyczerpani wró ciliś my do hotelu. Odpoczę liś my io 19:00 dotarliś my na nabrzeż e Vaitan, aby popł yną ć ł odzią po rzece Huangpu.
Spacer trwał nie wię cej niż godzinę , z jednej strony bł yszczał a sł awna oś wietlona skarpa, a z drugiej, niczym choinka sylwestrowa, bł yszczał a i mienił a się wież a telewizyjna, otoczony tymi samymi kolorowymi drapaczami chmur. A gdy zrobił o się ciemno, stał o się jeszcze pię kniejsze, cał e to pię kno odbijał o się na powierzchni wody, po któ rej powoli poruszał y się ł odzie rekreacyjne ozdobione wielokolorowymi ż aró wkami.
Poszliś my na obiad do japoń skiej restauracji Teppanyaki. Zapł aciliś my ustaloną kwotę (jak bufet) i zaczę liś my grzebać w odpowiednich daniach, zamó wiliś my ciepł e sake (w skró cie japoń ską wó dkę ryż ową ). Usiedliś my przy poł owie oś mioosobowego stoł u przy oknie. Ś rodek stoł u zajmował a duż a ocynkowana powierzchnia do smaż enia z kapturem i otworem na odpady. Najpierw dziewczyna przyniosł a jedzenie, potem podszedł kucharz i zaczą ł się przedstawienie. Uzbrojony w dwa narzę dzia przypominają ce ł opatkę , kucharz zaczą ł przygotowywać dla nas jedzenie. Najpierw smaż ył am mię so, potem krewetki z przegrzebkami, krą ż ki kalmaró w, rybę . Solił , pieprzył , polał sosami i ostroż nie poł oż ył na talerzu szpatuł ką . Co ciekawe, w trakcie gotowania nie tylko stał , ale jak dyrygent umieję tnie przesuwał szpatuł ki po powierzchni wokó ł jedzenia, usuwają c odpady, nadmiar tł uszczu i po prostu dla rozrywki.
Wszyscy klienci restauracji byli Europejczykami. W osobnym pokoju rosyjska kompania hał aś liwie pił a z rechotają cymi dziewczynami. Godzinę pó ź niej drugą poł owę naszego stoł u zaję li Europejczycy, prawdopodobnie dwa mał ż eń stwa. Trudno był o zrozumieć , czy byli Rosjanami, czy nie (kiedy już wyjeż dż aliś my, jeden z nich zapytał nas: „Jaki los? ” - „Turystyka. Zać mienie”, odpowiedzieliś my). Teraz spektakl był dla nich.
Podczas gdy jedliś my, chiń ski staruszek w typowym biał ym T-shircie przysiadł na bagaż niku roweru za oknem, wyją ł z teczki kawał ek papieru i zaczą ł rysować wę glem, od czasu do czasu z jakiegoś powodu intensywnie wpatrują c się w nasze twarze. Pó ł godziny pó ź niej, nie wstają c, z dumą pokazał nam swoje dzieł o - był to portret Dimy. Istniał o podobień stwo, ale odległ e; Okulary i wł osy wypadł y dobrze. Nie był o nic do zrobienia, Dima musiał kupić portret. Zachę cony zarobkami lokalny Repin kontynuował . Teraz patrzył prosto na mnie. Potrzą sną ł em na niego palcem wskazują cym, nadają c sens temu gestowi: „Nie rysuj mnie! Nie marnuj swojego czasu! Nie dam ci ż adnych pienię dzy! ” Ale z jakiegoś powodu na niego to nie zadział ał o i po pó ł godzinie pokazał mi mó j portret. Okazał o się , ż e jest podobnie, wystawił nawet mał y emblemat na butelce sake. Cholera, wymuszenie! Wyszedł em, daję mu 10 juanó w, mó wię : „Już nie dam! ” Na począ tku wą chał , ale potem oddał go, owijają c go innym arkuszem na przechowanie.
Potem zjedliś my i wypiliś my coś jeszcze, a artysta już rysował na stole jednego z naszych są siadó w.