Nie martw się, bo idziesz do kąpieli! Chiny-2017 Część 19. W pośpiechu.
Nithan - Longsheng - Guilin 2017-0 6 - 1.13 dzień
Dzień okazał się jasny, dł ugi, ale trochę leniwy.
W autobusie do Longsheng walczę ze snem. Powieki opadają , trzymam je obiema rę kami, chciwie wpatrują c się w „fiordy” po drugiej stronie rzeki. Gó ry są zawsze pię kne, ale gó ry we mgle są szczegó lnie pię kne.
Gdybym napisał tę relację po ukraiń sku, powiedział bym, ż e gó ry „popisują się swoim pię knem”. Z wdzię kiem spuszczają c swe zielone spó dnice do rzeki, westchnę li leniwie, widzą c maczugi pary przywierają ce do ich szczytó w, drż ą ce, szybują ce w mał ych porcjach i osiadają ce ponownie na skał ach i drzewach.
Chiny pł ynnie wypł ywają przez okno. W poł udnie. Nie spieszymy się . Podró ż uj ze wzglę du na podró ż . Najprzyjemniejsze chwile.
W Longsheng mocno padał o.
Zeskoczyliś my po schodach prosto do kał uż y i szybko pobiegliś my ukryć się na stacji. Cał a pię tnastka osó b w poczekalni w tym czasie odwró cił a do nas gł owy. Byliś my egzotyczni jak na te miejsca. Ale te miejsca z kolei są dla nas niezaprzeczalnie egzotyczne. Chiń czycy lubią przewozić ró ż ne autobusy. Torby, wę zł y i kopertó wki. Komó rki, w któ rych na swó j los czekają kury lub prosię ta. Tablice. Ramy okna. Wiadra. Po prostu duż o paczek. Dworzec autobusowy pochł ania to wszystko, i hał as i ś miech i chrapanie tych, któ rzy czekali, i zapachy wszystkiego na ś wiecie i dym papierosowy, bo palenie też tu jest, nie zwracają c uwagi na znaki palą ce w pokoju jest zakazany. Osobna atrakcja - wszystkie te dworce autobusowe na wsi.
W kasie bierzemy bilety za 35 juanó w na najbliż szy autobus, odjeż dż a za 15 minut. Nadia postanowił a kupić po drodze przeką ski, a ja zaczynam syndrom „autobus pojedzie bez nas”.
Cał y czas, gdy Nadia wybierał a, co kupić z tych kolorowych paczek z niezrozumiał ymi obrazkami, wzdychał am gł oś no, wycią gnę ł am walizkę i spó ź nił am się na autobus.
Sklep to malutkie, wą skie przejś cia. Okno jest daleko do przodu. Mał a dziewczynka wycią ga cukierki na patyku, rzucają c cał ą piramidą . Cukierki się rozpadają . Marznie, teraz dziecko zostanie ukarane. Ale nie. Sprzedawca po cichu zbiera cukierki. Matka bez emocji zabiera dziewczynę . Mentalnoś ć .
-Zamierzasz coś zrobić ? - pyta Nadia.
Wszedł em do sklepu, zostawił em walizki przy wejś ciu i zł apał em pierwszą tanią paczkę „orzechó w”, któ ra się pojawił a.
Nie trzeba dodawać , ż e okazał y się to suszone kasztany). Podró ż ował y ze mną przez resztę podró ż y i są teraz przechowywane na pó ł ce z przyprawami. Każ demu, kto jest na tyle nieostroż ny, ż eby mnie odwiedzić , każ ę ci smakować kasztany. Ich smak się nie zmienił )
Gdy po drodze kupimy kasztany i wodę , znajdujemy nasz autobus, ż eby się nie spó ź nić , stoi w ogromnej kał uż y. Prawie w jeziorze) Nadal moż esz podejś ć do drzwi, ale nie do bagaż nika.
– Ganszenme? - pytam ze smutkiem dyrygenta (A co teraz zrobimy z kasztanami ? )
Dyrygent po cichu pokazuje, ż e walizki moż na zabrać ze sobą do salonu. Teoretycznie tak. I prawie nawet moja mał a walizka utknę ł a w przejś ciu, kiedy pró bujesz przecią gną ć ją po kabinie do ostatniego rzę du. Jeszcze raz cieszę się , ż e kupił am to dziecko. Co bym zrobił , gdyby walizka był a ś redniej wielkoś ci?
Autobus jest ś wietny. Jest mię kki, nowy i niedrogi. Plecy są pochylone, a ludzi jest bardzo mał o. Mamy miejsca w pobliż u, ale siadamy osobno. Dostaję cudowną maskę , zatyczki do uszu i zmieszczę dwa krzesł a wedł ug starego schematu. Moje ciał o chce spać , czy odmó wisz? ) Wycieczka zapowiada się przyjemnie.
Jak mogł oby nie być !
Udał o mi się zasną ć , ale monotonne nieprzyjemne dź wię ki dochodzą nawet przez zatyczki do uszu.
Kierowca kicha, beka, pluje, ję czy i ję czy. Cierpi tak, jakby miał niedroż noś ć jelit lub kolkę nerkową . Chcę zapytać , co dzisiaj jadł i gdzie ma buszu ( nie przejeż dż a ani nie krą ż y )
— Ona rodzi — mó wię do Nadii.
- O nie. Po prostu pozbywa się negatywnej energii.
- Tak. Energię przeją ł em wczoraj. Negatywny.
Prześ pisz się tutaj? Nie ś pij. Trzeba patrzeć przez okno i podziwiać pię kno.
I pię kno! Musisz pocał ować kierowcę rodzą cego , któ ry obudził się na czas! Jesteś my w gó rach, sceneria jest przepię kna! Czę ś ciej zasł aniają je przed nami drzewa, ale ja nadal patrzę i patrzę . Nie podejmuję się fotografować takich. Miał em to wiele razy, wiem, ż e bę dę wykoń czony i ani jedna klatka nie wyjdzie. Siedzę wię c smukł y, radoś nie wpatrują c się w otwierają ce się i zamykają ce widoki i obgryzam kasztany.
Przed Guilin droga jest w naprawie, korki i zawalają się autobusy. Naprawdę chcę przyjś ć i uciszyć kierowcę .
Wjeż dż amy do miasta. Co to jest? )
Czy przypadkowo odwiedziliś my Singapur?
Zastanawiam się , czy te drzewa ś wiecą w ciemnoś ci. W koń cu prawdopodobnie ś wiecą )
Guilin zaczyna się od klombó w, palm, wzgó rz.
Miasto ma od razu.
Czystoś ć i dobre samopoczucie. Ostatnio jakoś tego brakował o.
Taksó wkarze w Guilin nie wierzą w Boga, Buddę ani ż ycie pozagrobowe. Od razu na 5 km ż ą danie 50 juanó w. 50! Za 50 juanó w moż na zjeś ć.5 porcji pierogó w, wiesz, albo 5 razy taksó wkę Ulinyuan od brzegu do brzegu.
- W Pekinie, stolicy twojej ojczyzny, przejechaliś my 50 miast. - Swoimi spostrzeż eniami dzielę się z ciocią -taksó wkarzem.
- Jak dł ugo chcesz jechać ?
- Za 20 i ani juana wię cej!
Ciotka krę ci się wokó ł skroni odwraca się , tracą c zainteresowanie nami.
Przeniesiemy nasze walizki na gł ó wną drogę , dyskutują c o chciwych taksó wkarzach i moż liwoś ci przejazdu z bagaż ami miejskim autobusem. Machamy przejeż dż ają cą taksó wką i ponownie pytamy o cenę naszego hotelu.
- Czterdzieś ci
- Bardzo drogie - i pokazuję mu ladę .
- Pę knię ty - lamentuje taksó wkarz - jak widzi lawa, pę ka od razu.
- Trzydzieś ci
- Tak, chodź my.
Taksó wkarz chce porozmawiać , pyta ską d jesteś my, jak dł ugo jesteś my w Guilin i od czasu do czasu mó wi, jak daleko jechać , a co jest niemoż liwe, ale trzeba jechać dookoł a. Pewnie naprawił em gdzieś drogę , bo mó j Mapsmee się pocił , dopó ki nie zorientował się , jak do diabł a jedziemy.
Do drzwi hotelu nie podeszli (i kto by wą tpił ), jest strefa dla pieszych. Tupiemy po dł ugim domu z potrzebnym nam numerem, chwalimy tego, któ ry wpadł na pomysł , ż eby przykrę cić koł a do walizek, wdychamy aromat poł udnia i marzymy o niedł ugim obiedzie. Jest wpó ł do czwartej.
W naszym hotelu znajduje się mał a recepcja z dwiema mł odymi Chinkami, któ re są zakł opotane i chichoczą na każ de pytanie, któ re zadają po angielsku lub chiń sku. Wydruk rezerwacji jest rozpatrywany z zainteresowaniem, ale nie dodaje to przejrzystoś ci. Nie widzą naszej zbroi.
Od razu tł umaczymy, ż e jeszcze nie wpł aciliś my pienię dzy, zapomnijmy o wszystkim co był o mię dzy nami daj kawał ek papieru i zaczniemy od nowa. Na szczę ś cie z niepozornych drzwi wył ania się kobieta, trochę posę pna, ale sprytna, odnajduje zbroję , wygrywamy, dostajemy klucz.
- Pomó ż nam z walizkami, proszę . – zwracam się do faceta, któ ry ró wnież pojawił się zniką d w recepcji. Mieszkamy na czwartym pię trze i wiem, ż e nie ma windy.
Dziewczyny chichoczą jeszcze radoś niej, niezależ nie od tego, czy mó j chiń ski tak je uszczę ś liwia, czy zachę ca faceta.
Krzywi się , pyta, czy z nim rozmawiam, ale uś miecham się sł odko i nie ustę puję . Dziewczyny się bawią , ciocia marszczy brwi, chł opak się poddaje i ż wawo wskakuje po schodach z naszymi dwiema walizkami.
Ten hotel nie jest bardzo szanowany przy rezerwacji, ale potrzebowaliś my go tutaj - tani i blisko parku. Zapewne byliś my gotowi na niedocią gnię cia, wię c się nie sprawdził y.
Wcale nie) - korytarz jest zadymiony, a dywan wyglą da na zmę czony - ale te problemy są nieistotne.
A pokó j był zaskakują co ł adny! To wyraź nie nie był pokó j, któ ry zarezerwowaliś my, okno miał o być w suficie, a tutaj jest ś wietne, peł noprawne okno.
Co prawda kolejne ogromne okno w ł azience, ale takich okien mieliś my już wiele i przyzwyczailiś my się do tego. Jednak woda z prysznica nie spł ywa do toalety. Prysznic oddzielony jest zasł oną .
Lubimy miasto. Dwa kroki, po przeką tnej drogi, duż y sklep. Znajdujemy w nim food court, od razu chcę zupę . Jest przygotowywana dla każ dego klienta osobno, otwarta kuchnia, widzę jak po przyję ciu zamó wienia zaczynają sprzą tać ryby. Nadia woli oglą dać się za siebie, food court jest ogromny, nagle robi się jeszcze bardziej stromo.
Nadia jak zawsze ma rację , kilka metró w dalej znajdujemy ciekawy kiosk, w któ rym widzę wietnamski naleś nik Banh Heo.
W Wietnamie jest to zdrowa ż ywnoś ć - naleś niki jajeczne z duż ą iloś cią zieleniny. Tutaj naleś nik to mą ka, a na wierzchu nie ma zieleniny i majonezu, ale nadal go chcę . Zwł aszcza, ż e tutaj Nadia znajduje swoje jedzenie - stek z jajkiem. Kuchnia narodó w ś wiata) Jaka jest zaleta miasta - ł atwiej znaleź ć jedzenie i wybrać wedł ug wł asnych upodobań .
Dostajemy kupon, musimy czekać .
Yushka wcią ż mnie martwi, idę to zamó wić .
"Duż y albo mał y? "
- Mał y.
Zabieramy naczynia z kiosku. Z nimi w zestawie coś jak glony w wodzie.
Pytam siedzą cą obok mnie kobietę :
- Czy myjesz rę ce?
- Nie.
- Czy to napó j?
- I pokazuje gestami, ż e je się ł yż ką .
Pró bujemy niebezpiecznie. Woda jest jak woda. Glony nie odważ ył y się spró bować.
Nagle kobieta ż artuje.
Kiedy koń czymy nasze dania, narody ś wiata przynoszą nam ogromny talerz zupy.
"Czy ona jest mał a? " ?
"Mał y! "
Tyle gotujemy w domu dla trzech osó b. Jak duż y w takim razie?
Nigdy nie jadł em takiego jedzenia i prawie nigdy wię cej go nie zjem. Gł ó wnym skł adnikiem zupy są oczywiś cie ryby. I wszystkich. Mó j tata kochał rybie gł owy, wię c mnie nie przeraż ają . Przeraż ają mnie rybie oczy lotos i tofu. Nie ż eby był y onieś mielają ce, ale nie mogę tego zjeś ć .
Jasne chiń skie przyprawy doprowadzają moje kubki smakowe do ś pią czki. Ł owię przynajmniej rybę , ale nawet jeś li jest peł na bulionu, nie smakuje dobrze. Przepraszam, ale nie muszę wychodzić z zupy.
Kupujemy Coca-Colę , ż eby szybciej trawić niecodzienne jedzenie i wyjś ć na zewną trz.
Wieczó r. Powietrze jest gorą ce i wilgotne, tak jak kocham. Kraje tropikalne.
Mieszkamy obok parku miejskiego „Dwie rzeki i cztery jeziora”, a tam idziemy zobaczyć pagody Sł oń ca i Księ ż yca. Myś lał em, ż e to Seven Star Park, ale to nie on, wejś cie Seven Stars kosztuje 85 juanó w i jest bezpł atne. Nawet nie ś miem zgadną ć , jakim zł otym liś ciem powinien być pokryty ten park, skoro ten jest taki pię kny!
Dwie rzeki to Lijiang River i Peach Blossom River, a cztery jeziora to Wooden Dragon Lake, Cinnamon Lake, Banyan Lake i Spruce Lake. Potrzebujemy Yalove, tam są sł ynne pagody. Widzimy duż y plakat ze zdję ciem na moś cie, ale jak się tam dostać ? Pytam mł odego chł opaka. W ogó le nie rozumiem jego ję zyka, a on tylko macha rę ką na plakat.
- Tak, tak, to wł aś nie chcemy zobaczyć . A jak się tam dostać ?
Znowu macha do plakatu i coś wyjaś nia.
Jasne jest, ż e nic nie jest jasne.
Dlaczego proponuje iś ć na plakat?
Myś lę , ż e nie wyjaś niam dobrze i zaczynam od nowa wykorzystywać pantomimę w peł ni.
- Musimy iś ć do tego miejsca na zdję ciu. Tsenmetsou? ( pokaż , jak zdać , bą dź czł owiekiem )
I za trzecim razem facet wskazuje na plakat.
- Idź tam.
Nadia nie nauczył a się chiń skiego, wię c ma bardziej rozwinię tą intuicję . Znajduje ś cież kę obok tego plakatu) A za nim te same pagody są ) Od razu chcieliś my do nich iś ć . Lepiej patrzeć przez rzekę niż z bliska, prawda?
Przechodzimy pod mostem. Pię kna.
Naprawdę chcę przepł yną ć się ł odzią , ale nie wiem, gdzie jest miejsce do cumowania. Nie gotowy, usią dź , dwa.
Czytał em przed wyjazdem, ż e Yangshuo jest bardzo fajne, a Guilin moż na bezpiecznie przegapić , a ja prawie nie przygotował em się na Guilin. Napisał am sobie, ż e do jaskini Cave Flute moż na dojechać z naszego hotelu autobusem. Ale poszliś my do jaskini w Zhangjiajie, wię c Guilin się nie spieszył . Na pagody planowaliś my tylko pospacerować po wieczornym parku. W rzeczywistoś ci Guilin okazał o się bardzo przyjemnym miastem, myś leliś my nawet, ż e zostaniemy jeszcze jeden dzień i nic dziwnego, ż e nie zostaliś my. Niesł usznie to miasto jest pozbawione uwagi, myś lę , ż e należ y je zostawić na kilka dni, teraz przynajmniej popł yń ponownie i nie jeź dzić ł odzią . . Tutaj, w zoo, mó wią , panda! )
Znajdujemy pagody. Na tarasie widokowym odbywa się koncert chiń skiej piosenkarki o sł odkim gł osie. Ach, jak on ś piewa! ) A potem pomachał do nas)
Oś wietlenie w parku jest bardzo dobre.
Nastę pnie w Kantonie przeszliś my przez Miasto Kwiató w – nikł e podobień stwo! Nawet bardzo sł aby)
Park jest bardzo duż y, znajduje się po obu stronach mostu i obejmuje wiele atrakcji, nie schodzimy gł ę boko, przechodzimy na drugą stronę mostu.
Baś niowy las odbija się w wodzie. Mosty, przejś cia, altany. . Nie do wiary.
Kryształ owy mostek jest podś wietlony na ró ż ne kolory.
Szkoda, ż e cał y ten przepych jest rozmyty na zdję ciu, ś wiatł a wymagają dobrej wytrzymał oś ci, telefony nie radzą sobie ze ś wiatł em.
Zazdroszczę sobie, ż e tam chodzę , ale potem, zaspany, zmę czony, ospał y, mogł em tylko dojś ć do wygię tych bliź niaczych mostó w i dł ugo siedzieć na ł awce. Przed nami wiele pię knych mostó w, ż eby tu chodzić i chodzić dalej, tylko spojrzeliś my na krawę dź i czas dzieci, ale Nadia rozumie, ż e teraz zacznie się „Siostra rzuć ” i zabierze mnie do domu. Poszliś my spać wcześ nie i marzyliś my o niesamowitym pię knie miejskiego parku.