Nie martw się ani nie idź do łaźni! Chiny-2017. Część 11. Tylko łaźnia może być lepsza niż góry.
Syli 2017-06-04 Dzień.7
Poranek zaczyna się jak zwykle niespokojny. Buł garka piszczy, pada deszcz. . . Pakujemy walizki i wysył amy do Zhangjiajie pocztą goł ę bią .
Dziś zostawiamy cał e niesamowite pię kno regionu Wulingyuan i udajemy się do miasta Sili w poszukiwaniu gorą cych ź ró deł . Nasze ciał a naprawdę chcą się zrelaksować , a co moż e być lepszego niż chiń skie ką piele? Nie ma nic lepszego niż ł aź nie chiń skie. Ł aź nie chiń skie to fabryka zdrowia. Zdrowie fizyczne, a co najważ niejsze - zdrowie psychiczne. Zwł aszcza jeś li te ką piele są na zewną trz i pada deszcz.
Mamy wł asne ś niadanie. Jest mleko z wczorajszego gł odu w lokalnych sklepach, kawa w paluszkach, buł eczki z rodzynkami, produkcja nie tuczy, przynajmniej duż o smaczniejsza niż niejasna mikstura w knajpie za rogiem zwana hotelowymi ś niadaniami .
Pytamy w recepcji, kiedy z Sili odjeż dż a ostatni autobus do Zhangjiajie. Nikt tego nie wie, ale sprzedają nam bilety na ź ró dł a za 108 juanó w. Cena wydaje nam się rozsą dna, choć nadal nie wiemy, ile kosztuje na miejscu. Dziewczyna z recepcji pisze notatkę dla kasjera z hieroglifami, któ rych potrzebujemy.
Na dworzec autobusowy jedziemy taksó wką . Myś lę , ż e mieszkanie w pobliż u dworca autobusowego był oby chyba lepsze. My za każ dym razem, ską d i gdziekolwiek poszliś my, docieraliś my na dworzec autobusowy)
W kasie pokazujemy notatkę , kasjer kiwa gł ową , ż e autobus jest na podwó rku i bierze bilety w autobusie. Idziemy z tą kartką , ludzie podchodzą do nas, patrzą i zabierają nas do autobusu. Kocham za to Chiny! Piszą notatki! Czytać ! Prowadzić ! Przekazywane z rą k do rą k!
Autobus do Sili nie ró ż ni się niczym od autobusu, któ ry jechaliś my z Zhangjiajie do Wulingyuan, a widok za oknem jest taki sam - gó ry otulone mgł ą . Szare niebo obiecuje kiepską pogodę przez cał y dzień .
W Syli po wyjś ciu z autobusu rozglą damy się z roztargnieniem. Wzywa nas kierowca dziwnego pojazdu, podobnego do motoroweru z budką na ciasta dla pasaż eró w, z tradycyjnym pytaniem:
-Chunali? (Gdzie jedziesz, zmę czony podró ż niku, poł ó ż się mię dzy mię kkimi poduszkami mojego powozu, a zawiozę Cię szybciej niż wiatr do najwspanialszego miejsca w Chinach)
Handlujemy. 30. . 20. . Opieram się - 10!
Kierowca też odpoczywa - 20!
Odwracamy się i idziemy szukać autobusu. Skopiował em opis drogi w ję zyku chiń skim ze strony ź ró dł owej Wanfu i przetł umaczył em go dla siebie na ję zyk rosyjski. Na skrzyż owaniu po chwili zaglą dam do Talmudu, a stoją cy obok mnie Chiń czyk też zaglą da.
-Druga, druga! aktywnie gestykuluje, wskazują c na autobus. - Biegnij, biegnij!
Jest rzą d autobusó w, pierwsza biegnie Nadia, pokazują c dwa palce konduktorom, któ rzy wychylają się z autobusó w i obserwują biegną ce przepisy. Czy na ich odludziu jest wiele rozrywek? Aktywnie posuwają się do przodu. Dalej, dalej!
Nasz drugi okazał się pierwszy, a my praktycznie jesteś my pierwszymi pasaż erami) Wskazujemy kierowcy, gdzie mamy się dostać , kiwa gł ową . Siedzimy i czekamy, aż autobus się zapeł ni. Dlaczego biegał eś ? )
Jeź dzimy doś ć dł ugo po mieś cie, przyjeż dż ają nowi i nowi pasaż erowie. Wkró tce autobus trzeszczał od liczby ludzi i wydawanych przez nich dź wię kó w. Gwar stał jak na ptasim targu. Wszyscy patrzyli na nas z zainteresowaniem, my z kolei, tak samo szczerze, patrzyliś my na nich. Nagle z przedniego siedzenia bohaterska krzyknę ł a przeszywają cym gł osem stara kobieta:
-Zamknij się już tam!
Skoczyliś my. Wszyscy natychmiast zamilkli. Jak je wył ą czyć . Potem, stopniowo, gwar znó w nabierał rozpę du. Kiedy wró cił o z peł ną mocą , wcisną ł em gł owę w ramiona, czekają c na nowy krzyk starej kobiety, ale potem dotarliś my.
-Wysiadaj - rozkazał kierowca.
-A gdzie iś ć ? zapytaliś my.
Machną ł niejasno rę ką , wskazują c, ż e powinien przejś ć przez ulicę i iś ć dalej.
Syli to miasto, ale trochę zmę czone, albo jechaliś my takimi ulicami. Ale to miejsce, z któ rego wyjechaliś my, cał kiem podwó rko ś wiata. Jakoś ponuro. Kilka sklepó w, duż a firma transportowa, most. Idziemy i idziemy, pytają c każ dego przechodnia o drogę . Wszyscy wskazują do przodu. Zatrzymaj się , nie mniej, deptaliś my, potem, przechodzą c pod mostem, na skrzyż owaniu, zdaliś my sobie sprawę , ż e musimy skrę cić w lewo i przejś ć przez kolejny most, a tam...na wysokiej gó rze i bę dą nasze gorą ce ź ró dł a. < br />
Zaczą ł em ł apać samochó d i wskazywać na gó rę , ale nikt nie chciał nas zabrać .
- Jest blisko, oto jest.
Ze smutkiem pamię tamy tuk-tuka, któ rego odrzuciliś my, przeszliś my przez most, a potem wspię liś my się na gó rę .
Szczerze mó wią c nigdy nie widzieliś my samochodu, któ ry wyglą dał by jak taksó wka w Syl, wię c mogę doradzić tylko teoretycznie - autobus nie jest najlepszym transportem, jest dł ugi i trudny.
W koń cu dotarliś my do tego niebiań skiego miejsca. Szybko zostajemy wydani (Pamię taj, ż e potrzebujesz paszportu! A otwarte ź ró dł a wymagają kostiumu ką pielowego), szybko odprowadzeni do szatni. Tu jest trochę skromniej niż w ł aź niach, ale cał kiem czysto i wygodnie.
Ale piż amy był y trochę ciasne.
Kabiny prysznicowe typu zamknię tego. Jest szampon, odż ywka, ż el pod prysznic.
Po prysznicu zakł adamy kostiumy ką pielowe i wchodzimy do krytych basenó w. Jedna osoba dorosł a, jedno dziecko.
Duż o chiń skiego, ł adnego parko.
Chodź my poszukać czegoś innego. Po drodze widzimy kilka ł aź ni parowych z zasł onami, ale najpierw musimy się rozejrzeć .
Przy duż ym basenie z ogromnymi panoramicznymi oknami skrę ć w lewo. To był ś miertelny bł ą d.
Wszystko po lewej stronie nie jest warte szczegó lnej uwagi, nie idź tam. Tam na ś wież ym powietrzu znajduje się basen ze sztuczną falą i mał a zjeż dż alnia. To jak mini park wodny. Pada mał y, ale ucią ż liwy deszcz, trochę chł odno, woda w basenie też jest chł odna. Pró bujemy obejś ć wzgó rze, ż eby zobaczyć , co tam jest, ale straż nik nas odpę dza
-Idź cie, dobrzy ludzie, do gorą cych ź ró deł i wyką pcie się w zdrowiu. Wynoś się stą d.
No có ż , upadliś my.
Po drodze staraliś my się też odwiedzić sauny. Ż aden nie dział ał . Zasmuciliś my się i poszliś my do jacuzzi, ż eby się ogrzać . Ci za zasł onami.
Nie moż na dł ugo siedzieć w gorą cej czcionce, a relaksu tam nie zł apaliś my. Idziemy na basen, któ ry ma okna, dają nam czapki i po prostu pł ywamy tam i z powrotem przez dł ugi czas.
„No – myś lę , podpł ynię cie do okna i spoglą danie w niebo – nie tak ź le, oczywiś cie chciał em czegoś innego, ale nawet sam basen jest dobry”
Kiedy wychodzimy z basenu, prawie zostajemy wepchnię ci z tył u na prawy korytarz, a potem dociera do nas, ż e straciliś my duż o czasu na diabł a)
To tutaj zaczyna się Ką piel, któ rej szukaliś my. Ta ką piel, na któ rą warto jechać do Chin.
Najpierw w tym samym korytarzu, za mał ym drewnianym pł otem zrobiliś my sobie pł atny masaż rybki cał ego ciał a - 58 juanó w na osobę , jest to zapisane na bransoletce, moż na wybrać wielkoś ć rybki, trwa to doś ć dł ugo czas, ale konkretnie nie pamię tam.
OOO! Jak fajnie!
Zapewne pró bował eś takiego masaż u stó p, kiedy mał e gryzą ce rybki przywierają do twoich nó g i delikatnie podgryzają c leczą twó j ukł ad nerwowy. A kiedy to wię ksza ryba i pogryzą was wszystkich, to jest po prostu niewyobraż alne! Ukł ad nerwowy natychmiast jak jedwab! )
Jedynym problemem był o to, ż e ryba mnie nie lubił a. Kochali Nadię . Tak jak komary, wię c to dla mnie, ale jak masaż za pienią dze, wię c jestem bez smaku! Czego po prostu nie zrobił em, to zamienił em się miejscami z Nadią , podejrzewają c, ż e w miejscu, w któ rym leż ał em, był nurt, przyczoł gał em się bliż ej Nadii i wepchną ł em rę ce i nogi prosto w rybią chmurę , przytulił em Nadię , chronią c ją przed drapież nikiem ryba! ) Ale ryba kategorycznie nie chciał a mnie zjeś ć ! W koń cu przechodzą cy obok Chiń czycy zaczę li na nas patrzeć z ciekawoś cią , prawdopodobnie podejrzewają c mnie o bycie gejem.
Szybko znudził o mi się tego rodzaju dyskryminacja. Przejdź my dalej.
Nieco dalej, ró wnież za ogrodzeniem, odkryto ciekawą salę , w któ rej na rozgrzanych kamieniach leż eli obmyci Chiń czycy w piż amach. Niektó rzy spali. Niektó rzy mó wili cicho. Nie zostaliś my tutaj, był o ciekawe, co jeszcze nas czeka.
I czekał o na nas cudowne terytorium, gdzie pod strzechą był o wiele ró ż nych mał ych wanien.
Nawet samo spacerowanie był o mił e.
Niektó re baseny miał y ró ż ne kolory - niebieski, zielony, czerwony.
Co wię cej, w wielu przypadkach nie był to kolor basenu, ale kolor samej wody. Niektó re wanny są przykryte namiotami z wikliny. Tam musi być uzdrawiają ca para.
Każ dy miał mał ą kamienną lub kamienną figurkę , z któ rej ze szmerem spł ywał a woda.
Wszę dzie ś wiecił y elektroniczne termometry pokazują ce temperaturę wody. 38.37, 34. .
A jak pachniał y te ź ró dł a! A co najważ niejsze, grał a cudowna relaksują ca chiń ska muzyka!
To był nasz raj.
Poł oż yliś my się w darmowym basenie i zaczę liś my cieszyć się wszystkimi zmysł ami.
Cieszył em się przez 10 minut.
Potem chcieliś my zjeś ć . Co wcale nie dziwi, bo dł ugo jeź dziliś my, dł ugo chodziliś my, dł ugo pł ywaliś my. Wię c wró ciliś my do szatni i zdję liś my mokre kostiumy ką pielowe. Ubraliś my się w piż amę , wzię liś my dwa czyste rę czniki, aby owiną ć się z zimna, zrobił o się zauważ alnie chł odno. Ponieważ podró ż do garderoby uznaliś my za zł ą stratę czasu, zabraliś my ze sobą kostiumy ką pielowe. I poszliś my do jadalni. Należ y pamię tać , ż e w ź ró dł ach stolik nie jest wliczony w cenę wizyty, jak to ma miejsce w krytych ł aź niach miejskich. Koszt obiadu doliczany jest do bransoletki. Nie ma specjalnych dodatkó w, ale nie bę dziesz gł odny.
Niektó re tradycyjne naleś niki są rozwał kowane, pieczone i krojone w otwartej kuchni. Okazuje się , ż e ciasteczka)
Z poż ywienia zabrali knedle w ciemnym bulionie. Oraz kawa i ciasteczka. Powinieneś zobaczyć , jak pró bowali nas ostrzec, abyś my pili ostroż nie! Gorą co! )
Podchodzi do nas jedna z kelnerek z proś bą o zdję cie. Robi z nami zdję cia, my robimy zdję cia ze sł odyczami, któ re nam dał a, bawimy się i cieszymy z nią , chociaż w ogó le nie zna angielskiego po angielsku, a ja mó wię po chiń sku trochę wię cej niż nic, ale nawet nie to minimum jest dla niej zawsze zrozumiał e. Pomaga nam mię dzynarodowy ję zyk migowy i szczera chę ć porozumiewania się . Pró bujemy dowiedzieć się , kiedy odjeż dż a ostatni autobus do Zhangjiajie. Tak mó wisz - byliś my na dworcu autobusowym i zapomnieliś my iś ć do hali zajrzeć . Co wię cej, nawet gdy opuś ciliś my Syl, zapomnieliś my zrobić to za Ciebie.
Ponieważ wszystkie informacje, któ re dowiedzieliś my się o autobusach był y sprzeczne, postanowiliś my nie ryzykować i być na dworcu autobusowym o 4 rano. Jak powiedział a nasza znajoma kelnerka, taksó wka moż e nas kosztować.200 juanó w. I myś lę , ż e bardzo nie doszacował a kosztó w, mię dzy miastami okoł o 80 km)
Został o kilka godzin, a jeszcze nie zbadaliś my duż ej czę ś ci parku. Okazał o się , ż e nie wszystkie czcionki są pokryte markizami i nie wszystkie znajdują się w tym samym miejscu.
Za schodami był y zupeł nie puste miejsca, ale tam też nie był o sł ychać muzyki. Mianowicie stworzył a nieopisaną atmosferę .
Te czcionki znajdował y się tuż nad klifem.
Po drugiej stronie, poniż ej, znaleź liś my szatnie.
Za mostem zaczę ł y się bungalowy, szkoda, ż e nie znaleź liś my sposobu na zatrzymanie się tutaj, ż eby nigdzie się nie spieszyć wieczorem.
Przy każ dym basenie był napis o skł adzie wody i dodatkó w, ale niestety jest to dla nas niejasne.
Resztę czasu wę drujemy wś ró d tego cał ego wodnego luksusu, wspinają c się na kilka minut do ró ż nych ź ró deł , zamykają c oczy i relaksują c się , ale potem znowu przechodzimy do nastę pnego.
Wszystkie narzą dy był y leczone jednocześ nie)
Myś lę , ż e Chiń czycy od dawna pamię tają niespokojnego Laowai, któ ry nie mó gł usiedzieć spokojnie przez ponad dziesię ć minut)
Najbardziej ż ywym wspomnieniem jest to, ż e tuż przed wyjazdem leż ymy na kamieniu pokrytym gorą cą wodą , a z nieba spadają duż e krople deszczu. Po prostu niesamowity relaks! Na dole bardzo gorą co, na gó rze zimny deszcz. Zamknij oczy i pł ywaj w delikatnej muzyce. A Twó j ukł ad nerwowy szepcze: „Dzię kuję , ż e mnie tu przyprowadził eś ”
Nie chciał em wcale wyjeż dż ać , tchó rzliwie ję kną ł em, ż eby zostać do nocy i pojechać taksó wką . Ale Nadia był a gł osem rozsą dku. Gorą ca woda wcale nie jest nieszkodliwa, jeś li spę dza się w niej tyle czasu. Nadal musisz wyjś ć i poszukać ł ó ż ek, ż eby odpoczą ć . Nawiasem mó wią c, poż ą dane ł ó ż ka znajdują się prawdopodobnie na drugim pię trze, zbyt natarczywie pró bowali nas tam wysł ać . Ale wysuszyliś my wł osy i poszliś my zapł acić .
I tu wydarzył a się niesamowita historia.
Poprosiliś my o Chutsuche.
Dziewczyny w recepcji powiedział y, ż e kosztuje 30 juanó w. Zgodziliś my się .
Myś leli cię ż ko.
-Zadzwoń telefonicznie - zaproponowali nam.
- Nie mamy chiń skiego numeru - odpowiedzieliś my.
Myś leli mocniej.
-Zadzwoń do nas na swó j telefon - zapytał em.
-Nie moż emy.
-Wtedy zamieszkamy tu z tobą .
Myś leli jeszcze mocniej. Zapytali mę ż czyznę , któ ry coś wymyś lił , rozumiem, ż e rozmawiają o autobusie w Zhangjiajie. Odpowiedź tego faceta naprawdę mnie przestraszył a.
- Czy naprawdę idą ? - zapytał ich mę ż czyzna i kiwają c niejasno gł ową do nas, wyszedł .
Pobiegł em za nim, myś lą c, ż e jest taksó wkarzem, trawią c jego sł owa, zastanawiają c się , czy autobus kursuje.
Ale dziewczyny rzucił y się za mną .
- Teraz taksó wka przyjedzie, poczekaj.
Zapytał em, czy jest jeszcze autobus do Zhangjiajie.
-Tak, jest!
Przyjeż dż a taksó wka. Szykowny samochó d, szykowny, ś mierdzą cy mł ody czł owiek za kierownicą . Pytamy go, czy zawiezie nas na dworzec autobusowy.
- Tak tak! Usią dź .
Gdy docieramy na dworzec autobusowy, staramy się spł acić , on odmawia pienię dzy, wysiada z samochodu i prowadzi nas do kasjera. Tam zabiera nas 2 bilety do Zhangjiajie, kiwa gł ową na nasz autobus. Dajemy mu pienią dze, on bierze tylko za bilety, pokazują c nam ich cenę .
- A na taksó wkę ? - pytam - ile kosztuje taksó wka? Weź pienią dze!
-Nie potrzebuję pienię dzy, to nic nie kosztuje - ś mieje się .
To taki cud. Mę ż czyzna poś wię cił swó j czas, gaz, pracę na zabranie dwó ch nieznanych cudzoziemcó w i wsadzenie ich do autobusu. Jesteś my bardzo przesią knię ci! I nie mó w mi, ż e Chiń czycy ź le traktują obcokrajowcó w! ) Są inni, tak jak my. Ale w wię kszoś ci Chiń czycy zawsze są chę tni do pomocy.
Ś pimy w autobusie, a po przyjeź dzie idziemy na obiad. Najpierw w McDonald's. Tam z jakiegoś powodu w ogó le nie rozumieją mojego zamó wienia, pró bują coś wyjaś nić , myś lę , ż e to jakaś promocja, któ ra jest w tym czasie aktywna, dzwonią do angloję zycznej dziewczyny, a ona i Nadia, z mniej wię cej takim samym sukcesem, ale mimo to zgadzają się . Zabieramy ze sobą hamburgery i nagle wchodzimy do restauracji. No idź już spać , wię c nie) biorę rybę , Nadia - mię so. Wprowadza się palniki gazowe, ustawia na nich naczynia. Spalacz odmó wił em, wię c tł uszcz zaczą ł się doś ć szybko krzepną ć .
Był y to ogromne porcje, nie mogliś my zjeś ć nawet poł owy porcji, a generalnie tyle kosztują . Ale był o bardzo smaczne, a takie chwile w Chinach moż na był o policzyć na palcach. Dlatego siedzieliś my, kiwają c gł ową , ale bez wyrzutó w sumienia depczą c pyszne jedzenie, patrzą c w noc.
Noc spę dziliś my w tym samym hotelu, co podczas pierwszej wizyty, ale na drugim pię trze. Chcę jeszcze raz powiedzieć , ż e jest to wspaniał y, niedrogi hotel z bardzo szczerym i inteligentnym wł aś cicielem. Zł oty czł owiek! )
Jutro, zgodnie z planem, mamy miasto Furong, któ re sami Chiń czycy nazywają Furon, gdzie znajduje się przepię kny wodospad i niezwykł e „czerwone” skał y. Bardzo ciekawe stare miasto, nie zmieniaj!