Nie martw się ani nie idź do łaźni! Chiny-2017. Część 10. Jaskinia Huanglong.
Aby dostać się z jeziora do jaskini należ y wsią ś ć do autobusu nr 1 do dworca autobusowego, a stamtą d wsią ś ć w autobus nr 2 do jaskini.
Zasadzka polegał a na tym, ż e nad jeziorem zupeł nie nie był o dla nas jasne, gdzie szukać autobusu numer 1. Co wię cej, w zasię gu wzroku nie był o ani jednej taksó wki.
Ale pamię tasz - znam magiczne sł owo Chutsuche) Tym magicznym sł owem zwró cił em się do budki ochrony, z któ rej wyszedł mł ody straż nik, machną ł rę kami i zniką d pojawił a się taksó wka.
Aukcja był a kró tka i obszerna.
- Ile?
- Trzydzieś ci.
- Chodź my po dwadzieś cia!
- Nie ustą pię !
Nie wynegocjowaliś my ani jednego juana, wsiedliś my do taksó wki i pojechaliś my do jaskini.
Pierwszym miejscem, któ re otrzymasz, gdy podjedziesz do jaskini, jest rynek. Przyjemne takie rzę dy, paskudnie pachną ce smaż onym tofu i kolorowo udekorowane esencją Laowai - ciepł ymi szalikami i wielokolorowymi pł aszczami przeciwdeszczowymi. Był o gorą co i sucho i nikt go nie kupował . Cudem wyjechaliś my z labiryntu targowego we wł aś ciwym kierunku, przeszliś my przez most, kupiliś my bilety i wylą dowaliś my w pię knej okolicy.
Nawet jeś li nie lubisz jaskiń , tak jak ja ich nie lubię , to i tak musisz tam przyjechać i podziwiać ten park.
Waż ne: aby wejś ć do samej jaskini potrzebny jest bilet. Uważ aj - do jaskini jest dł ugi spacer, a bilet sprzedawany jest tylko przy wejś ciu do parku, nie zapomnij go kupić , ż eby nie musieć wracać .
Pierwsze, co przykuwa uwagę , to budynek z trawnikiem na dachu. To zdję cie został o zrobione z mostu. Mijamy most, jeszcze kilka krokó w i po prawej stronie szukamy kas. Bilety są tam inne, nie rozumieliś my, co jest potrzebne i kupiliś my po 100 juanó w)
Na terenie są też targowiska i widziano tam prawdziwe ukraiń skie knedle)
A nawet ukraiń skie flagi (motyle)
Mł yny wodne bardzo mi imponują (Powiedz mi, jaka dziwna wraż liwoś ć . Salamandra - nie, ale mł yny - tak)).
Nie mogę się od nich oderwać , filmuję je, przyglą dają c się najdrobniejszym szczegó ł om.
Ale jak dł ugo jest kró tki, wcią ż znajdujemy się w jaskini.
Od razu poczuł em od niej chł ó d, wyjmuję z plecaka wiatró wkę , ale w trakcie zdobywania schodó w robi się gorą co.
Strzelanie do jaskini telefonem, nawet jasno oś wietlonej, to niewdzię czne zadanie. Oko jest pię kne. Kamera jest niewyraź na.
Wkró tce wpadamy do jeziora i myś limy, jak popł yną ć ł ó dką . Idziemy, patrzymy w oczy wioś larzom, ale oni chyba nas nie widzą .
Mam w gł owie chiń skie zdanie, aby zapytać ich, co u diabł a jest, kiedy wypł ywamy, ale nagle nadbiega duż a grupa Chiń czykó w, wioś larze budzą się ze snu i wraz ze wszystkimi zostajemy zał adowani do jednego z ł odzie.
Woda jest czarna, dookoł a jest doś ć ciemno i tylko mał e reflektory oś wietlają tań czą ce w ich ś wietle strumienie wody, spadają ce gdzieś z gó ry. To bardzo pię kne, ale znowu nie moż na tego zrobić telefonem. Musiał em wszystko zapamię tywać gł ową )
Kró tko pł yniemy, lą dujemy na wysokiej drabinie, jest mi smutno, ale nie ma innego wyjś cia.
Tylko w gó rę .
Schody w ogó le nie był y cię ż kie. Bardzo pię kna droga wś ró d księ ż ycowych krajobrazó w.
Nie pamię tam, czy kiedykolwiek był em w jaskini. Ale z jakiegoś powodu pamię tam, ż e nie lubię jaskiń ) Wię c to nieprawda! ) Uwielbiam jaskinie, okazuje się . Bo có ż moż e być pię kniejszego niż jaskinie?
Zwł aszcza gdy jest tam mokro, woda spł ywa po ś cianach, kapie z sufitu, tworzą c czasem na schodach dziwne stalagmity.
i są smoki, któ re też bardzo kocham
Tu nie da się zgubić , wszę dzie są znaki, ale w opustoszał ych korytarzach jest trochę strasznie.
Najpię kniejsza jest duż a sala ró ż nokolorowych stalaktytó w i stalagmitó w, moż na je podziwiać zaró wno z doł u, jak iz gó ry.
Nastę pnie docieramy do miejsca, w któ rym wisi metka z ceną . Co to jest, czy musimy tam iś ć ? Pró bujemy dowiedzieć się od straż nikó w po chiń sku, potem od samotnego turysty po angielsku, ale rozumiemy tylko jedno - trzeba poczekać , aż grupa się uformuje.
Jesteś my zbyt leniwi, aby czekać , jesteś my już zmę czeni i chcemy wyjś ć na zewną trz.
Jeszcze kilka schodó w i mokre korytarze - i jesteś my wolni)
Znowu podziwiamy park, potem jemy coś nad brzegiem rzeki, odpoczywamy.
Moje nogi protestują przeciwko jakimkolwiek zalotom, ale powoli, z przystankami i sesjami zdję ciowymi, kierujemy się na przystanek autobusowy.
Waż ne: po wyjś ciu z parku znajdziesz się w rzę dach na rynku. Musisz iś ć w prawo! I do koń ca. A tam skrę ć w lewo, przejdź przez parking, idź do ulicy, na któ rej jeż dż ą samochody, tutaj na rogu przystanki autobusu nr 2, któ ry za 2 juany zawiezie Cię na dworzec autobusowy.
Rano, gdy jechaliś my nad jezioro, zobaczyliś my w oddali ciekawą instalację z bohaterami filmu Avatar. Wł ą czamy Mepsmi, szukamy tego okrę gu i o dziwo go znajdujemy) Wysiadamy z autobusu i idziemy do instalacji przez most.
Wł aś ciwie chodził o o to, ż eby zjeś ć tutaj lunch. Ale najwyraź niej sami są teraz obiadem. Są stoliki, ale nie ma ś ladó w kelneró w ani ż adnego jedzenia. Ale Pandora, choć mał a, zadowolona)
Podziwiawszy wystarczają co duż o, zagł ę biamy się w centrum handlowe. Znalezienie wspaniał ej babci (lub dziadka)
konie
sał atka owocowa za 25 juanó w i buł ki na rano)
Taksó wką za 10 juanó w dojeż dż amy do hostelu.
Nie odpoczywamy dł ugo (mam jeszcze pracę w piwnicy, jak w tym ż arcie - Sanya, tu klient zrobił zmiany, zró b to jak dojdziesz do komputera, pendrive w butelce) Chcę , jeś li nie obiad, to przynajmniej kolację .
To, w czym nie jestem mocny, to wybó r miejsc do jedzenia. Kiedyś uczył mnie Igor, z któ rym podró ż owaliś my do Wietnamu, spó jrz na Tripadvisor, któ re oceniają ce restauracje są w pobliż u. Dostał em nawet Tripadvisera dla siebie. Ale w rzeczywistoś ci po prostu chodzę tam, gdzie patrzą moje oczy i jem wszelkiego rodzaju bzdury. Tym razem, bzdury jedliś my w mał ej knajpce z kilkoma stolikami na ulicy, gdzie był y zdję cia jedzenia i goś ci, entuzjastycznie chł oną cych to jedzenie.
Absorbuj Chiń czykó w - to znaczy pysznie.
Do Chiń czykó w.
Co wcale nie oznacza, ż e my też powinniś my być smaczni. A przynajmniej do zaakceptowania.
Nadya wybiera zupę , któ ra apetycznie rozprowadza swó j makaron na cał ym talerzu na duż ym obrazku. A ja entuzjastycznie rozmawiam z kelnerką :
- uj… yui… yu…
Chcę ryby, ponieważ wokó ł jest duż o wody, co oznacza, ż e muszą być ś wież e ryby.
Wymawiam coś nie tak, ponieważ kiedy znajduję i pokazuję kelnerce rybę hieroglifową , wymawia ten sam UI, ale jest to dla niej zrozumiał e, podczas gdy mó j UI, któ ry dla moich uszu jest absolutnie identyczny, pogrą ż ył ją w odrę twieniu.
Ryba był a mał a, cał kowicie wytrawna, ale umiarkowanie sł ona, nie ostra i smaczna. Ale zupa… Ró ż nił a się od obrazu znacznie bardziej niż mó j interfejs uż ytkownika od ich interfejsu uż ytkownika. Zupa w ogó le nie przypominał a swojego portretu. Ż ą daliś my satysfakcji z wyjaś nień . Wyjaś nili. Nie stał o się jaś niej. Mó wią - to dokł adnie ta zupa. Co z tego, co jest niepodobne. Ty też nie wyglą dasz jak zdję cie paszportowe.
Nadia wypił a trochę wody z zupy, wył owił a mię so, ale zostawił a inny makaron, a ten talerz stoi na krawę dzi stoł u. Odpowiednie jest towarzystwo rosyjskoję zycznej mł odzież y.
-Jak smakuje jedzenie? pytają .
Nadia kiwa gł ową na talerz.
-Wiedzieliś my o tym, mó wią i ruszamy dalej.
I daliś my im też ryż za darmo – sł yszę zł e myś li kelnerki.
Po zjedzeniu objeż dż amy mał e sklepy w poszukiwaniu porannej kawy z mlekiem w patyczkach. Jest kawa, ale nie ma mleka. Ale potem znajdujemy prawdziwe mleko krowie i dopracowuję youmeyoudo perfekcji.
W jednym sklepie kupujemy ł adowarkę do telefonu, któ ra wytrzymywał a dokł adnie trzy dni, a potem zepsuł a się u nasady. Kupujemy ró wnież paczkę sł odyczy z gó rami Avatar na zdję ciu. Przysią gł em sobie, ż e nie kupię niczego w drodze, ale gó ry był y takie pię kne! Nie wiem jak smakują te sł odycze, dał am je)
Dzień zakoń czył się na tarasie hostelu, ciemnoś ć pokrył a plac budowy, a krzesł a są tam bardzo wygodne)
Rano jedziemy do gorą cych ź ró deł ! Nie zmieniaj!