Argentyna: tango mojego życia!
Rok 8 był dla wielu trudny i chyba nie warto się nad tym szczegó ł owo rozwodzić . Moje ż ycie był o wtedy jak tango – robię wszystko pię knie i technicznie, ale niestety bez uczuć . Mdaaaa, moje ż ycie naprawdę nie był o wyją tkiem od tej reguł y, a rok był jednym z najtrudniejszych w ż yciu...
Gł ó wnym kryterium tego, co zapamię tam, jest to, ż e pracy jest jeszcze wię cej, a dochody jeszcze mniejsze. . . Nie oddam czytelnikowi wiedzy o tym, dlaczego tym razem pojechał em do Argentyny. . . Wybó r padł : Oczywiś cie nie przypadek, ale pytanie "dlaczego? " powinna zostać ujawniona przez autora zdecydowanie nie w recenzji z wyjazdu, ale przynajmniej na kartach powieś ci Coelho…
Najciekawsze jest to, ż e na wycieczkę wybrał em się sam… Wcześ niej zawsze podró ż ował em we dwoje lub w grupie, tym razem tak się zł oż ył o, ż e został em sam w „zał odze”. I to nie kryzys jest winny, po prostu zaistniał y okolicznoś ci, ż e druga osoba nie pojechał a. A ponieważ nigdy nie odmawiam „planowanego”, „pę dził em do bitwy”…
29 grudnia 2008 r. przyjechał em wcześ niej do Domodiedowa, ską d z przesiadką w Madrycie miał em lecieć do Buenos Aires liniami lotniczymi Iberia. Ci, któ rzy znają moje poprzednie podró ż e, wiedzą , ż e dokł adnie rok temu to wł aś nie Iberia pomogł a mi dolecieć na czas do Mexico City, po tym, jak Lufthansa nie wywią zał a się ze swoich zobowią zań wobec pasaż eró w. Tego wieczoru niepokoił mnie jeden fakt - Iberią wstrzą sał y strajki pilotó w przez cał y grudzień , ludzie nie mogli latać na swoich poł ą czeniach cał ymi dniami. Nauczona zeszł orocznymi doś wiadczeniami, spię ł am się jeszcze przez kilka dni, obserwują c na stronie www. domodedovo. ru, jak lot do Madrytu „na dzisiaj” startuje w najlepszym razie „jutro”. Został em „zabrany”, dokł adnie o 18.20 lot 3811 leciał do Madrytu
Po powrocie do Domodiedowa zauważ ył em grupę mę ż czyzn w niebieskich koszulkach z napisami „Kamaz” i „VTB”. Kiedy wsiadł em do samolotu, był em zszokowany – wszystkie te 30-40 osó b siedzą w pierwszej kabinie, a ja siedział em gdzieś mię dzy nimi
A319, któ rą Iberia dał a nam tego wieczoru, był a zbyt wą ska. Ja, siedzą c przy przejś ciu, miał em przynajmniej okazję wyprostować nogi w przejś ciu, podczas gdy niektó rzy ludzie KAMAZ siedzą cy przy oknie byli bardzo nieszczę ś liwi. Po mojej prawej stronie był czł owiek KAMAZ, nazywał się Konstantin. Jak się pó ź niej dowiedział em, był to osobisty dziennikarz naszego zespoł u. Zaczę liś my rozmawiać po tym, jak zobaczył w moich rę kach ksią ż kę „Argentyna” i to on opowiedział mi o „Dakarze-2009”, któ ry odbę dzie się w Argentynie i Chile (niech niektó rzy czytelnicy wybaczą moją ignorancję , ale gdzie zdać ten wyś cig i jakie jest jego znaczenie, dowiedział em się dopiero w samolocie). Konstantin bardzo dobrze mó wił po hiszpań sku, wię c czasami pomagał mi wytł umaczyć się czł onkom zał ogi. . . A przy oknie siedział nie kto inny jak sam pan Kabirow, przyszł y mistrz Dakar-2009. To prawda, myś leliś my, ż e wygra Vladimir Chagin… Ale o tym poniż ej. .
Byliś my w Madrirze o 21.00, a kiedy rozproszyliś my się po Barajas, impreza zaczę ł a sł abną ć . „Kamazowici” pró bowali zasypiać na niewygodnych krzesł ach (uchwyty na siedzeniach na lotnisku w Madrycie są nieruchome, moż na tam spać w pozycji zbliż onej do pozycji dziecka w ł onie matki), ale ja uczył am na podstawie doś wiadczeń z poprzednich podró ż y, postanowił a „opanować ” salony biznesowe . W najbardziej luksusowej, któ ra należ ał a do linii lotniczej Iberia, przysł ali mi „mó wią tylko dla pasaż eró w klasy biznes”, po skromną „ł apó wkę ” w ż aden sposó b… Nie był em zdenerwowany, zdał em sobie sprawę , ż e powinno być kilka sal. I tak się stał o – znalazł em „schronienie” w salonie biznesowym Aeroflotu i sojuszu Sky Team na drugim pię trze lotniska. Był am mile zaskoczona ceną - 22 euro (napoje, jedzenie, wygodna sofa, Internet i TV w nieograniczonych iloś ciach był y już wliczone we wskazaną kwotę ! ). A kierownictwo niektó rych naszych sł uż b nadzorczych dobrze by zrobił o, by sprawdzić „adekwatnoś ć ” cen podobnych usł ug na niektó rych moskiewskich lotniskach…
O drugiej w nocy weszliś my do samolotu. . . Dostał em miejsce 11A, zaraz za klasą biznes, przy oknie i przy wyjś ciu awaryjnym. „Kamazowici” zaję li blok miejsc w ogonie liniowca. W prawym fotelu siedział a Polka, któ rej rodzice siedzieli za nami. Oto zaleta rezerwacji przez internet – moż esz sam wybrać miejsce, a potem wygodnie latać za minimalne pienią dze W samolocie „zemdlał em”, gdy tylko ś wiatł a oddalają cego się Madrytu zniknę ł y z okna.
Obudził em się pó ł torej godziny pó ź niej z faktu, ż e ktoś cią gną ł mnie za rę kę . Otwierają c oczy, zobaczył am hiszpań ską stewardessę , któ ra palił a mnie „Kurczak? Makaron? ”… Nie zdają c sobie sprawy z tego, co się dzieje, odpowiedział em „Co? …”… Powtó rzył a swoje pytanie i usł yszał a tę samą odpowiedź mó wią cą przynajmniej po angielsku i ż e przynieś li obiad. "Pasta! " - odpowiedział em, po czym otrzymał em cał kiem przyzwoity i smaczny obiad na tacy. Poż erają c to wszystko (z jakiegoś powodu zawsze chcę jeś ć w nocy), nadal marzył em.
Minę ł o kolejne 10 godzin, po któ rych ponownie otworzył em oczy. Noc minę ł a, sł oń ce ś wiecił o jasno, niebo był o bezchmurne, a ziemia był a widoczna w dole. Po zorientowaniu się na monitorze zdał em sobie sprawę , ż e to Brazylia… Nie miał em czasu jechać „w to samo miejsce”, kiedy ta sama stewardesa przyniosł a mi ś niadanie: naleś niki, co prawda, był y nawet lepsze niż makaron. A po kolejnych pó ł torej godzinie wylą dowaliś my na lotnisku Ezeiza w Buenos Aires.
Lotnisko wydawał o mi się mał e w poró wnaniu, powiedzmy, z tymi samymi Barakasami. Generalnie w Buenos Aires są dwa lotniska: „Ezeiza” (mię dzynarodowe) i „Jorge Newbery” (loty krajowe). Ten ostatni jest podobny do Pierwszego Szeremietiewa, ró wnie mał y i stary Z reguł y odlatują z niego lokalne loty, a mię dzynarodowe tylko z Ezeizy.
Pierwsze wraż enie nie był o mylne - na dwa loty po 300 osó b każ dy dział ał tylko 8 kabin Migrasion, podczas gdy pracownicy byli bardzo powolni. Mał a sala szybko zapeł nił a się ludź mi. Na szczę ś cie Argentyń czycy odgadli, ż e postawią „wę ż owe” pł oty, aby ludzie nie stali w tł umie i pojawił a się kolejka. Miał em szczę ś cie, dł ugo nie stał em w kolejce - wykorzystuję swoją zuchwał oś ć , po prostu wczoł gał em się „pod kable” do pierwszego rzę du. Po staniu przez okoł o 10 minut i otrzymaniu upragnionego znaku pospieszył em poszukać bagaż u. Tutaj też panował a powolnoś ć , od przybycia minę ł o 30 minut, a ani jedna walizka nie opuś cił a jeszcze pochylni bagaż owej. 20 minut po przejś ciu „migracji” w koń cu otrzymał em upragniony bagaż . Moż esz „zapunktować ” na odprawach celnych, nikogo nie badają , ale spokojnie przepuszczają...
W holu był tł um ludzi. Ponieką d przypomniał o mi to Singapur: w jednym miejscu był o duż o niepodobnych do siebie i zupeł nie innych ludzi: wieku, koloru skó ry, stylu, wyglą du itp. Z tł umu wyró ż niał się wysoki mł ody mę ż czyzna w czarnym T-shircie. To był mó j przewodnik Andrzej. Po przywitaniu poszliś my szukać naszego „powozu”. Andriej wyemigrował z Charkowa 15 lat temu wraz z rodzicami, ukoń czył szkoł ę i uniwersytet w Argentynie, pracuje jako przewodnicy w 2 firmach, marzy o mię dzynarodowym biznesie (dostawy wina i skó r z Argentyny do Rosji), a takż e pię kna Rosjanka kto zgodził by się wyjechać z nim na stał e zamieszkanie w Argnietinie. Ogó lnie rzecz biorą c, prawdziwy „komercyjny”. Czują c „naszą ” falę , niemal od razu zostaliś my przyjació ł mi.
O wielu rzeczach rozmawialiś my mimochodem, co najważ niejsze, wymieniliś my się numerami telefonó w i umó wiliś my się na spotkanie za kilka dni i porozmawianie bardziej szczegó ł owo. Poza pytaniami i biznesem oczywiś cie wypytywał em go o lokalne hangouty, styl ż ycia, ś rednie dochody miejscowej ludnoś ci itp. Co ciekawe, ś rednia pensja w Argentynie to 700 jednostek w zielonej walucie dla mę ż czyzn i 400 dla kobiet. Lokalnym napojem jest Fernet, zwykle pijany z colą i lodem. Smakuje jak zioł owa nalewka (ale mocna, 35 stopni), kolor jak dobra whisky. . . Ogó lnie napó j ten jest popularny w wielu krajach Ameryki Ł aciń skiej.
Dotarliś my do hotelu Pestana, gdzie bez ż adnych pytań dali mi klucze do dobrego studia na ó smym pię trze. Na poż egnanie Andrey wrę czył mi paczkę bonó w, bilety na loty krajowe, paczkę informacyjną i dodał , ż e za godzinę przyjedzie po mnie przewodniczka Katia, mł oda i ł adna 21-letnia dziewczyna. . . Ostro rozweselił a się , poszedł em do swojego pokoju. Ogó lnie w moich dokumentach był o napisane, ż e hotel był.5-gwiazdkowy, w rzeczywistoś ci okazał się „4”, choć musimy oddać hoł d jego obsł udze - jest na wierzchu. Hotel znajduje się przy najszerszej ulicy Argentyny - "Avenida 9 de Julio"
Godzinę pó ź niej był em już „w szeregach”. Idą c korytarzem, zobaczył em chudą i ł adną dziewczynę - to był a Katia. Po spotkaniu wsiedliś my do naszego Peugeota 406 i pojechaliś my do miasta. Nie bę dę się rozwodził nad cechami zwiedzania, myś lę , ż e ci, któ rzy jeszcze jeż dż ą do Buenos Aires, zobaczą wszystko sami, a ci, któ rzy nie zbierzą się po prostu nie zrozumieją , o co toczy się gra. Katia był a dobrym przewodnikiem. Po 3 godzinach miał em podstawowe poję cie o gł ó wnych zabytkach miasta. Nastę pnie z zespoł em podobnie myś lą cych ludzi „jeż dż ę ” po tych terenach wię cej niż raz, ale pierwsze wraż enie był o niezapomniane. W mieś cie jest jakiś romans, chcę tam wró cić...Przynajmniej dla mnie...
W koń cu, jak przystał o na „dobrego przewodnika”, zabrano mnie do sklepu z pamią tkami w La Boca. Powiedział em Katyi zwykł ym tekstem, któ ry zabierze mnie natychmiast tam, gdzie ceny są minimalne, a powró t do przewodnika jest maksymalny. Pojechaliś my w okolice La Boca. Pró bował a oczywiś cie udawać „gł upca”, ale ten „temat” nie był dla mnie. W rezultacie Katia otrzymał a swojego „kotleta”, a ja otrzymał em 2 paczki pamią tek w rozsą dnej cenie.
Skoro już o mieś cie mowa, to bardzo polecam dojazd do jego ró ż nych dzielnic - Ricoletta, Floryda, Palermo, La Boca, Soho, Hollywood itp. Wszystkie są zaznaczone na mapach turystycznych. Wszystkie są niepowtarzalne w swoim uroku, ró ż nią się od siebie. Floryda to deptak, „zaostrzony” gł ó wnie dla turystó w, na któ rym znajduje się ogromna iloś ć sklepó w z pamią tkami i odzież ą . Powiem kupują cym, ż e nie znajdziesz tam niczego wyją tkowego, prostego „towaru konsumpcyjnego” niskiej jakoś ci. Sama niczego nie kupił am i w ogó le miejscowi ubierają się , delikatnie mó wią c, niesmacznie. Alvear - ulica butikó w i drogich sklepó w ró wnież nie jest peł na ekskluzywnych. Moż esz chodzić raz, ale nie wię cej. Wyroby skó rzane są prymitywne i sł abej jakoś ci, przy takich zapasach surowcó w powinni się uczyć od niektó rych krajó w europejskich.
Wracamy do wycieczki: ponownie dotarliś my do hotelu. Katia powiedział a, ż e przebierze się i wró ci po mnie za godzinę . W tym czasie udał o mi się wypić lokalne piwo Quilmes. Dla mił oś nikó w piwa powiem, ż e to jedyna masowa marka argentyń skiego piwa. Wystę puje w kolorze jasnym, czerwonym i ciemnym. Zakochał em się w tym drugim, a za frazę „Quilms Murzyn” zawsze otrzymywał em duż ą butelkę piwa (opró cz zwykł ej 0.3 i 0.5, w Argentynie pije się piwo w litrowych butelkach). Ogó lnie jest piwo i bardziej ekskluzywne - "Patagonia". Zasł uguje tylko na najwyż sze oceny. Có ż , jako zapalony pijak, nie mogł em nie znaleź ć lokalnego browaru. W pobliż u cmentarza Ricoletta (o czym porozmawiamy pó ź niej) znajduje się restauracja „Buller”, w podziemiach któ rej warzone jest piwo. Wtedy przypomniał am sobie zeszł oroczny wyjazd sł uż bowy do Czech Niestety był am tam tylko 2 razy, ale chcę tam wró cić dzisiaj Chł opaki polecam wszystkim! .
O 19:00 mó j jelonek znó w był przy drzwiach wejś ciowych, w któ rych czekał a na mnie wskrzeszona Katia. Czekaliś my na wieczó r na pokazie tanga. 30 minut znanymi już ulicami i podjechaliś my do „Sabor a Tango”. Szczerze mó wią c Katia od razu powiedział a, ż e miejsce jest „takie sobie”, ale ponieważ biuro podró ż y zapł acił o za to, musieliś my tam pojechać . Dostaliś my stolik po prawej stronie sceny, wię c widok był ś wietny. W programie ró wnież peł ny obiad, na któ rym w koń cu skosztował am sł ynnego argentyń skiego steku i wina. To ostatnie to na ogó ł osobna rozmowa. Pró bowaliś my jednej butelki. Wino wydał o mi się tak smaczne i pachną ce, ż e zamó wił am drugie. Najciekawsze jest to, ż e pije się go jak sok. Kiedy wię c zadzwonił em do kelnera, aby zamó wić drugą butelkę , Katia powiedział a mi: „Lesha, nie przesadzaj, bardzo fajnie „wkł ada”. Uś miechnę ł am się pomocnie i mimo wszystko zrobił am swoje. Wypił em już samą trzecią butelkę , ponieważ „sił a” Katii wyschł a na drugiej. .
Mó wią c o tangu powiem, ż e tań czy się je w każ dej szanują cej się instytucji, nawet na ulicy. W naszym pokazie oczywiś cie wszystko był o pię knie i dopracowane, wyraź ne ruchy, konsekwencja w poczynaniach partneró w, ale jak zapewne zauważ yliś cie, w tym dział aniu nie był o uczuć . To był o jak taniec robotó w, któ re nauczył y się ruchó w i tam się zatrzymał y.
Znowu dygresja. Pokaz dobiegł koń ca, gdy moja trzecia butelka był a tylko w poł owie pusta. Po „skoń czeniu” zaczę liś my się pakować , przyjechał po nas nowy kierowca, starego puś ciliś my do domu. Wstają c od stoł u nagle zdał em sobie sprawę , ż e jestem „przykryty”. I nie sł abo (a opowiada o tym osoba, któ ra przeszł a setki negocjacji w ró ż nych czę ś ciach naszej rozległ ej Ojczyzny). Zrozumiał em, ż e Katia nie powinna chodzić sama w takim stanie. Faktem jest, ż e kierowcy dowoż ą turystó w tylko do koń ca, przewodnicy dojeż dż ają tam sami. Bzdura, ale tak to się robi w Argentynie w wielu firmach. Jako prawdziwy dż entelmen zaproponował em, ż e zabiorę Katię do pracy jej chł opaka (pracuje jako administrator w klubie na obrzeż ach miasta, w marcu 2009 zamierzają się pobrać i odwiedzić „naszą Rosję ” na ich miesią c miodowy). Kierowca, bę dą c wyselekcjonowaną kozą , dowiedziawszy się o moim pomyś le, zaczą ł aktywnie stawiać opó r. Mimo to alkohol jest dobrym pomocnikiem w rozmowach prawdziwych mę ż czyzn. Nie zdradzę tajemnicy, któ rą powiedział em mu tego wieczoru po rosyjsku, a Katia przetł umaczył a na hiszpań ski, ale po 5 minutach „dialogu” mimo wszystko zgodził się z moim planem.
20 minut, a Katya szybko opuś cił a ró g klubu ze swoim chł opakiem. Kierowca zawró cił i wjechał na autostradę , po czym zapytał , do któ rego hotelu mnie zawieź ć . Pytanie wprawił o mnie w zakł opotanie, ponieważ nie pamię tał em nazwy hotelu, a nie mogł em znaleź ć karty z jego nazwą . Postanowiliś my zadzwonić do Katyi, ale nie odebrał a telefonu (jednak wybaczono jej, biorą c pod uwagę jej stan tego wieczoru). Kierowca zaczą ł dzwonić do starszego przewodnika Ilyi (a czas był okoł o pó ł nocy). Przy pią tej pró bie podnió sł sł uchawkę i biorą c gł ę boki oddech, zawoł ał nazwę mojego hotelu. A pó ł godziny pó ź niej był em już w swoim pokoju na ó smym pię trze, gdzie bezpiecznie zasną ł em w tym, w czym wszedł em.
Ranek ostatniego dnia ó smego roku nie był dobry. Nie doś ć , ż e nadchodzi nowy rok, a ja jestem „bez szampana”, to też nie był o z kim go ś wię tować . Przewodnik Ilya zarezerwował dla mnie stolik w restauracji RUMI (uważ anej za pretensjonalną instytucję w Buenos Aires), ale wedł ug niego nie bę dzie tam Rosjan! Gdy tylko wstał em z ł ó ż ka, zdał em sobie sprawę , ż e na mojej twarzy widać wyraź ne oznaki kaca. Bardzo chciał em sok i przeką skę . Nie zmieniają c nawet ubrania, zeszł am na dó ł na ś niadanie, gdzie szczę ś liwie dostał am wszystko, czego pragnę ł am. Po przeką sce postanowił em jednak wró cić do pokoju i uporzą dkować się , a potem wybrać się na spacer po mieś cie. Kiedy zbliż ył em się do windy, a jej drzwi się otworzył y, wyszł y z niej 2 dziewczyny o sł owiań skim wyglą dzie. Po ich „parametrach” i wyglą dzie zorientował em się , ż e są „nasi” (miejscowi tak się nie ubierają ). Po wymianie spojrzeń kontynuowaliś my poruszanie się w ró ż nych kierunkach.
Kolejna godzina w pokoju uporzą dkował am się , po czym wró cił am do szeregó w. Zarzucają c plecak na ramię , przeszł am z pokoju do windy. Zanim zdą ż ył em nacisną ć guzik, usł yszał em hał as na koń cu korytarza. Odwracają c się , zobaczył em te same dziewczyny, któ re wychodził y z pokoju naprzeciwko mnie. „Los sam się puka” – pomyś lał em w tym momencie i postanowił em na nich poczekać . Wchodzą c do windy i naciskają c przycisk „nie zamykaj drzwi”, czekał em, aż te pię knoś ci przyjdą do windy. Na moje nieszczę ś cie przycisk okazał się niedział ają cy, drzwi się zamknę ł y i zszedł em na dó ł .
"Oto koza" - pomyś lał y w tym momencie dziewczyny, opowiadają c mi o tym pó ź niej - ". . . wyszł a i nie czekał a. . . ". W windzie zdał em sobie sprawę , ż e tak ł atwo się nie poddam. Nacisną ł em "stop" i znowu na "ó smym". Za chwilę drzwi się otworzył y i stanę ł y przede mną - urocze blondynki, siostry Dasha i Nastya.
„Hello” – powiedział em, na co usł yszał em licznik „Hello! ”
„Jesteś z grupy? ”, zapytał Dasha.
- Od czego? zapytał em (biorą c pod uwagę stan kaca, pytanie był o wtedy dla mnie trudne)
- Z Urugwaju - odpowiedział y dziewczyny.
- Nie, wł aś ciwie jestem z Moskwy - kontynuował em.
Tak wyglą dał w tamtym momencie nasz dialog. Ś mialiś my się . Wychodzą c z windy, dziewczę ta poprosił y swoją towarzyszkę , któ rą poznał y podczas podró ż y, Julię , któ ra wcią ż zbierał a się w swoim pokoju, aby poczekał a.
Przez okoł o pię ć minut pytaliś my się , kto, ile i gdzie przyszedł . Mł odsza Nastya w pewnym momencie zasugerował a, ż ebym poszedł z nimi na spacer. Propozycja był a mile widziana bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ wyraź nie nie był o alternatywy, a każ dy mę ż czyzna był by zaszczycony, gdyby „spę dzał czas” w towarzystwie takich pię knoś ci!
Poszliś my do miasta, aby rozejrzeć się po okolicy Soho. Po drodze opanowaliś my kilka „kawiarni”, poszliś my na lokalny targ staroci. Odbyliś my bardzo ciekawą rozmowę . Okazuje się , ż e byli też w Meksyku (mam nadzieję , ż e czytelnik pamię ta historię o „przygodach Rosjan na obcej ziemi”, wydaną okoł o rok temu). Na tym spacerze zdał em sobie sprawę , jak cię ż ko jest być pię kną dziewczyną i cią gle pokonywać wybranych samcó w, któ rzy chcą tylko „wiesz co”! .
W koń cu poszliś my do sklepu, bo. Dziewczyny chciał y kupić coś dla siebie. Godzina czekania i udaliś my się drogą do hotelu. Dziewczyny zaproponował y wspó lne ś wię towanie Nowego Roku, zarezerwował y stolik na pokaz tanga. Ponieważ moja restauracja nie zrobił a na mnie wraż enia, oferta został a bezwarunkowo przyję ta.
Wieczorem dotarliś my do hotelu i udaliś my się do naszych pokoi, aby przygotować się do Nowego Roku. Jako „internacjonalista” z doś wiadczeniem zaproponował em ś wię towanie rosyjskiego Nowego Roku. Dziewczyny zgodził y się i wybrał y miejsce - mó j numer. O 6.45 (w Moskwie był o wtedy 23.45)!
Okoł o szó stej zaczą ł em „zakrywać polanę ”: wyją ł em z walizki butelkę „sowieckiego”, nawiasem mó wią c, przechowywaną w Moskwie, ekskluzywną w Argentynie, a takż e tabliczkę czekolady „Inspiracja” - nie mniej ekskluzywny w tym cudownym kraju.
Wszystkie dziewczyny podcią gnę ł y się na czas, z wyją tkiem mł odszej Nasty, któ ra wcią ż nie mogł a doprowadzić swojego stroju do poż ą danego stanu (wyjdę przed siebie, powiem, ż e był o warto). Szampan wlał się do kieliszkó w, zaczę ł y sł yszeć wezwania z Moskwy. Po wysł uchaniu czę ś ci hymnu wypiliś my kieliszek, tym samym solidaryzują c się z wieloma naszymi rodakami.
Dasha i ja rozmawialiś my o tym, kto, gdzie i o któ rej godzinie spotkał rosyjski Nowy Rok za granicą . To zabawne, ale ja, podobnie jak oni, spotkał em się w zeszł ym roku w Teoteocan (Meksyk) na najwię kszej piramidzie na ś wiecie – „Piramidzie Sł oń ca”. Ale dokł adnie rok temu nie spotkaliś my się , ale spotkaliś my się dokł adnie rok pó ź niej, ró wnież.31 grudnia, w Buenos Aires, a mieszkamy w są siednich pokojach. Nigdy w moim ż yciu nie był o takich zbiegó w okolicznoś ci. Nie wiem o moich towarzyszach, ale fakt ten wprawił mnie w niemal szok.
Pó ł godziny po spotkaniu nowego roku najmł odsza Nastya pojawił a się w pokoju w stroju anioł a. Aby nie wywoł ywać przypł ywu emocji w mę skiej czę ś ci czytelnikó w, nie bę dę się nad tym szczegó ł owo rozwodził , uwierz w mó j gust - to jest warte 10 na 10!
Weszliś my do Gazelki, któ rą przysł ał a restauracja, i pojechaliś my do lokalu Gala Tango. Znowu dostaliś my stolik pod sceną , gdzie poznaliś my nowy rok. W trakcie oczekiwania oglą daliś my kolejny pokaz tanga. W tym czasie, bę dą c trochę w tym zorientowanym, zauważ ył em „brak czucia” u tancerzy. Wyglą da na to, ż e w Argentynie jest to na ż ywo, wię c nikt nie myś li o tak waż nym szczegó le widocznym dla widza.
Nowy Rok został powitany radoś nie. Zwł aszcza podczas tań có w, kiedy Nastya dokonał a rewolucji seksualnej w tej mał ej sali. Nagranie nakrę cone tego wieczoru zapamię tam na dł ugo, kiedy rosyjska pię knoś ć rozś wietla się wraz ze swoim 80-letnim dziadkiem, a on też jest o poł owę jej wzrostu
Już o wpó ł do drugiej poszliś my do klubó w. Duż y bł ą d, biorą c pod uwagę , ż e kluby w Argentynie są otwarte od 2 w nocy (bez wyją tku). Na ulicy rozległ y się krzyki, sł ychać był o wybuchy pirotechniki, moż e coś innego. Co najważ niejsze, był opuszczony. Wydawał o się , ż e zaczę ł a się mał a wojna domowa i trzeba był o pilnie szukać schronienia. Nie zł apaliś my taksó wki i postanowiliś my wró cić do restauracji. Recepcjonistka powiedział a mi, ż e ż adne taksó wki nie są otwarte do 4 rano. To zabawne, w Moskwie tej nocy zarabiają super zyski, aw Argentynie - nikt nie pracuje! Nie rozpaczał em, widział em kierowcę tej samej Gazeli, któ ra nas tu zawiozł a. A skoro przyjechaliś my, dam kierowcy dobry napiwek, bez trudu ustaliliś my, ż e zawiezie nas po mieś cie (za wszystko przy okazji dali 100 pesos, czyli okoł o 1000 rubli).
Chcieliś my dostać się do klubu Pacha, najmodniejszego miejsca w Buenos Aires. Przybywają c tam o godzinie pierwszej, klub był zamknię ty. Ochrona powiedział a, ż e przyjdź na 2m. Jechaliś my promenadą w pobliż u lotniska Jorge Newbery, gdzie znajduje się kilka lokali z dyskotekami. Niestety wszystkie był y zarezerwowane na imprezy sylwestrowe. Postanowił em wł amać się do jednego z nich. Co wię cej, zrobił em to. Wzię li mnie dla siebie i przepuś cili. Nastya, bę dą c w ś wietnym humorze z „n-tej” liczby wypitych napojó w alkoholowych, postanowił a wystartować ze mną . W tym samym czasie zaczę ł a namawiać straż nikó w do przepuszczenia jej, mó wią c, ż e nie jest z tej instytucji. Ochrona oczywiś cie odmó wił a, dziewczyna też podeszł a do mnie i „poddał a urzą d”. Musiał em opuś cić zakł ad. Przynajmniej zjadł em kawał ek „darmowego” tortu urodzinowego.
Postanowiliś my pojechać do hotelu. Vadik zadzwonił na telefon Nastyi - to zawodnik z holenderskiej ekipy. Zaproponował spotkanie w holu Pestany. Vadim był Rosjaninem, urodzonym na Ukrainie, obecnie mieszka w Kazachstanie. Zauważ ył dziewczyny na ulicy, gdy szł y, kilka dni przed nowym rokiem. Mł odsza Nastya uderzył a go „na miejscu”. Powiedział , ż e dobrze zna zespó ł Kamaz i obiecał umó wić się na znajomoś ć z zawodnikami. A ponieważ w tym czasie też znał em niektó rych z nich, postanowili sprawdzić Vadika „na wszy” – czy wszystko, co powiedział , jest prawdą ?
O drugiej w nocy Vadik, ubrany w pomarań czową koszulkę swojej druż yny, ciemne okulary (a był a noc) i czapkę z dzianiny na gł owie (a był o +30), wpadł do holu. Spotkaliś my się i rozmawialiś my. Szczerze mó wią c, nie od razu zrobił o to na mnie wraż enie. Dziewczyny powiedział y, ż e idziemy do klubu, on postanowił iś ć z nami.
Na ulicy dł ugo zatrzymaliś my taksó wkę (mam nadzieję , ż e wszyscy pamię tają , ż e taksó wka pracował a od 4 tej nocy), w koń cu zatrzymał o się jedno auto. Nastya zgodził a się za 40 pesos (12 USD), ż e zostaniemy zabrani do Pacha. Niestety w samochodzie nie był o miejsca dla Vadika. Powiedział , ż e sam przyjedzie. Chociaż wszyscy wą tpiliś my, ż e nadal bę dzie.
O 2.30 pod klubem był a ogromna kolejka. Wykorzystują c status turystó w i ekstrawagancki wyglą d dziewczyn, staraliś my się wspinać bez kolejki. Musimy oddać hoł d Nastyi, któ ra przebił a kolejkę , zrobiliś my to. I jakie był o nasze zdziwienie, gdy Vadik mimo wszystko przybył …
Oczekiwaliś my wię cej od klubu. Dwupię trowy biał y budynek wyglą dał bardziej imponują co z zewną trz niż od wewną trz. Muzyka był a „tak sobie”, w ś rodku był y tylko 2 sale, nie był o kontroli twarzy, wię c wpuszczano tam pijakó w i upalonych… Lista jest dł uga. A to najlepsze miejsce w mieś cie! – A co z innymi? - Pomyś lał am wtedy. . . Swoją drogą odwiedził am też innych, ale o tym pó ź niej
Vadik kupił wszystkim whisky i colę , a to został o dodane do sporej iloś ci alkoholu. Po 2.5 godzinach tań ca poszliś my spać do hotelu. O szó stej już ś ciskał em wł asną poduszkę .
Pierwszy poranek nowego roku, podobnie jak poprzedni poranek, znó w okazał się niedobry. Wydaje mi się , ż e moje ciał o w tym czasie był o już przyzwyczajone do stał ej obecnoś ci w nim alkoholu. Porzą dkują c się , udał am się do dziewczyn, któ re cię ż ko zmagał y się z konsekwencjami wczorajszej imprezy. A o 10 rano byliś my na ś niadaniu. A wstaliś my tak wcześ nie, bo o 12 Vadik obiecał nas odebrać i zabrać wszystkich na otwarcie Dakaru w parku Ricoletto.
Znowu wą tpił em, czy przyjdzie. Cofam sł owa - był "jak bagnet", pogodny i ś wież y, o wyznaczonej porze. Bez problemu „zł apaliś my” taksó wkę , na któ rą wspię liś my się już w pią tkę . W parku Vadik opowiedział nam o Dakarze, o jego cechach, o samochodach i zespoł ach. Zaznaczam, ż e po tym spotkaniu stał em się prawdziwym fanem ekipy Kamaz-Master i mogę powiedzieć w imieniu obecnych tam – chł opakom należ y się szacunek i wszelkiego rodzaju pochwał y, patrzą c na nich zaczynasz być ró wny bardziej dumny z kraju, w któ rym mieszkasz! Vadik zaprowadził nas na stoisko sponsora zespoł u Kamaz – producenta jednego napoju energetycznego. Na stoisku przedstawił nas prezesowi naszego zespoł u Siemionowi Siemionowiczowi Jakubowowi. Widzą c pię kne Rosjanki, od razu zaczą ł robić z nimi zdję cia na tle stoiska sponsora. Moi towarzysze nie byli zagubieni i chę tnie mu w tym pomagali. I uś cisną ł em dł oń korespondentowi zespoł u Konstantinowi, któ ry był już mi znany.
Po oglę dzinach samochodó w przenieś liś my się na są siedni stadion, któ ry stał się wyrzutnią rajdu Dakar-2009. Vadik kontynuował swoją fascynują cą historię , przekupiliś my kilka pamią tek, po czym przeszliś my przez gł ó wną bramę do miasta. Zabawne, ż e tylnym wejś ciem weszliś my bez kolejki i bez opł aty. Przez frontowe drzwi kosztował.30 pesos (300 rubli), a linia rozcią gał a się na 1.5 kilometra.
Vadik nagle „zblakł ” po tym, jak dowiedział się , ż e poszliś my do restauracji w okolicy „Hollywood”. Zł apawszy taksó wkę , po 15 minutach siedzieliś my już w jednym z lokali w okolicy. Zaznaczam, ż e gorą ce danie + sał atki był y dla nas przygotowywane przez prawie 2 godziny, podczas gdy my cią gle cią gnę liś my kelneró w z pomocą kilku siedzą cych obok Brazylijczykó w (kelnerzy mó wili tylko po hiszpań sku, Brazylijczycy znali angielski i pomogli nam komunikować się ). To był najdł uż szy czas oczekiwania w restauracji w moim ż yciu
Po obfitym obiedzie wró ciliś my do hotelu i postanowiliś my się przespać . Dziewczyny przedstawił y mnie swojemu przewodnikowi Olyi, któ ry wraz z grupą z Urugwaju spotkał się w holu. Ciotka o azjatyckim wyglą dzie był a wyraź nie z postaciami i „nie lubił a” dziewczyn za ich towarzyskoś ć i reprezentacyjny wyglą d. To zabawne, ale przez 10 lat ż ycia w Argentynie nigdzie nie opuś cił a miasta, z wyją tkiem kilku dzielnic. A ja, przeciwnie, ucieszył mnie zespó ł przewodnikó w mojego touroperatora - TravelMarx, któ ry rozwią zywał moje problemy o każ dej porze dnia. Katia, Andrey, Ivan to prawdziwi eksperci w swojej dziedzinie. A ich szef - Ilya - jest ogó lnie godny każ dej pochwał y.
Nawet na Dakarze Vadik powiedział , ż e odbierze nas o 20.00 i pó jdziemy na obiad z kolarzami teamu Kamaz. O 8 byliś my gotowi. Po raz pierwszy w naszej praktyce Vadik się spó ź nił . Już zaczę liś my myś leć o alternatywnym programie, gdy nagle pojawił się ponownie w sali.
Zł apaliś my samochó d i pojechaliś my do restauracji niedaleko cmentarza Ricoletta. Zaczę li pić argentyń skie wino, któ re już „opanował em”. Był a nas czwó rka, jedna z dziewczyn - Julia - poszł a na kolejny pokaz tanga. Vadik cał y czas do kogoś dzwonił , ale nie był o i nie był o zawodnikó w. A potem jego telefon się zepsuł . Zrezygnował em już ze wszystkiego i po prostu cieszył em się towarzystwem, gdy nagle w restauracji pojawili się wielokrotni mistrzowie Dakaru Wł adimir Chagin i Sergey Savostin. Pierwszy usiadł obok mnie, a drugi - obok Vadika. Zamó wiliś my sobie „300 tequili” i wypiliś my jednym haustem 2 razy! Na ich twarzach widniał a wyraź na radoś ć z takiego towarzystwa. Moi towarzysze szczegó lnie ich ucieszyli: „Nareszcie pię kne i mą dre Rosjanki! ”, powiedział wtedy Chagin.
Spę dziliś my wspaniał y wieczó r. Biorą c pod uwagę szereg okolicznoś ci, nie bę dę się rozwodził nad szczegó ł ami, powiem, ż e panowie okazali się prawdziwymi profesjonalistami, któ rzy znają się na swoim biznesie i kochają swoją pracę . Chł opaki odprowadzili nas do hotelu, wymieniliś my się numerami telefonó w, ż yczyli sobie sukcesó w, mieli osobne „zostań zwycię zcami”. Zaprosili nas nastę pnego dnia na oficjalne otwarcie Dakaru, aby dopingować "naszych". Dziewczyny się zgodził y, ale ja odmó wił am - o 15.00 miał am samolot do Salty, odleciał am na jeden dzień oglą dać Alpy i czerwony kanion.
O 3 rano weszliś my do pokoi, umó wiliś my się z dziewczynami, któ re przez 3 dni stał y się dla mnie jak rodzina, ż e o 9.00 spotkamy się na ś niadanie i poż egnamy. Mieli wycieczkę na ranczo, a potem jechali na oficjalne otwarcie Dakaru.
Po zebraniach znowu się upił em. I nawet poszedł spać w swoim ubraniu. Wtedy sumienie jednak „skoń czył o się ”, wzią ł em wolę w pię ś ć i rozebrał em się . Kł amię i myś lę , ż e muszę zobaczyć , o któ rej jutro bę dzie samolot. O godzinie 3 po poł udniu - pisano w gazetach. A potem przypomniał em sobie, ż e nawet po przylocie przewodnik Andrey dał mi plik papieró w i kazał mi się uważ nie przyjrzeć , ponieważ kilka lotó w się zmienia. Wzią ł em tę kopertę , a po przeczytaniu wpadł em w stan lekkiego szoku i od razu wytrzeź wiał em – zdał em sobie sprawę , ż e lot został przeł oż ony na 7 rano!
Z kulą rzucił em się do pokoju Dashy. Dziewczyny zdenerwował y się , gdy dowiedział y się , ż e wyjeż dż am za 3.5 godziny. Co najważ niejsze, był em pijany i nawet nie spakował em swoich rzeczy. Ż egnają c się , poszedł em do swojego pokoju. Zaczę ł o się zbierać . Postanowił em się zdrzemną ć . O 5 rano z „recepcji” obudził mnie telefon: „Peak up time, proszę pana” – powiedział wesoł y gł os. Wstał em i zdał em sobie sprawę , ż e ani trochę nie wytrzeź wiał em. Zaczą ł się poś piesznie zbierać . Katia zadzwonił a do mnie i zapytał a, czy jestem gotowa. Odpowiedział em twierdzą co. Powiedział a, ż e bę dzie tam za 20 minut.
W pewnym momencie poszedł em do ł azienki umyć twarz i umyć zę by. Patrzą c w lustro na siebie - ukochaną , powiedział am: „Lech! Ż yjesz wedł ug harmonogramu przez cał e ż ycie, robisz to, czego potrzebujesz, dokł adnie to, czego potrzebujesz, a nie to, czego chcesz! Chcesz polecieć do tych Andó w? A moż e chcesz spę dzić czas w towarzystwie fajnych dziewczyn i wzią ć udział w otwarciu Dakaru z zespoł em, któ ry jest jak Twó j? Odpowiedź był a oczywista.
Zadzwonił em do Katyi i powiedział em, ż e zostaję . Ponieważ nastę pnego dnia musiał em wró cić do wł asnego hotelu, poprosił em ją o poinformowanie dyrekcji hotelu, ż e bę dę tu ró wnież dzisiaj. Rano poprosił a o zapł acenie 120 pesos (400 rubli) i sprawa został a zamknię ta. Ona oczywiś cie dł ugo mnie namawiał a, ale twardo nie ustę pował em.
Drugi poranek nowego roku znowu nie był dobry. O 9 rano zapukał em do drzwi dziewczyn. Na ich twarzach malował się szok. Opowiedział am im o tym, jak walczył am ze sobą w nocy Poszliś my na ś niadanie, po któ rym jechaliś my na wycieczkę na ranczo, a wieczorem na otwarcie Dakaru. W holu spotkaliś my ich przewodniczkę Olę , któ rej zapytano, czy mogę iś ć . Autobus, przeznaczony dla 50 osó b, był w poł owie peł ny i nie był o problemó w z miejscami siedzą cymi. "Nie! " odpowiedział a jednoznacznie. Na moje pytanie "dlaczego? " powiedział a też twierdzą co: „Chcę tego! ”. Nigdy nie spotkał am takich suczek w turystyce. Biorą c pod uwagę stan kaca, miał em wielką ochotę uderzyć ją „w szczę kę ”, ale się powstrzymał em.
Wsadził em dziewczyny do autobusu. Był o im bardzo nieprzyjemnie, ż e został am z nimi, a wyjeż dż ają beze mnie. Byli „zał amani”, czy jechać , czy nie, bo też chcieli pojechać na wycieczkę . Zrozumiał em, ż e decyzja powinna należ eć do mnie. Powiedział em im, ż eby poszli z Bogiem i spał em w pokoju.
Autobus odjechał , odwró cił em się twarzą do hotelu i zrobił em kilka krokó w, gdy nagle moje wewnę trzne „ja” odezwał o się znowu: „Lech! Dlaczego został eś i nie pojechał eś do Andó w? Dobrze się bawić z dziewczynami lub spać w pokoju? I czy to naprawdę , ż e jakaś suka bez ż ycia osobistego „wysiada…” z ciebie?
"Nie! " - odpowiedział em sobie i skrę cił em w stronę drogi. "Wię c co robić ? " - Myś lał em! Pierwszym pomysł em jest zł apanie taksó wki i podą ż anie za autobusem. Wskoczył em do samochodu, powiedział em: „Dowó dco, za tym autobusem! ” Nie rozumiał mojego dobrego angielskiego! „Buso-buso! ” Kontynuował em po hiszpań sku i dź gną ł em palcem autobus na ś wiatł ach. Kierowca poszedł za nim. Po przejechaniu pię ciu przecznic kierowca zdenerwował się , chciał poznać „przeznaczenie” (lokalizacja autobusu). "Nie ma przeznaczenia" - powiedział em! Kierowca powiedział , ż e to autobus turystyczny i ż e wyjeż dż a z miasta, a jeź dzi tylko po mieś cie. Zrozumiał em, ż e niedł ugo autobus odjedzie, a ja zostanę . Powiedział em kierowcy, ż e powinien odcią ć autobus i zapytać kierowcę , doką d jedzie. Przy pią tej pró bie wyjaś nienia gestami taksó wkarz zrozumiał problem. Najwyraź niej rozumiał , ż e to jedyny sposó b na pozbycie się szalonego turysty ś mierdzą cego oparami. Wtedy wszystko był o jak w klasycznym amerykań skim filmie akcji. Na estakadzie autobus jechał skrajnie prawym pasem. Przy prę dkoś ci ok. 60 km/h taksó wkarz odcina autobus i zatrzymuje się przed nim. Kierowca wyjrzał z autobusu i spojrzał na taksó wkarza ze zdumieniem. Brakował o tylko frazy „Czł owieku, oszalał eś ? ” Taksó wkarz wyjaś nił , ż e ma pasaż era-psychika i chce wiedzieć , doką d jedzie autobus. Kierowca powiedział : „Cardales! ”. Taksó wkarz zapisał mi nazwisko na kartce, potem zawró cił i pojechał do centrum, a autobus znikną ł za zakrę tem wiaduktu, a zabrawszy mnie do hotelu, z przyjemnoś cią przeż egnał się i wyszedł .
Poszedł em do swojego pokoju i postanowił em dowiedzieć się , czym był Cardales. Zadzwonił em do przewodnikó w, odpowiedział mi Ivan. Powiedział , ż e to miasto 100 kilometró w na pó ł nocny zachó d od Buenos Aires na Panamericana (droga 3). Opisał em mu sytuację , był zszokowany takim zachowaniem przewodnika. I był też bardzo zaniepokojony pytaniem, dlaczego nie odleciał em i co planuję dalej. Odpowiedział em, ż e wszystko inne pó jdzie zgodnie z planem. Z miejscem wszystko był o jasne, nie był o jasne, na któ re ranczo zabrano dziewczyny. – Jest ich pię ciu! – powiedział mi Ivan. Zastanawiał am się , co robić (a kac mi nie pozwalał tego zrobić ) i zapytał am: „Ivan, có ż , jakbyś tam zabrał ludzi, na któ re ranczo byś poszedł ? ” "Santa Susanna" - powiedział - "Cena / jakoś ć jest dla siebie optymalna! ". Zapisał em nazwę rancza i podzię kował em mu za pomoc.
Nastę pnym krokiem był o zdobycie taczki. W „recepcji” powiedziano mi, ż e naprzeciwko hotelu znajduje się biuro firmy „Gerts”. Pę dził em tam jak kula, wchodzą c do biura, od razu powiedział em „Ay niid a kar” i wskazał em na jeepa w katalogu. „Są tylko mał e fiaty”, powiedział mi pracownik biurowy. Nie był o wyboru i zgodził em się . Narysował mi schemat, jak iś ć . Najpierw należ y skrę cić w Avenida 9 de Julio, nastę pnie wzdł uż wiaduktu za lotniskiem Jorge Newbery do wiaduktu Acero Norte, nastę pnie w autostradę Panamericana nr 3 i tam bę dzie skrę t na autostradę nr , zjazdy są bardzo blisko), a wzdł uż niej 30 km do Cardales. To zabawne, ale nigdzie się nie zgubił em, po prostu pomylił em trasę.6 z trasą.4. A fiat okazał się wyją tkowo rozbrykany – bez wię kszych trudnoś ci utrzymywał em 150 na lewym pasie.
Po 40 minutach na czwartej autostradzie wjechał em do Cardales. Przy wejś ciu znajdował a się „kawiarnia”, obok któ rej mę ż czyzna sprzedawał wodę . Kupił em butelkę i zapytał em o drogę do rancza Santa Susanna. Nie wiedział , ale postanowił zapytać patronó w baru. Bar wyglą dał jak stodoł a, w ś rodku był stó ł bilardowy poś rodku, po bokach był y 2 stoł y, w przeciwległ ej ś cianie był bar. Przypomniał o mi się filmy z Salmą Hayek i Antonio Banderasem. Dwó ch grubych meksykań skich mę ż czyzn w brudnych szarych koszulkach, grają cych w bilard z butelkami piwa w dł oniach, najpierw na mnie spojrzał o. Wewnę trzny gł os powiedział : „No to jest to, masz to! ”. Na szczę ś cie dla mnie panowie chę tnie porozmawiali z turystą i narysowali mi schemat dojazdu na ranczo. W mieś cie liczą cym 10 tysię cy ludzi wę drował em przez 40 minut i niejednokrotnie pytał em, jak się tam dostać . Ale spojrzał em na ż ycie zwykł ych Argentyń czykó w.
A tu jest ranczo - z pię knym ogrodzeniem, figurowym domem w centrum i duż ym parkingiem dla autobusó w. Nawet na parkingu zauważ ył em Dashę i Nastyę , któ re spacerował y po parku. „Dasza! ” krzykną ł em. Odwró cił a się i był a zszokowana na mó j widok. A po opowieś ci o tym, jak tam dotarł em i dowiedział em się , gdzie są , byli „prawie w ś pią czce”
Ranczo okazał o się „o niczym”, jak wiele innych – 10 minut jazdy konnej, spojrzenie na ż ycie okolicznych mieszkań có w (widział am duż o wię cej w Cardales! ), obiad w stoł ó wce. Ogó lnie nuda. W tym samym czasie autobus wró cił o czwartej, a dziewczyny wyraź nie spó ź nił y się na Dakar. Nawiasem mó wią c, był em na taczce bardziej niż kiedykolwiek.
Ich przewodnik Olya ró wnież się tutaj wyró ż niał . W autobusie jechał a i milczał a. Kiedy poproszono ją o opowiedzenie o ż yciu w Argentynie, powiedział a nosowo paskudnym gł osem: „Och, dlaczego zadajesz takie trudne pytania, naprawdę zepsuł y mi humor na cał y dzień ! ! ”. Grupa z Urugwaju był a w szoku. Spektakl na tym się nie skoń czył . Zanim zdą ż yli podjechać na ranczo, zaczę ł a zbierać od każ dego turysty 20 pesos (200 rubli). Na pytanie: „Po co to jest? ” odpowiedział po prostu: „Napiwki dla pracownikó w rancza! ”. – A jeś li ci się nie podoba? zapytał y dziewczyny. "Lubię to! " odpowiedział a twierdzą co. W sumie tani chwyt pienię dzy. Najciekawsze jest to, ż e niektó rzy dali się uwieś ć i dali jej pienią dze. A przy obiedzie na ogó ł wpadał a. Dziewczyny dał y mi kartki na jedzenie, bo nie chciał y jeś ć . Po 2 godzinach „koł owania” był em gł odny iz przyjemnoś cią bym coś zjadł . Ta suka, widzą c mnie przy stole grupowym, prawie zakrztusił a się ś liną i zadzwonił a do administracji. Na przykł ad nie z mojej grupy. Kupon oddał em i administracja się uspokoił a. W tym samym czasie ten „przyjaciel” nie dawał za wygraną . Wstał em od stoł u i poprosił em o