DZIĘKUJĘ MIGRANTOM
MIRACLE (ROSJA) – NOWE WYCIECZKI (USA): YELLOWSTON RESERVED NATURE 14-24 wrześ nia 2016
DZIĘ KUJEMY MIGRANTOM
Jak już podkreś lał em nie opisuję trasy, moż na o niej poczytać w internecie. Moim zadaniem jest dzielenie się wraż eniami, któ re mogą być przydatne dla tych, któ rzy podą ż ają moimi ś ladami.
Tak wię c, przed wejś ciem na pokł ad samolotu do Salt Lake City, spotkał em się z pierwszym interesują cym zjawiskiem bezpoś rednio w Paryż u. Skł adam bilet (lot AF 8990, godzina odlotu 10.55, 14 wrześ nia). Potę ż ny mę ż czyzna (powinien krę cić beczkami, a nie sprawdzać biletó w) o coś pyta. I nie jestem boomem – boom ino. To prawda, ż e zapamię tał zdanie: „Ay from poś piechu, Anglicy wiedzą ”. Mę ż czyzna spojrzał na mnie spod brwi i wskazał mi stó ł , gdzie dosł ownie wywró cił mó j bagaż podrę czny na lewą stronę . Nie tylko otrzą sną ł się , ale rozwią zał każ dy wę zeł , dokł adnie wymacał szwy nie tylko plecaka, ale i koszul. I dopiero pod koniec lą dowania, najwyraź niej zdają c sobie sprawę , ż e nie uda się wywoł ać oburzenia, ł askawie machną ł rę ką . Dlaczego tak baczna uwaga tylko na mnie. W koń cu nikt inny nie był wstrzą ś nię ty bezpoś rednio przed samolotem. Bo nie znam angielskiego? Ledwie. Pozostaje - "poś piech"! Być moż e mę ż czyzna jest naszym są siadem, przyjacielem, towarzyszem i bratem – migrantem z Ukrainy. Tak wię c obywatele, na wszelki wypadek, nie spieszcie się z przyznaniem, ż e jesteś z Rosji. Zwł aszcza jeś li nie mó wisz po angielsku.
Ale to wskazó wka. A oto bajka. Dokł adniej historia, któ rej ró wnież nie przeczytasz w Internecie. I co sprawił o wiele radoś ci cał ej naszej grupie. Faktem jest, ż e w Salt Lake City spotkał nas przewodnik, któ ry jest jednocześ nie kierowcą autobusu, tym razem tak naprawdę rosyjski emigrant z Biał orusi - Dmitrij Grozowski. Patrzą c w przyszł oś ć powiem, ż e na koniec poż egnali się z nim, wszyscy w grupie, prawie ze ł zami w oczach. I to był o z czego.
Wydaje się być prostym, zewnę trznie nie do odró ż nienia, z lekką nadwagą , ś redniego wzrostu i już niemł odym. Ale od pierwszej minuty dosł ownie wszystkich oczarował . Przynajmniej przez to, ż e od razu z maksymalną uprzejmoś cią poprosił , aby podczas wyjazdu nie dyskutować o polityce, narodowoś ci i… kobietach (najrzadszy przypadek, w grupie był a poł owa mę ż czyzn). W przeciwnym razie, mó wią , pokł ó cisz się i wpadniesz w takie bagno, z któ rego nikt nie znajdzie wyjś cia. "Moż esz tylko o trasie. " I wtedy zaczą ł o tym mó wić tak przenikliwie, nawet artystycznie, ż e mimowolnie zapomnieliś my o wszystkim innym. I tak od pierwszego do ostatniego dnia. Przeplatają c historie albo filmem (najbogatszy zbió r, któ ry wybrali w refrenie), albo z idealnie dobraną muzyką (gromadzoną przez dziesię ciolecia) w tonie terenu, przez któ ry przejeż dż ali. I nawijali duż o, prawie trzy i pó ł tysią ca km.
Powtarzam: na zewną trz, osoba zupeł nie nijaka. Potem - "ską d i co to jest. . . " - wykrzykną ł poeta. Przecież , jak się pó ź niej dowiedział em, nie ma ż adnego specjalnego humanitarnego wykształ cenia, któ re przyczynił oby się do talentu przewodnika. Nawet w Rosji w mł odoś ci ukoń czył szkoł ę techniczną . Ale wkró tce został zmuszony do emigracji. Tak zdarzył się los. Moż esz sobie wyobrazić : bez ś rodkó w do ż ycia i dachu nad gł ową , a co najważ niejsze - bez znajomoś ci „ję zyka”. Tak, nawet z ż oną , dwó jką mał ych dzieci i rodzicami, zaró wno wł asnymi, jak i jego ż oną .
Jak to jest? Ale w ten sam sposó b. Usiadł em za kierownicą autobusu turystycznego, gdzie „ję zyk” nie był potrzebny z lokalnym przewodnikiem. Stopniowo na wł asną rę kę ! (nie był o nic do zapł aty za kursy) nauczył em się mó wić , a nawet pisać po angielsku. Jednocześ nie nie tylko jeź dził turystami, ale uparcie studiował trasy przez Internet, literaturę specjalną . Cierpliwoś ć i trochę wysił ku. A sumienna praca to praca w Afryce, wszę dzie jest mile widziana. Grozovsky został ró wnież zauważ ony w biurze podró ż y. Raz spró bowaliś my - dwa razy jako przewodnik z grupą rosyjskoję zyczną - i ruszamy. Co wię cej, okazał o się , jak mó wią , jednego boga w trzech osobach: przewodnika, kierowcy i – talentu w porozumiewaniu się z ludź mi. Tak nazwał em Dmitrija. Sprzeciwił się z cał ą powagą . Na przykł ad, gdzie jest talent. „Trzeba tylko szanować ludzi, starać się , aby dobrze się z tobą czuli. Nie ma zł ych turystó w i zł ych grup, jest zł y przewodnik” – wypowiedział na koniec swoje credo Grozowski. Tak wię c Rosja stracił a cudownie pracowitego pracownika. A Ameryka to dostał a. Co wię cej, nie tylko on, ale takż e nie mniej pracowita ż ona i ich czworo dzieci, któ re już dorosł y, odebrał y dobre wykształ cenie i, podobnie jak ich rodzice, z powodzeniem pracują .
Oczywiś cie nie wszyscy nasi migranci są godni pochwał y. Nie daj Boż e, i miej litoś ć , aby spotkać się na przykł ad z gospodarzem firmy turystycznej „Banzai” w Japonii. A jednak, jak pokazuje praktyka, wię kszoś ć emigrantó w, przynajmniej w branż y turystycznej, jest taka jak Dymitr. Z woli losu zostali zmuszeni do opuszczenia Rosji. Ale nadal wykonuje ś wietną robotę , pracują c dla nas, Rosjan. Przecież dzię ki jego umieję tnoś ciom i talentowi jesteś my znacznie ł atwiejsi i szybsi, a co najważ niejsze bardziej produktywni, lepiej poznajemy wszystko co najlepsze o odwiedzonym przez nas kraju. Nieważ ne wię c, jak bluź nierczo moż e to zabrzmieć , ale osobiś cie nie ż ał uję , ż e Dmitrij wyemigrował . Osobiś cie ja (nie mam wą tpliwoś ci i cał a grupa) potrzebował em tego w USA. W szczegó lnoś ci w Salt Lake City, w Yellowstone. Na czas i we wł aś ciwym miejscu. Jednym sł owem nasz czł owiek za granicą , z któ rym czuliś my się ponieką d jak w domu. I dzię ki niemu za to.
Nastę pnego dnia po przybyciu z Yellowstone wyjechał em do Korei Poł udniowej. Co nie zrobił o na mnie osobistego wraż enia. Ale przewodnicy - ten Maxim na kontynencie, ta Valentina na wyspie - i tutaj okazali się być na gó rze i na swoim miejscu. Jednym sł owem nasz. (Nie mylić z japoń skimi „Banzai”, chociaż są to rosyjskie, nigdy nie był y nasze). Ale był a też niespodzianka. Zespó ł był zjednoczony jak zawsze. A wszystkie osoby, jak mó wią , piszą powieś ć nawet teraz. Na przykł ad Anatolij, podobny do Gorbaczowa. Có ż , jestem wprawdzie ż ywym facetem, ale jakoś niepostrzeż enie był z jego aparatem zawsze przed sobą . Albo Siergiej z siwieją cą brodą . Cichy, skromny, cichy. I już pó ł ś wiata krą ż ył o - pieszo!
Mó j wspó ł lokator Alexander okazał się nie mniej kolorowy. Przekonany, ż e jest niezwykle oczytany, mó wi ję zykiem i potrafi bezkarnie draż nić każ dego (oczywiś cie w ramach prawa). Zaczą ł na mnie doskonalić swoje umieję tnoś ci. Jednocześ nie moim zdaniem znacznie przekraczają c granice przyzwoitoś ci. Na począ tku skrupulatnie kwestionował moją biografię , dlaczego rozwió dł się z ż oną , a potem zerwał ze swoją dziewczyną . Jak szybko się okazał o, nie kierował a nim zwykł a ciekawoś ć . Ponieważ od razu zastosował otrzymane informacje w praktyce. Na przykł ad: „Dlatego twoja ż ona cię zostawił a”. Lub: „Dlatego twoja kochanka uciekł a od ciebie”. Choć przecież przekonują co tł umaczył , ż e nawet po 25 latach wspó ł ż ycia, wnió sł o rozwó d z powodu tysią ca razy wię kszej niż banalna zdrada i zazdroś ć (choć tak był o). A z przyjacielem przez 15 lat komunikacji po prostu znudziliś my się sobą i spokojnie rozproszyliś my się jak statki na morzu. To z jego strony od razu też nie budził o wą tpliwoś ci.
W skró cie, cierpiał em przez dwa dni, milczał em. I wtedy zaczą ł odpowiadać . 57-letni, mł ody (w poró wnaniu ze mną ) mę ż czyzna o mił ym wyglą dzie nie wierzył , ż e z racji mojego zawodu moje sł ownictwo dwukrotnie je przekracza. Tak, i z logiką , z racji tego samego zawodu, bę dzie lepiej. Kró tko mó wią c, począ tkowo był przywią zany, udają c, ż e ł atwo przyjmuje ciosy. Ale po krzywym uś miechu widać był o, ż e są siad wcale nie był przyzwyczajony do otrzymywania reszty. I wkró tce nie mó gł tego znieś ć , zł amał się . Poprosił o powró t do pierwotnych pozycji status quo. Na co od razu się zgodził em. Nie jest dobrze, aby profesjonalista kł ó cił się z amatorem, nawet jeś li o to prosi. Jednak w koń cu ugryzł się po cichu. Ostatniego dnia zapomniał em na stole w swojej poł owie pokoju (miejsce wybrał jako pierwszy z mojej sugestii) ł adowarki do aparatu. Myś lę , ż e nie schował go do kieszeni. Raczej się ukrył . Ż ebym zapomniał . Co się stał o. Wyszedł z pokoju ostatni, na stole nic nie był o. Có ż , nie trzeba był o już ł adować . Ale Bó g mu bł ogosł awi. O wiele ciekawsze jest to, ż e za 10 lat podró ż owania po raz pierwszy w grupie 8 osó b, ani jednego opó ź nienia przy wejś ciu do autobusu! (Chyba ż e twó j posł uszny sł uga spó ź nił się na samym począ tku z przyczyn technicznych). I to jest naprawdę cud, do któ rego nawet superzorganizowani Chiń czycy prawdopodobnie nie są zdolni. Wł adimir Antonow