Witamy lub nieznajomi B-3
Ró ż owe wino wypijane wieczorem namalował o ś wiat w podobnym kolorze.
Wieczó r był niesamowity.
Noc jest cicha, bez bryzy, bez plusku fal, bez piosenek, bez tań có w. Ale przyjaciel, któ ry spał na ulicy w puchowym ś piworze, poskarż ył się , ż e księ ż yc ś wieci mu prosto w oczy : (((
Dzień wcześ niej widział em, jak są siad, któ ry zabrał swojego najstarszego pię ciolatka (mł odszego 2), poszedł na spotkanie ś witu na pagó rku są siedniej zatoki. Wow! A my jesteś my gł upcami, ile lat tu stoimy, ale nigdy wcześ niej o tym nie myś leliś my! Sł oń ce nadchodzi na naszą plaż ę doś ć pó ź no, bo blokuje ją skał a. W sierpniu jest bardzo dobrze – upał y ruszą pó ź niej, a teraz, we wrześ niu, czekaliś my, aż nadejdzie.
Dzisiaj ró wnież postanowił em przejś ć na drugą stronę . Poranek był tak cichy i wspaniał y, ż e dosł ownie dusił am się ze szczę ś cia! Znowu tu jestem! Jak dobrze!
Ś wit też był cał kiem niezł y! A panorama był a prawie jedna w jednym z ostatnich egipskich hoteli. Zarys Przylą dka Meganom mocno przypomina wyspę Tiran (no có ż , jeś li zburzysz Przylą dek Alchak : )))))
Dzisiaj musieliś my zdobyć gó rę Perchem, wyż szą od Sokoł a, ale nie tak skalistą i stromy, poł oż oną dalej od morza. A ponieważ droga tam biegł a, znowu, przez ź ró dł o, zanurzyliś my się w czcionkę po raz trzeci. Bó g kocha Tró jcę !
Nam dwojgu udał o się dwukrotnie wspią ć się na Perch. Po raz pierwszy, nie znajdują c ś cież ki, dosł ownie przeczoł gali się przez zaroś la. Za drugim razem udał o nam się znaleź ć mniej wię cej normalną wspinaczkę . A w trzecim, kiedy nasza tró jka był a z obecnym przyjacielem, generalnie nie trafialiś my w cel i w ogó le poszliś my w zł ym miejscu. Gó ra nas nie wpuś cił a : (((
Ma kilka wierzchoł kó w, na jednym z nich znaleź liś my kamienie uł oż one w spiralę , zwane wedł ug tabliczki „Ś wią tynią Ducha”. Ale nigdy nie udał o nam się znaleź ć ruin ani ś wią tyni, ani klasztoru, któ re są wymieniane jako lokalny punkt orientacyjny. Są ró wnież na liś cie Turpravdin's.
Tym razem znaleź liś my zupeł nie nową ś cież kę , któ rej wcześ niej nie zauważ yliś my, a po niej był o doś ć ł atwo (oczywiś cie w stosunku do poprzednich czasó w), ale mimo wszystko z wywieszonymi ję zykami wspię liś my się pierwszy pryszcz. Szczyt Sokoł a pozostał poniż ej naszego poziomu.
Grupa chł opcó w i dziewczą t na czterokoł owcach, któ rzy w tym czasie byli na szczycie, patrzył a kwadratowymi oczami na pó ł nagich ludzi (nas, czyli nas), któ rzy wył onili się z otchł ani. Przybyli z zupeł nie innej strony drogą z Sudaka i teraz odpoczywali od dokonanego wyczynu. A nasz ł obuz przylgną ł do nich: „Czy jesteś sł aby na Sokoł a? ”. Lider czterokoł owcó w powiedział , ż e facet z ich klubu wjechał na Sokó ł na rowerze gó rskim. W tym momencie nasze oczy się rozszerzył y. Jak? Jak zszedł na dó ł ? Có ż , jak mogł em, zszedł em na dó ł . Nie poznaliś my szczegó ł ó w. Co najwyraź niej. : )))
Nie omieszkał em zapytać faceta, gdzie są ruiny? Wskazał palcem na zbocze są siedniego szczytu i rzeczywiś cie coś tam zobaczyliś my wś ró d drzew. Ale ż eby zobaczyć , widzieliś my, ale jak się do niego dostać i nie przegapić ? Facet niestety nie wiedział . Nie są przyzwyczajeni do chodzenia.
Po zał oż eniu kaskó w i zał oż eniu pod nimi zabawnych jednorazowych czapek mł odzież cofnę ł a się , wznoszą c za sobą kł ę by kurzu. A my popijaliś my o dwie stopy dalej, we wskazanym przez przewodnika kierunku. Po pewnym czasie spaceru wzdł uż drogi zobaczył em strzał ę uł oż oną z kamieni i ledwo zauważ alną ś cież kę odchodzą cą w bok. Skrę cił em tam, mę ż czyź ni zaczę li protestować , ż e lepiej jechać znaną już drogą . Ale ja uparł am się na wł asną rę kę , argumentują c, ż e ta droga nie prowadzi nas do ruin. Szliś my doś ć dł ugo, mę ż czyź ni mamrotali, ż e już wszystko przegapiliś my, a teraz w ogó le wró cimy do Sokoł a. Ale niespodziewanie wyszliś my jednak na ruiny, a chł opcy się zamknę li. W sercu triumfował am, ale nie pokazał am tego, ż eby ich mę skie ego nie ucierpiał o : )))))
Nie ma tam nic szczegó lnego do zobaczenia - staroż ytne fundamenty są tylko tam, z gó ry pró bowali ponownie wznosić mury z improwizowanego kamienia, któ rych jest bardzo duż o. Wewną trz znajduje się kilka ikon papieru. To w rzeczywistoś ci wszystko.
Ale samo miejsce musi być z definicji czymś wyją tkowym i fajnie był oby tam spę dzić trochę czasu. Ale nasz przyjaciel jest absolutnie obcy religii i wszelkim innym ezoterykom, wię c nie zwlekaliś my. Jednak pole jest zaznaczone, ruiny są znalezione; ))))))).
Zjeż dż aliś my przez polany, nie gorsze niż gaj jał owcowy Novy Svet, a moż e nawet lepiej. Są po prostu daleko od morza. Ale nie ma nikogo.
Zbliż ają c się do Sudaka, zmienia się krajobraz - doś ć bujną roś linnoś ć zastę puje szary piarg, któ ry pozostał po erupcji w staroż ytnoś ci wulkanu Kara-Dag. Wię c nie są jeszcze cał kowicie zaroś nię te roś linami.
Przed wejś ciem do miasta przyglą damy się bardziej przyzwoicie. W tym celu zał oż ył am na kostium prześ witują cą plaż ową sukienkę . Trudno to nazwać przyzwoitym, ale dla Sudaka jest w porzą dku - wiele osó b tutaj tak chodzi. A wcześ niej też bym się tym nie zawracał - wystarczył by stró j ką pielowy. Ale kontyngent się zmienił , podobnie jak sposó b ubierania się .
Chodź my do naszego ulubionego pubu na nabrzeż u, któ ry wcześ niej kupił wę dzonego okonia morskiego. Jest faworytem z dwó ch powodó w: po pierwsze jest to balkon nad plaż ą i widokiem na fortecę , a po drugie piwo wlewa się tam do szklanych szklanek, a nie jednorazowych. Nie uważ am się za estetę , ale wolę pić piwo ze szkł a. Cena jest tam nieco wyż sza niż gdzie indziej, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadza.
Ale oto zasadzka — nie sł uż ą już w szkle! AAAA! Moja pierwsza reakcja jest taka, chodź my! Plastik moż e być tań szy do picia. Ale paskudni rozrzutnicy nalegali i zostaliś my. Nie przyjechaliś my tu na drinka. To nie są nasze dawki! Musiał em ograniczyć się do dwó ch. Ryby i tak się skoń czył y. Wzdł uż alei cyprysowej poszliś my na lunch do najtań szej kawiarni w Sudaku, Wostoku. Ceny są niż sze niż w ZSRR. Barszcz kosztuje tutaj 40, papryki faszerowane (2 szt. ) - 75.
Odś wież ywszy się , poszliś my na zakupy na kolację . Pisał em już , ż e wszystkie stare firmy rozlewnicze albo został y przeprofilowane, albo po prostu sprzedają wino butelkowane. Ale na alei cyprysowej jest kilka punktó w sprzedają cych się w butelkowaniu. Poszliś my zapytać . Czarny puł kownik po 30 rubli za sto metró w kwadratowych. Czyje, pytam? Bakczysaraj? Ach, rozumiem! Wypij się . A co to za szampan w 75 rubli za 0.5? Pó ł sł odkie, jak cydr. ??????!!! ! ! Przeraż enie. Wyjeż dż amy.
Przyjaciel chciał kupić arbuza. Pojawił się ! 40 r za kilogram? To 16 hrywien! W domu kosztuje maksymalnie 2 UAH / kg. Ale figi za 200 r to zupeł nie inna sprawa, wcale mi tego nie ż al! Nie sprzedają go w domu, ale twó j w ż aden sposó b nie uroś nie. Jednak po przyjeź dzie znalazł em w jednym supermarkecie za…. . 175 UAH! Wię c 200 r to gratis!
Ale ryby na alei cyprysowej są zaskakują co tań sze niż na centralnym targu Sudaka, a nawet bardziej niż w Nowym Ś wiecie. Flą dra, któ rą kupiliś my tutaj za 600, kosztował a 450. Ale już ją zjedliś my, wię c kupiliś my kilogram gotowanej-mroż onej rapany za 350 rubli. Wró ciliś my na naszą plaż ę . Podczas gdy mę ż czyź ni smaż yli rapany, ja jako posł aniec pospieszył em do Zgromadzenia Narodowego po zimne piwo.
Nocą obudził mnie komar, któ ry przybył zniką d i któ rego nigdy tu nie był o. Nie zapinaliś my osł ony przeciw komarom - wcześ niej nie był o takiej potrzeby. I dlatego z jakiegoś powodu chciał em wracać do domu! Zaczą ł em analizować przyczynę tak gwał townej zmiany nastroju. W koń cu rano był em tak nać pany! Nie myś lą c o niczym, chowają c się gł ową przed komarem, zasnę ł a.
Urom był jakoś ś wież y. Wspią ł em się , ż eby popł ywać - woda jest cieplejsza niż powietrze. Wysiadanie nie jest zbyt wygodne. Musiał em zał oż yć dres. Namawiał a chł opó w do wyjazdu nie w sobotę , ale dzień wcześ niej, tj. już jutro, pią tek. Nie chcieli, zwł aszcza przyjaciel. I powiedział em, ż e moja fantazja już wyschł a, gdzie indziej miał bym się zataczać . Dziś mamy Karaul-Oba, Carską Plaż ę i szlak Golicyna. A co jutro - wymyś l sam. I nie mają zbytniej wyobraź ni. Postanowiliś my, ż e pomyś limy o tym do wieczora.
Siedzieliś my i jedliś my ś niadanie. I wtedy go zobaczył am! ZAJĄ C! Przyszedł do ź ró dł a napić się wody. Zaczą ł em podkradać się do niego z aparatem, ale problematyczne okazał o się zrobienie tego na szeleszczą cych kamyczkach. Udał o nam się oddać strzał , ale z duż ej odległ oś ci.
Po odczekaniu na sł oń ce i wreszcie ś cią gnię ciu ciepł ych ubrań , poszliś my na gó rę , odstraszają c po drodze stado kuropatw, któ rych nigdy wcześ niej tu nie widziano. Opowiedzieli Mikhalychowi o zają ca i ptakach. Zają c nie zrobił na nim wraż enia, ale kuropatw też nie widział . Powiedział , ż e jutro jedzie do Koktebel io któ rej wró ci - nie wiedział . Ups! Ale co z rzeczami? To rozstrzygnę ł o nasz spó r. Jutro w domu!
Pojechaliś my do Karaul-Oba, omijają c kasę biletową tajną ś cież ką . Jednak to już nie jest tajemnica. Wą wó z prowadzą cy do Plaż y Kró lewskiej na ogó ł zamienił się w Broadway. Samochody wjeż dż ają prawie w sam gaj jał owcowy. Gdyby nie ró w wykopany specjalnie dla takich mą drych ludzi, odwiedziliby przylą dek Kapczik. Khan rezerwy! W zeszł ym roku leś niczy też tu pilnował , z czego nie byliś my zadowoleni - musieliś my oddać ruble krwi. Ale teraz nie wiedzieliś my już , czy cieszyć się jego nieobecnoś cią .
Wspię liś my się na Karaul-Oba, odwiedziliś my wszystkie pamię tne miejsca – ł ó ż ko Adama, ł awkę Golicyna, piekł o, labirynt Byka.
Przeszliś my trochę w kierunku Vesely, ale nie wyszliś my do niego – leś niczy na pewno tam stoi.
Poszliś my na Kró lewską Plaż ę . Tak! Oddział miasta!
Nie pozostali w tym tł umie, ale poszli na Ś cież kę Lojalnoś ci. Jest to czę ś ć szlaku Golicyna, prowadzą cego od plaż y carskiej do groty przelotowej. Nazwali go tak, ponieważ niewierne ż ony, któ rych sumienia nie są czyste, nie bę dą mogł y przez to przejś ć , upadną . Wcześ niej czę sto z tym jeź dziliś my - był o cał kiem znoś ne. Nawet nasz niesportowy przyjaciel przezwycię ż ył to. To prawda, ż e ostatnie pó ł tora metra przed grotą to zupeł nie gł adki urwisko. Ale z pomocą naszych wspinaczy wspię liś my się ró wnież na nie. Pewnego dnia spacerowaliś my w duż ej grupie. Po drodze wyprzedziliś my mł odą parę , któ ra zatrzymał a się na sesję zdję ciową . Zbliż amy się do groty i widzimy obraz olejny - w kucki, trzymają cy się uś cisk na skale, siedzi „niewierna ż ona” iz histerycznym ł kaniem krzyczy do mę ż a stoją cego obok niego: „Dlaczego tu po mnie przyjechał eś ? ” ? " Przyjechał a ró wnież mł oda para. Widzę , ż e dziewczyna, któ ra wcześ niej doś ć energicznie szł a ś cież ką , dosł ownie trzę sł a się ż uchwą . Wcześ niej myś lał em, ż e to wymysł pisarzy. I poszedł em z mł odym synem przyjació ł . Nasi ludzie przekroczyli już ostatnią granicę . Ominą wszy jakoś te zaklinowane, oddał em dzieciaka i zdejmują c buty dla lepszej przyczepnoś ci do skał y, rzucił em im kapcie i wspią ł em się na siebie. Dziewczyna został a przetransportowana w nieco inny sposó b. Czy te dwie pary wró cił y, nie wiem. Nie oglą daliś my koncertu.
Ale to był o dawno temu. Z biegiem czasu czę ś ć szlaku zawalił a się i prawie nikt nią nie chodził . Prawie. Jedziemy. Teraz trzeba był o zejś ć do wody w miejscu, w któ rym się zawalił o, a potem wspią ć się z powrotem.
Wtedy prawie stracił em panowanie nad sobą . Latanie tam nie jest jednak wysokie, 3-4 metry, ale kaleka jest realne. Kró tko mó wią c, powiedział em, ż e to był ostatni raz. Był em nawet podejrzany o wszystko poważ ne. Tak wię c w tym roku postanowił em: „udowodnię to! ” ; ))))))))))
I udowodnił a to! „Jestem ci wierny, niestety! A ty, ty i ty! ” : ))))))). W tym roku mi się udał o. Zdał em bez strat. Kilka osó b po drugiej stronie szlaku, wyposaż onych w betonowe barierki, zaczę ł o z podnieceniem dyskutować , czy powinni wró cić tam, ską d przyszliś my. Nie odradzaliś my ich ani nie zachę caliś my. To ich ż ycie, decydują .
Wspię liś my się na balustradę i zeszliś my po skał ach do wody, aby popł ywać samotnie. To prawda, ż e pł yną ce tam i z powrotem ł odzie zbierał y swoje ż niwo.
Szlak Golicyna, grota Chaliapin, zjazd do wsi. Bilety nie był y sprawdzane przy wejś ciu i wyjś ciu (dzię ki Bogu! ). Có ż , skoro jutro wyjeż dż amy, to dziś bę dziemy imprezować ! Kupiliś my jedną butelkę szamponu i wypiliś my na ł awce na skarpie. Potem był kolejny i kolejny. Czwarty został zabrany z nimi na plaż ę . Niebezpiecznie jest iś ć kozim szlakiem pijany z plecakami.
Rano był o doś ć ś wież e, ale mimo to odbyliś my ostatnią ką piel, a woda był a doś ć ciepł a w poró wnaniu z powietrzem. Ale dzisiaj, zakł adają c plecak, nie zdją ł em kurtki. Poż egnaliś my się z Michał yczem, zostawiają c mu ostatnią konserwę (jedyną , któ ra nie przeterminował a), pó ł butelki bimbru z pł atkami ró ż y herbacianej i kilka kilogramó w ziemniakó w pozostawionych nam przez są siadó w, któ rzy wyjechali dzień wcześ niej. p>
Z Sudaka polecieliś my o 8.15. O 10.15 mieli być w Symferopolu. Nasz autobus do Mariupola odjechał o 11, a my jeszcze mieliś my czas na ś niadanie i kupienie fig do domu. Ale go tam nie był o. Droga został a naprawiona. Poważ nie odnowiony. Nigdy nie widział em takiego pojazdu. Poprzednia nawierzchnia drogi został a usunię ta na gł ę bokoś ć.30 cm, kró tko mó wią c, beznadziejnie utknę liś my w korku. Sprytni jechali poboczem drogi. Silnie sprytny - po przeciwnej stronie. A szczegó lnie inteligentne są po stronie nadjeż dż ają cego pasa. Nasz kierowca okazał się sprytny - podjechał na pobocze. Wyprzedziliś my wiele samochodó w, wś ró d któ rych zauważ ono autobus, któ ry odjechał.15 minut wcześ niej niż nasz. Czoł gali się przez dł ugi czas. Nawet mi się nie ś nił o figi. Có ż , przynajmniej po to, by coś przechwycić w biegu! Znowu korek w Symferopolu! Bę dziemy musieli gł odować , przynajmniej ż eby się nie spó ź nić ! Nie spó ź niliś my się , ale nie mieliś my też czasu na jedzenie.
Temperatura nigdy nie wzrosł a. Widział em gdzieś biegną cą linię +18! Brr! Dobrze, ż e zniknę li!
Mam trochę pienię dzy. Okazał o się , ż e na dwoje bez drogi Mariupol-Simferopol iz powrotem wydaliś my 8100 rubli, czyli okoł o 3250 UAH.
I przejechaliś my przez granicę , nie uwierzysz – w zaledwie pó ł godziny! Ze strony ukraiń skiej przywitał nas billboard „Vitaemo pod willami Ukrainy! ”. Ale na odwrocie był napis, któ rego nie zauważ ył em przy wejś ciu: „Ukraiń ca wypoczywają cy na okupowanym przez Rosjan Krymie nie jest już Ukraiń cem”.
Brak komentarza