Kwai to niebo. Podróż nad rzekę Kwai.

16 Styczeń 2012 Czas podróży: z 04 Marta 2011 na 18 Marta 2011
Reputacja: +172.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Czytał em o wycieczce nad rzekę Kwai i sam chciał em to napisać . Rzeczywiś cie, moim zdaniem, to jedna z najlepszych wycieczek, gdyby był a okazja, moż na by od razu wzią ć kupony na cał y czas, ale oczywiś cie morze jest morzem.

Có ż , teraz o wycieczce - najważ niejszą rzeczą jest oczywiś cie wybó r biura informacji turystycznej. Jechaliś my Pegasusem, od razu wiedział em, ż e nie powinni jeź dzić na wycieczki, ceny są bardzo wysokie, prawie 2 razy, hotele mogą być wygodniejsze, ale kto potrzebuje tego na 1 noc, jeś li moż esz mieszkać w hotelu nad rzeką . Ogó lnie szukam wycieczki. Biuro wybrał o "Kapitan Vrungel", któ ry jest na Jomtien, targował się i wzię ł o kupony na 2700 bahtó w. Od osoby 2 dni i 1 noc, pó ł za dziecko (bardzo fajnie, w innych nie robili zniż ek dla dzieci, chociaż nie wiem jak w Kokosie to generalnie kosztował o 2600, ale dowiedział am się za pó ź no). Tak, wybraliś my się na wycieczkę wraz z wodospadem Erawan. Obiecali odebrać nas o 4 rano.


Wstaliś my wcześ nie, wyszliś my na ulicę , a tam był o duż o ludzi - i wszyscy czekali na autobus - mieli jechać do Kwai, 1 autobus podjechał , nie za nami, 2 - też , to był a już godzina 5, zaczę li się denerwować , po drodze spotkali ludzi, któ rym też wzię liś my bony u Kapitana, postanowiliś my poczekać trochę dł uż ej i wtedy zadzwonić , ale potem podjechał duż y autobus i ustawiono nas na nim, a para z Odessy, któ ra ró wnież wzię ł a kupony w Vrungel, nie wzię ł a, powiedzieli, ż e przyjedzie po nich nastę pny autobus - byli zdenerwowani. Nie widział em ich ponownie. Nie wiem, czy wyjechali, czy nie. OK. Dalej przejechaliś my Pattaya, zabraliś my innych turystó w, dzię ki Bogu zabrali też naszych znajomych, zwł aszcza ż e przynieś li butelkę wó dki. Opuś ciliś my Pattaya, zasnę liś my, obudziliś my nas w Bangkoku, a raczej gdy go mijaliś my.

Zatrzymaliś my się na stacji benzynowej na ś niadanie - otworzyliś my nasze boksy (trzeba zamó wić w recepcji dzień wcześ niej), zaczę liś my patrzeć , kto co miał , okazaliś my się najsł absi (masł o, woda, jajko i coś jeszcze , nie pamię tam), ale to wystarczył o, zwł aszcza z zebranymi owocami. Tak, zapomniał em ci powiedzieć , podró ż ował em z ż oną i có rką , usiedli razem, a ja musiał em usią ś ć z facetem, któ ry w tym momencie spał i strasznie ś mierdział oparami. Przed ś niadaniem starał się poł oż yć wszystko na moje rę ce, walczył najlepiej jak potrafił - nie był o sensu go budzić . Po ś niadaniu pojechaliś my dalej, potem pojawili się przewodnicy, jak się okazał o, jeden był Tajkiem, po rosyjsku to nie boom boom, ale nasz drugi to Aleksander (jock), a potem się zaczę ł o – biegunka sł owna, ale wszystkim się podobał o to. Ten Aleksander okazał się fanatykiem Azji Poł udniowo-Wschodniej, gdzie go nie był o. Nie powiem, ale był o super - polecam. Nastę pnie udaliś my się do fabryki mebli tekowych, gdzie pró bowali nam sprzedać meble.

Meble fajne, ale drogie, potem udaliś my się do wioski, któ ra znajduje się nad kanał ami, jak się okazał o, kanał y te został y wykonane w czasach staroż ytnych, aby ł atwiej był o atakować są siadó w. Tam popł ynę liś my ł ó dką , popatrzyliś my jak rosną drzewa owocowe, choć owocó w nie kupili, czas był ograniczony, ale przyroda fajna. Potem pojechaliś my na pó ł nocny zachó d, dotarliś my do elektrowni wodnej, droga tam się zwę ż ył a, po drodze widzieliś my kamienie, któ re pocię li na ró ż ne figury - te kamienie są sprzedawane do ró ż nych parkó w, widział em je w Nong Nooch i parku miliony kamieni. Potem zabrano nas do przydroż nej kawiarni, gdzie nakarmiono nas przepysznie, na pierwszy był jakiś gulasz - pyszny, nie wiem, jak to się nazywa, ale na pewno nie Tom Yan, na drugi ryż z jakimś rodzajem ryby, niektó re sał atki i przeką ski. Nastę pnie udaliś my się do wodospadó w Erawan - fajne miejsce, mogliś my tam zostać cał y dzień.

Erawan to ł ań cuch wodospadó w (jest ich w sumie 7) bardzo pię kny, poł oż ony w parku, ale dał y nam tylko 2.5 godziny, a udał o nam się wspią ć tylko na 3 wodospady, w sumie kupiliś my, w zasadzie to nam wystarczył o, niektó rzy pró bowali zobaczyć wszystkie 7 - potem musieli czekać na autobus, chociaż musieli jechać . Co wię cej, wł aś nie w tych wodospadach ż yją ryby, któ re sprawiają , ż e peeling - niezapomniane uczucie, zwł aszcza gdy gdzieś pł ywasz i zwalniasz - są jak tam - szczypią wszę dzie. Prawdopodobnie interesują ce dla tych, któ rzy pł ywali tam bez ką pieló wek……. Jest tam duż o ludzi, zwł aszcza Chiń czykó w. Tamtejsza roś linnoś ć jest bujna, wszelkiego rodzaju drzewa i krzewy, szczegó lnie duż o trzciny. Potem pojechaliś my bezpoś rednio do Kwai, wysadziliś my nas w parku, chyba nazywa się Sayok. Tam wsiedliś my na tratwy przywią zane do motoró wek, zabrano nas do wodospadu na rzece - najprawdopodobniej był sztuczny, potem zaproponowano chę tnym zał oż enie kamizelek i popł ynię cie za tratwą.


Zostawiliś my z ż oną dziecko pod opieką przyjació ł , któ rzy bali się pł ywać i sami nurkowali. Tratwa szybko wycofał a się za zakole rzeki i zostaliś my sami (inni pł ywacy pozostawali w tyle) po przepł ynię ciu pewnej odległ oś ci, zmę czył em się i zaproponował em ż onie zejś cie na brzeg, co zrobiliś my, był a tam wspaniał a plaż a, wzdł uż któ rej szliś my pieszo, pró bowaliś my wejś ć do dż ungli, ale szczerze mó wią c, przestraszyli się , tam powalono drzewa, strasznie był o nadepną ć na coś lub kogoś bosego nago. Kiedy plaż a się skoń czył a (i miał a 300 metró w dł ugoś ci), zobaczyliś my, ż e reszta poszł a za naszym przykł adem. Wskoczyliś my do wody i pł ynę liś my dalej, przepł ynę liś my w sumie okoł o kilometra, potem zobaczyliś my domy na wodzie, przycumowane do nich - a raczej zł apali nas, bo prą d był namacalny, a my pł ynę liś my z prą dem. Tam już czekaliś my. Był a godzina okoł o 19:00. Przesiedlono nas - był o nas 3, wię c zamieszkali w pokoju 5-osobowym - koi.

Pokó j jest super, choć w nocy był o gorą co - byli tylko fani - ale egzotyczni. Wieczorem dostaliś my bufet prosto na tratwach - super, biorą c pod uwagę , ż e mieliś my butelkę wó dki, ryba w rzece to po prostu keshila. Niektó rzy pró bowali zł apać ją na chleb - bezskutecznie. Tam był basen, w któ rym pł ywali cał y wieczó r, zamawiają c piwo w barze (cena jest droga Chang - 100 bahtó w 0.3 l. ), trzeba był o je zabrać ze sobą . Kto chciał zrobić masaż - był y specjalne miejsca i specjalnie przeszkoleni ludzie 300 bahtó w. 1 godzina. Poszli spać o pierwszej w nocy. Wstaliś my o 7 rano, znowu nakarmili, wsadzili na tratwy i odpł ynę li, szkoda był o wyjeż dż ać - miejsce super, rzeka gó rska, ale ciepł o, mieszkam w Ał taju, też mamy gó rska rzeka Katuń , ale jest zimno, jest ciepł o i powietrze otula cię jak pod kocem. Relaks jest kompletny. Wieczorem zanurzasz nogi w wodzie, ś wiecisz latarnią , a tam ryby są niezmiernie, robi się nawet przeraż ają co - nagle ktoś gryzie.

Przestraszyli mnie też krokodylami i wę ż ami, ale ich nie widział em. Opowiedzieli też historię o wojsku amerykań skim, któ re podczas wojny w Wietnamie zł owił o trzymetrowego wę ż a (nazwy nie pamię tam), pokazali nam zdję cie, robił o wraż enie. Potem wsadzili nas z powrotem do autobusó w i poszli na ką piele radonowe - szczerze mó wią c mi się tam nie podobał o, tylko 3 mał e ką piele o ró ż nych temperaturach, niektó re bardzo ciepł e, powiedział bym gorą co, w pobliż u pł ynie chł odna rzeka, ale ludzie są ciemni. Zranił em się tam w nogę - nadepną ł em na ostry kamień . W pobliż u znajduje się targ, na któ rym sprzedają ró ż ne miody. Narkotyki, owoce, lody i inne drobiazgi. Byli tam przez okoł o godzinę . Potem zabrano nas na sł onie – super, specjalnie wyznaczone miejsce, gdzie odbywają się ró ż ne przedstawienia, potem jeż dż ą na sł oniach z ł awką przyczepioną do plecó w – niewygodnie, ale fajnie.

Po drodze sł oń jest wprowadzany do wody w rzece, zbiera wodę i nawadnia cię trą bą . Po drodze robią ci zdję cia, a potem sprzedają zdję cie oprawione w odchody sł onia - myś lę , ż e kosztuje to 150 bahtó w. Szczegó lnie interesują ce jest przedstawienie mał ych sł oni, któ re piją mleko z butelki, stą pają po leż ą cych ludziach i cał ują nas trą bą . Tak, sprzedają też pyszne lody za jedyne 10 bahtó w. (1 bab. - 1 rub. ) Potem poszliś my do sklepu, gdzie sprzedawali ró ż ne herbaty i wszelkiego rodzaju lekarstwa, pró bowaliś my herbat, nie bardzo mi się to podobał o, ale gasił em pragnienie, bo jeszcze trochę chory na kaca, potem zabrali mnie do sklepu, gdzie kupił em ró ż ne ś mierdzą ce maś ci (czerwony i zielony balsam na melancholię . Nie pomogli) i moja ż ona kupił a coś innego, dał em jej pienią dze i tam zostawił em, a ja ja opiekował em się sklepem, w któ rym sprzedawali wino i piwo (przed sprzedaż ą pozwalali mi go skosztować ), tam spotkał em są siada, któ ry zauważ ył go (sklep) przed innymi i nie poszedł pić herbaty.


Tam kupił em wino (bardzo sł odkie) i piwo (najlepiej Chang). Po zaopatrzeniu się w to wszystko wsiedliś my do autobusu, moja ż ona zał atwił a lekarstwa i herbaty, a ja z kolegą alkohol, jak się okazał o, zaopatrzył się dokł adnie - kupił.0, 7 litra. Roma San Som (najlepszy rum). Nastę pnie udaliś my się w kierunku Bangkoku, po drodze mieliś my odwiedzić lekarza (nie pamię tam jego nazwiska, ale nazwisko jest ciekawe). Po drodze pokazano nam film Most na rzece Kwai. Pod tym filmem skazaliś my piwo i wino. Dotarliś my do „Drogi Ś mierci” – to kolej, któ ra został a zbudowana przez pojmanych Chiń czykó w w czasie II wojny ś wiatowej, ź li Japoń czycy nie dawali im spoczą ć i eksploatowali, dopó ki się nie poddali – droga przez dż unglę – pod wraż eniem – Japoń czycy umie budować nie tylko samochody. Có ż , to jest dygresja. Tam zjedliś my lunch - cał kiem znoś ny, biorą c pod uwagę pijaka. Odwiedziliś my lokalny targ, a oni są wszę dzie, kupiliś my koszulki za 100 bahtó w, zrobiliś my zdję cia i poszliś my drogą ś mierci do dż ungli.

Co prawda daleko nie pojechali, odką d zaczę li do nas dzwonić , okazuje się , ż e wycieczka się skoń czył a, a my chcieliś my dotrzeć do mostu na rzece Kwai, któ ry Brytyjczycy zbombardowali podczas II wojny ś wiatowej. Droga stoi na palach, któ re oddychają dł onią , był o strasznie, ale tam, gdzie nasza nie zniknę ł a. Wszę dzie. W pobliż u przepł ywa rzeka Kwai - chł odny obszar, przez gó ry Myanmaru, z któ rymi okresowo walczą . Tak, odwiedziliś my tam ró wnież ś wią tynię jaskiniową , w któ rej wewną trz znajduje się Budda. Nawiasem mó wią c, ich religia jest fajna, ale nie dla nas. Potem wsiedliś my do autobusu, otworzyliś my rum i poszliś my do lekarza. Po dotarciu do lekarza zdał em sobie sprawę , ż e jestem już gotowy na peł ne leczenie. Aleksander podarował nam Centralną Administrację , co należ y kupić od lekarza - biznes kł adziony jest z rozmachem - duż y namiot, w któ rym wystawione są ró ż ne zioł owe leki. Nie mogliś my się oprzeć - kupiliś my coś w stylu gwiazdki, kaszel trawę (okazał a się bardzo pomocna - pijesz przez dzień i kaszel mija - kosztuje tylko 50 bahtó w.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (0) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara