• podróżował 17 lat wstecz
„Moja koleż anka i ja postanowiliś my spę dzić Nowy Rok w Meksyku…” – tak zaczę ł am moją poprzednią historię … Minę ł o niespeł na pó ł roku, teraz znó w mam się czym podzielić z czytelnikiem… Nauczeni gorzkimi doś wiadczeniami, z „nadziewanymi guzami”, jak przystał o na wytrawnego „Russo Turisto”, zebraliś my się na wakacje na majowe ś wię ta.
… Już ▾
„Moja koleż anka i ja postanowiliś my spę dzić Nowy Rok w Meksyku…” – tak zaczę ł am moją poprzednią historię … Minę ł o niespeł na pó ł roku, teraz znó w mam się czym podzielić z czytelnikiem…
Nauczeni gorzkimi doś wiadczeniami, z „nadziewanymi guzami”, jak przystał o na wytrawnego „Russo Turisto”, zebraliś my się na wakacje na majowe ś wię ta. Nawet w drodze powrotnej znajomi podró ż nicy z Meksyku bardzo chwalili kraje azjatyckie. Nie zastanawiają c się dwa razy, zaczą ł em wybierać...
Wybrał na kró tki czas. Rzucono spojrzenie na wyspę i kraje pó ł wyspu - Brunei, Singapur, Indonezję , Malezję . Biura podró ż y był y po prostu peł ne ofert na ich temat. Wybó r padł na trasę ł ą czoną : Singapur-Bali (Indonezja)-Malezja (Kuala Lumpur)-Sigapur, ską d z powrotem do Ojczyzny. Co prawda już na miejscu poż ał owali, ż e nie widzieli też Brunei, naprawdę brakuje mi tego wraż enia w gł owie. . .
Z wizami, rejestracją biletu wszystko jest doś ć proste. Nie był o pytań , skoro wiza wydawana jest na miejscu i praktycznie nic nie kosztuje (wiza do Brunei jest jednak wydawana na dł ugi czas, proces ten jest podobny do „krajó w Schengen”). I rzeczywiś cie, po przybyciu do danego kraju pracownicy „migracji” chę tnie wbijali pieczą tki do paszportó w i wklejali kilka pieczą tek.
Nie mogę powstrzymać się od poruszenia tematu „o bó lu”. Ci, któ rzy znają naszą poprzednią podró ż , zapewne pamię tają „przygody” z linią lotniczą Lufthansa. Na tę podró ż wybraliś my Singapore Airlines, a tylko jeden z krajowych lotó w był obsł ugiwany przez Qatar Airlines. Tak wię c te same Singapore Airlines wchodzą do Star Alliance z Lufthansą , czyli to firmy bliskie sobie pod wzglę dem strategii rozwoju, skali taryfowej itp.
26 kwietnia 2008 zgodnie z oczekiwaniami przybyliś my na lotnisko Domodiedowo. Moż e bę dę subiektywny, ale za bardzo go nie lubię . Bez obrazy, ale zawsze zdezorientowani przez tł um „gł odnych” turystó w z mnó stwem toreb, dzieci i innych ł adunkó w, zawsze tł oczą cych się pod budynkiem terminalu i czekają cych na ich czarter. Po odczekaniu w kolejce w recepcji udał o nam się wypić kawę . A gdy przyszł a do nas kolej, dziewczyna w kasie uprzejmie wzię ł a nam paszporty i bilety (niektó re z nich był y elektroniczne), któ re dł ugo i dokł adnie studiował a (szczegó lnie zwracam uwagę czytelnika, nie bę dzie być rozwią zaniem na koń cu). Dł ugo patrzył a na komputer, po czym zadzwonił a do starszej zmiany. Nie mniej mił a dziewczyna poprosił a nas o pokazanie wszystkich biletó w, któ re mieliś my pod rę ką , a nastę pnie zaczę ł a pytać , gdzie lecimy i jak dł ugo. Poprosił a ró wnież o „kartkę podró ż nika” (jest to kartka, któ ra jest wydawana przy zakupie biletu elektronicznego, z któ rej moż na zobaczyć , doką d lecisz i jakie loty). Oczywiś cie zadał em jej pytanie - jaka jest „sztuczka” biletu elektronicznego, jeś li w cią gu 10 (!! ! ) minut nie mogli zrozumieć , któ rą trasą lecę , na co nie mniej uprzejmie milczał a. Po odebraniu bagaż u i otrzymaniu kart pokł adowych przeszliś my do kontroli celnej.
Na odprawie kilku pracownikó w dł ugo patrzył o na naszą deklarację ze wskazaną tam kwotą (nauczeni poprzednimi wyjazdami, staliś my się oszczę dni finansowo, nigdy nie wiadomo)...przydatne). Nastę pnie udaliś my się na kontrolę paszportową . Dzię ki Bogu przy wyjeź dzie z kraju z Domodiedowa kolejki są niewielkie (czego nie moż na powiedzieć o wejś ciu! ). Miejscowa dziewczyna sprawdził a paszport z biletem i kartą pokł adową , ostemplował a go i ż yczył a dobrego odpoczynku.
Do wyjazdu mieliś my godzinę , któ rą spę dziliś my biegają c po sklepach, a usł yszawszy sygnał wywoł awczy „wszyscy lą dują w Singapurze”, ruszyliś my do wyjś cia. Pracownik linii lotniczej po raz kolejny sprawdził kartę pokł adową , po czym ludzie zaczę li aktywnie wchodzić na pokł ad...
Nasz lot odbył się z lą dowaniem w Dubaju. Niestety, po tym wspaniał ym lotnisku spacerowaliś my bardzo mał o, ponieważ parking był tylko godzinę i dwadzieś cia. Kolejne 7 godzin lotu iw ciemnym iluminatorze pojawił y się ś wiatł a wiejskiego miasta Singapuru.
Miasto z pewnoś cią robi wraż enie. Pię knie, schludnie, ogó lnie - czysto. Osobne wraż enie robią ludzie - inny kolor skó ry, styl, wzrost, religia, prawdopodobnie orientacja. . . To samo o nich - wszyscy gdzieś się spieszą . Jak pokazano w amerykań skich filmach Manhattan, tylko skromniej. Na nasz pobyt wybraliś my hotel Shangri La 5*. I szczerze, nigdy tego nie ż ał owali, bo to jest wspaniał e. Ogromny, ale jednocześ nie przytulny, wszystko jest zautomatyzowane zaró wno na korytarzach, jak i w pokoju, zasł uguje tylko na najwyż sze oceny. A jakie jedzenie! Ja tam nie był am, ale myś lę , ż e tak ż ywią się w raju… Tylko 5 minut spacerem od hotelu znajduje się gł ó wna ulica handlowa (niestety nie pamię tam nazwy). To raj dla kupują cych! Jednocześ nie ceny są szczerze zadowalają ce. Co, powiedzmy, w GUM kosztuje 20 tysię cy rubli, moż na kupić w mieś cie (poró wnują c ró wnowartoś ć w rublach) za osiem tysię cy. Co wię cej, rzeczy są znacznie lepsze pod wzglę dem jakoś ci i wyboru.
Teraz o wycieczkach. Pierwszego dnia pojechaliś my na wyspę Sentosa. Miejscowi chcą zamienić go w park rozrywki (na zasadzie Disneylandu), ale do ostatniego jeszcze daleko. Zabrali nas kolejką linową nad cieś niną z „niesamowitym” widokiem na port, któ ry notabene jest jednym z najwię kszych w regionie Azji i Pacyfiku. Na wyspie kró tko opowiedziano nam o jej perspektywach, po czym zabrano nas do akwarium, gdzie każ dy mó gł z przyjemnoś cią karmić pł aszczki, wę gorze, piranie, a nawet mał e rekiny. A wieczorem mieliś my pokaz laserowy. Spektakl bardziej dla dzieci, ale warto raz obejrzeć...
Nastę pnego dnia zarezerwowaliś my wycieczkę po mieś cie. Zgodnie z oczekiwaniami, dokł adnie o 8.50 przyjechał po nas autobus. Należ y zauważ yć , ż e ludzie w Singapurze są niezwykle punktualni, każ dy przychodzi „na minutę ”. Sł usznie jeden z najlepszych przewodnikó w w Singapurze - Victoria - uprzejmie opowiedział a naszej grupie o mieś cie i wszystkich jego zaletach i wadach. Nie bę dę wymieniał zabytkó w, myś lę , ż e sam czytelnik jest w stanie znaleź ć wiele informacji na ten temat w necie. Zwró cę uwagę na coś innego - ja osobiś cie, jako osoba z szeroką rosyjską duszą , zaczą ł em nadwerę ż ać zwartoś ć tego miasta-kraju - jakoś nie wyobraż am sobie, ż e nie mogę , powiedzmy, z rodziną wyjechać z miasta na 50 kilometró w do lasu na piknik
Trzeci i ostatni dzień w Singapurze poś wię ciliś my na zakupy. Oczywiś cie jest coś do przymierzenia, a nastę pnie do kupienia. Ale trzeba to zrobić mą drze, bo pod koniec naszej podró ż y natknę liś my się na tań sze, ale nie mniej wysokiej jakoś ci opcje. Zaznaczam, ż e warto przejechać się na diabelskim mł ynie, któ ry notabene jest najwyż szy na ś wiecie, a wieczorem moż na przejechać się autobusem rzecznym i zapalić go na nabrzeż u Clarke (miejsce do gromadzenia się ) imprezowiczó w”).
Zakupy nie przeszł y niezauważ one. Nie doś ć , ż e „kotlet” w mojej kieszeni bardzo schudł , zwł aszcza z moim towarzyszem, to jeszcze przezię biliś my się . I razem. A co najważ niejsze - ż e "Coldrex" czy "Theraflu" jak zawsze zapomniano w domu. Ale nic, zdobyliś my bogate doś wiadczenie ż yciowe i opanowaliś my lokalne apteki. . . Moż e się też czasem przydać...
A teraz przyszedł czas na dalszą podró ż i znó w wylą dowaliś my na lotnisku Singapore Changi… Zaznaczam, ż e Singapurczycy są bardzo dumni z tego lotniska, opowiadają , jak duż e jest, o nowym terminalu 3 i o swoim narodowym linia lotnicza. Generalnie Singapurczycy są dumni z trzech „rzeczy” – bankó w, portu i narodowej linii lotniczej (z Changi i statusem pierwszego operatora najwię kszego samolotu na ś wiecie, A380, któ ry notabene udał o się nam patrz „na ż ywo”). Wtedy nie wiedział em, jakie ż ywe wraż enia bę dę miał z wizyty na tym lotnisku.
W terminalu był o też bardzo zimno. Zbliż ają c się do stanowisk odprawy, dziewczyna dł ugo i uważ nie przyglą dał a się biletom (po raz drugi zwracam na to uwagę ), po czym nas odprawił a, powiedział a mi coś o „biznesie” i wskazał a na osobne wejś cie. Spojrzał em na bilet i był em zszokowany – okazuje się , ż e lecimy też klasą biznesową (kod rezerwacji „B”). Jednocześ nie ucieszył nas koszt biletu – trzygodzinny biznes kosztował nas 320 dolaró w za bilet ze wszystkimi opł atami. Przy wejś ciu dwó ch straż nikó w uprzejmie sprawdził o nasze paszporty i bilety (sprawdzali, sprawdzali i nic nie znaleź li), a za nimi miejscowi celnicy zrobili to samo. Po otrzymaniu pieczą tki w paszporcie i na karcie pokł adowej udaliś my się do sali biznesowej...
Có ż mogę powiedzieć , drodzy czytelnicy? ? ? Fajnie, jednym sł owem. Abym tak ż ył - w dwó ch sł owach ! ! ! Z takiego „biznesu” nawet nie chodził am do sklepó w wolnocł owych, ż eby dzień wcześ niej dobrze zaopatrzyć się .
Wszystko w samolocie jest niesamowite. 3 godziny do indonezyjskiego Denpassar minę ł y jak 2 minuty. Sprzyjał o temu doskonał e jedzenie, wygodne kokonowe fotele oraz bardzo uprzejmy i uś miechnię ty personel. I nawet pomimo ulewnego deszczu na lotnisku przylotu, wszystko bardzo mi się podobał o.
Indonezyjska wyspa Bali przywitał a nas deszczem i wilgocią . Pierwszą rzeczą , któ ra rzuca się w oczy, jest ró ż nica mię dzy Singapurczykami a Indonezyjczykami. Ci pierwsi są w wię kszoś ci bardzo schludnie ubrani, mają jasną karnację i doskonale mó wią po angielsku. Drugie, wedł ug danych zewnę trznych, są podobni do Hindusó w, niewiele osó b mó wi ję zykiem obcym, a ci, któ rzy mó wią , robią to z takim akcentem, ż e trudno zrozumieć , co dana osoba chce wam przekazać .
Drugą rzeczą , któ ra nas uderzył a, był y pienią dze z ogromną liczbą zer i aluminiowych (i niezwykle lekkich) monet. Wiza dla obywateli Federacji Rosyjskiej wydawana jest przy wjeź dzie, pł atnoś ć dokonywana jest ró wnież na miejscu. Celnik, zabrawszy mi 100 dolcó w, zamienił je na dł ug u są siada, w koń cu dał mi tak duż o pienię dzy, ż e „burger” w mojej kieszeni znowu utył ! Zwracam uwagę „sowietom” na to, ż e wjeż dż ają c do kraju trzeba dokł adnie przeliczyć iloś ć dni pobytu. Wię kszoś ć wycieczek ł ą czonych jest przeznaczona na 8 dni odpoczynku na Bali. Kiedy wchodzisz, sam zastanawiasz się , ile dni bę dziesz odpoczywać . Wtedy prosty Sowieci myś li: „Tak, wiza na 7 dni kosztuje 10 dolcó w, a za 8 dni trzeba kupić wizę miesię czną , któ ra kosztuje 25 dolcó w… Po co miał bym przepł acać , moż e to zadział a”. W tym samym czasie celnik widzą c, ż e bierzesz wizę na mniej dni, cicho milczy. Czemu? Wkró tce się dowiesz. . .
Jako szanowany obywatel najpierw poszedł em do kontroli. W tym samym czasie moja towarzyszka wycofał a się do damskiej toalety i umó wiliś my się na spotkanie już przy pasie bagaż owym. Po policzeniu ile dni mam odpoczynek (osiem), kupił em miesię czną wizę i ruszył em dalej. Znajomy, któ ry wydał duż o pienię dzy w Singapurze, postanowił zaoszczę dzić i kupił wizę na 7 dni. Zauważ am, ż e wielu to zrobił o.
Po otrzymaniu bagaż u wyszliś my na zewną trz. Tam spotkał nas niski mł ody czł owiek, któ ry przedstawił się jako Sindu. Po Singapurze z przyzwyczajenia pytamy go o coś po angielsku. Wyobraź sobie moje zdziwienie, jak dobrze mó wi po rosyjsku.
20 minut samochodem i zostaliś my dowiezieni na terytorium hotelu Intercontinental 5*. Pierwszą rzeczą , któ ra rzuca się w oczy, jest straż nik w mundurze policyjnym iz karabinem maszynowym w rę kach. W pobliż u masywnej bariery drugi „ochroniarz” przy pomocy specjalnego lusterka zbadał spó d naszego samochodu i dopiero wtedy pozwolił nam przejś ć . Jak bardzo bł ą kam się po planecie, ale czegoś takiego nie widział em od czasu mojej trzyletniej wizyty na Sri Lance.
Koncepcja hoteli na Bali bardzo ró ż ni się od tej w Singapurze. Jeś li w tym ostatnim wszyscy budują ś ciś le w gó rę , to na wyspie wszystko buduje się wszerz!
Hotel poł oż ony jest w doskonał ej lokalizacji tuż nad brzegiem morza. Rozległ e terytorium, stylizowane na staroż ytną ś wią tynię buddyjską , niewą tpliwie dodaje reszcie szczegó lnego smaku. Miejscowi, nawiasem mó wią c, mó wią cy czę ś ciowo po rosyjsku, lubią mó wić , ż e odpoczywał tu sam pan Miedwiediew i jego ż ona, nie bę dą c oczywiś cie jeszcze prezydentem naszego wielkiego kraju. To prawda, ż e nie znaleź liś my dowodó w tej podró ż y...
Hotel ma wszystko. Co mił e, nawet rę czniki plaż owe znajdują się w specjalnych pudeł kach na każ dym rogu. Obsł uga doskonał a. Kuchnia trochę zawodzi, zwł aszcza lokalna: wszystko jest twarde, ostre, miejscami po prostu bez smaku. Gorą co polecamy wł oską restaurację na miejscu - był am w Rzymie, ale i tam jedzenie nie był o tak smaczne jak w tej instytucji.
Miejscowi już od pierwszego dnia zaczynają oferować Pań stwu usł ugi spa i ró ż norodne wycieczki. Obydwu autorowi udał o się przetestować , jak mó wią , na wł asnej skó rze. Z "wycieczki" polecam spł ywy po gó rskich rzekach i quadami w dż ungli - jedna z najciekawszych wycieczek, na jakich był am w ż yciu. Jeś li chodzi o zwiedzanie lokalnych ś wią tyń , to są one doś ć prymitywne i nie niosą ż adnej wartoś ci poznawczej (moż e z wyją tkiem ś wią tyni na wodzie). Aktywnie "pchaj" naszego brata i SPA - wycieczki. Uwierz mi, za takie pienią dze moż esz spę dzić dzień w Moskwie relaksują c się w najlepszym centrum. W każ dym hotelu podobny pakiet usł ug bę dzie kosztował.2-3 razy taniej. A co najważ niejsze, nie musisz nigdzie iś ć .
Pró bował em znaleź ć tam dyskotekę . Miejscowi mó wią , ż e musisz udać się do Kuta - kurortu po drugiej stronie lotniska. Muzyka oczywiś cie grał a, ale nie cią gnę ł a dyskoteki, do któ rej wszyscy jesteś my przyzwyczajeni.
Chciał am pojechać na wyspę Jawę , do Dż akarty, ale matczyne lenistwo nie pozwalał o Ci, któ rzy mimo wszystko polecieli w te miejsca, byli zachwyceni. Od siebie dodam, ż e sam jestem zwolennikiem idei: „Jeś li nie spojrzał eś na stolicę , to nie był eś w kraju…”
Ludzie w Indonezji są przyjaź ni, zawsze uś miechnię ci. Ogó lnie kochają Rosjan. Rozważ my drugą Kubę . Szkoda, ż e nie zarabiają duż o pienię dzy. Na przykł ad pensja w wysokoś ci 400 USD jest uważ ana za wysoką . Bardzo kochają rosyjską muzykę , wię c jeś li się spotkacie, nie bą dź cie leniwi, weź cie ze sobą kilka pł yt CD, rozdajcie je miejscowym na pamią tkę spotkania. Uwierz mi, nie pozostaną w dł ugach...
Osiem dni minę ł o szybko. Moja babcia powiedział a poprawnie - "Zrelaksuj się - nie dział aj! ". Ostatniego dnia, specjalnie „ponownie wypalona”, spakował am walizki i wieczorem polecieliś my do Kuala Lumpur.
Lot był obsł ugiwany przez Qatar Airways na Airbusie A330. Jeś li poró wnamy je z Singapore Airlines, to bardziej spodobał mi się ten drugi. „Katarczycy” mają sł absze jedzenie, wę ż sze siedzenia, a krok mię dzy nimi też jest niewielki. Na lotnisku w Denpassar zostaliś my ró wnież szybko odprawieni, po dokł adnym przejrzeniu naszych paszportó w z biletami. W „migracji” wszyscy pracownicy martwili się o jedno – czy turysta kupił odpowiednią wizę . Uważ ny czytelnik pamię ta, ż e mó j przyjaciel postanowił zaoszczę dzić pienią dze, któ re w zasadzie wyszł y na bok. Pracownik lotniska wyraź nym angielskim (co jest dla nich nietypowe ) powiedział , ż e wiza jest spó ź niona i trzeba zapł acić.100 dolcó w grzywny. Musiał em wył oż yć . Otrzymawszy upragnioną setkę , był gł ę boko ró wnoległ y do wszystkiego innego (a ujawnił o się to dopiero pó ź niej)...Po przejś ciu systemu kontroli przed lotem weszliś my na pokł ad i wkró tce polecieliś my do Malezji.
2 w nocy czasu lokalnego. Samolot wylą dował na lotnisku dawnej stolicy Kuala Lumpur. Kraj od razu mi zaimponował . Zaczynają c od lotniska. Nierealistyczny rozmiar kompleksu (z pewnoś cią nie mniejszy niż Dubaj) uderzył swoim rozmachem. Jeden cztery (!!! ! ) pasy startowe był y coś warte. Nawet jeś li uż ywają tylko jednego. Dla poró wnania, powiedzmy, w moskiewskim Szeremietiewie drugi pas został otwarty dopiero w marcu tego roku, a Malezyjczycy zbudowali je wiele lat temu. Ogó lnie lotnisko był o pomyś lane jako hub, ale pomysł został w jakiś sposó b niepoprawnie wdroż ony. W budynku lotniska odczuwalny był brak ruchu pasaż erskiego i pewna pustka. Na przykł ad o 2 w nocy przyleciał tylko nasz samolot, i to z mię dzylą dowaniem, lą dują c jednocześ nie 20 osó b (!! ! ).
Sł uż ba migracyjna podbił a nasze paszporty, po czym udaliś my się do gł ó wnego holu lotniska, gdzie nikt nas nie spotkał poza grupą taksó wkarzy… Był em mile zaskoczony, ż e nasz transfer gdzieś się zgubił … Po odczekaniu 15 minut, udaliś my się do punktu informacyjnego, ską d dziewczyna na pró ż no pró bował a zadzwonić do hotelu lub przedstawicielstwa touroperatora. Jeden z kierowcó w był ró wnież przedstawicielem naszego touroperatora, jednak spotkał inną parę , wię c zadzwonił do dyspozytora i dowiedział się , ż e kierowca, jak rozumiem, zaspał .
Po oczekiwaniu na niego przez 40 minut udał o nam się obejrzeć cał e ogromne lotnisko i wró cić z powrotem do centralnego punktu informacyjnego. Spotkaliś my się z kierowcą indyjskiego pochodzenia w charakterystycznym dla jego kraju „stroju”. Po przywitaniu się dobrze po angielsku dł ugo przepraszał , ż e się spó ź nił … Wsiedliś my do starego mercedesa klasy S i pojechaliś my do 5* hotelu Renaissance. Droga z lotniska zaję ł a okoł o 50 minut i dla zabicia czasu rozmawiał em z kierowcą .
Szczerze mó wią c, był zszokowany jego angielskim. Okazuje się , ż e znam duż o sł ó w i doskonale rozumiem osoby angloję zyczne (podobno lata podró ż y sł uż bowych wpł ywają ). Tak powiedział nasz kierowca. . .
Rozmawialiś my o wielu rzeczach – o Malezji, o jej przemyś le, o religii, o polityce, o Rosji i niedawnych wyborach tam, któ re się tam odbył y (któ ra wtedy stracił a wą tek logiki), o naszych prezydentach, o naszych samolotach itp. Rozmowa sprowadzał a się do tego, ż e Malezyjczycy bardzo lubią Rosjan i ż e jesteś my generalnie „prawdziwym” krajem (wiem, ż e to brzmi jak pochlebstwo, ale pó ź niej przekonał em się , ż e wiele osó b tak myś li).
Przybywają c do hotelu, kierowca znikną ł tak szybko, jak się pojawił em. Znajduje się na jednej z centralnych ulic Kuala Lumpur, zaledwie 10 minut spacerem od Bliź niaczych Wież , od sł ynnej wież y telewizyjnej, obok jednej ze stacji, jak mó wią miejscowi „monorail” (monorail - angielski - jednotorowa). Mó wią c o tym ostatnim, w przeciwień stwie do moskiewskiego, jest on (jednoszynowy) prostszy, wygodniejszy dla pasaż eró w, podró ż uje szybciej, a nawet taniej. Jest wiele do nauczenia się … Hotel wprawił nas w zakł opotanie. O pierwszej w nocy w pię ciogwiazdkowym hotelu przy wejś ciu był jeden ochroniarz, a w „recepcji” tylko jeden pracownik! I to wszystko… Musieliś my być zmę czeni, senni, bardzo „nasł onecznieni” na Bali, ż eby na wł asną rę kę wcią gną ć walizki do naszego pokoju (a wraz z odwiedzaniem coraz to nowych krajó w iloś ć toreb rosł a wykł adniczo – mam nadzieję każ dy pamię ta, co to jest ).
Hotel nie jest 5-gwiazdkowy. Ten sam „Shangri La”, znajdują cy się na są siedniej ulicy, choć w mniejszym budynku, zajrzał do ś rodka na wszystkie 6 gwiazdek, podczas gdy „Renesans” ś cią gną ł przecię tne 4ku! Pokoje są ró wnież doś ć ubogie pod wzglę dem wyposaż enia i usł ug. Oczywiś cie, zmę czony nocnym lotem, był o gł ę boko ró wnoległ e w któ rym pokoju się zatrzymać , ale jeś li wybierasz się do Kuala Lumpur na kilka lub wię cej dni, zdecydowanie polecam wybrać inny hotel...
Tak rozpoczą ł się.9 maja 2008 r. - Dzień Zwycię stwa, powszechnie obchodzony w naszym kraju. Poranek zaczą ł em od kolejnych wyczynó w – starał em się zrozumieć , gdzie jest nasz przewodnik. Ten sam „Indianin”, któ ry zawió zł nas w nocy, nie dał mi ani jednej koperty z instrukcjami, mó wią c, ż e wszystko bę dzie na recepcji. Biznes poszedł na kolację , a nasz przewodnik się nie pojawił . Nocne dzwonienie touroperatora był o kontynuacją logicznej kontynuacji… Nawiasem mó wią c, kontynuacja nie jest tania… Mają c prawie „podbieganie” na wszystkich, któ rzy odpowiedzieli mi w biurze, uspokoił em się . Po pewnym czasie zadzwonił do mnie mł ody czł owiek, przedstawiają c się jako Anton, któ ry został naszym przewodnikiem. Co prawda w Dniu Zwycię stwa nie mó gł pokazać nam miasta, a my przeł oż yliś my to wydarzenie na nastę pny dzień , któ ry zresztą był też moimi urodzinami
Ponieważ siedzenie w pokoju nigdy mnie nie pocią gał o, za radą znają cych się na rzeczy ludzi przenieś liś my się do centrum handlowego znajdują cego się w sł ynnych Twin Towers (Twin Rę czniki), któ re był o uważ ane za jedno z najwię kszych w Malezji. Nie uważ am się za „kupują cego”, ale to, co zobaczył em, mnie zaskoczył o. W jaki sposó b? Ró ż norodnoś ć , obsł uga, jakoś ć , a co najważ niejsze cena. Na przykł ad koszula znanych gejowskich projektantó w „D i G” (dla tych, któ rzy nie rozumieją , przetł umacz zdanie na angielski w cudzysł owie) kosztuje (w naszych pienią dzach) 1.5-2 tys. i jest bardzo dobrej jakoś ci. Wedł ug lokalnych mieszkań có w, 30% rynku szmat VIP w Rosji jest zaopatrywane w towary wyprodukowane w Malezji. Na przykł ad ci, któ rzy dawno nie byli w GUM-ie, mogą „odś wież yć ” pamię ć i szczerze „pocieszyć się ” tamtejszymi cenami.
Dzień miną ł bardzo szybko. Wracają c do pokoju, zdaliś my sobie sprawę , ż e pojemnoś ć naszych walizek i toreb to zdecydowanie za mał o, by zabrać wszystko, co kupiliś my. Musiał em kupić kilka pudeł ek w pobliskim sklepie (i wró ciliś my do domu jak nał adowane osł y). A wieczorem postanowili ś wię tować dzień zwycię stwa w „barze pod sł oń cem”, któ ry znajduje się na „n-tym” pię trze, pod dachem jednego z hoteli.
Urodziny spotkał am z zatę chł ą gł ową i brakiem radosnych myś li. Obudził mnie budzik, któ ry jak zwykle dzwonił o 8.30 rano. A wstaliś my tak wcześ nie, bo w koń cu pojawił się nasz przewodnik i zamierzał umó wić się na zwiedzanie miasta.
Wycieczka był a pouczają ca, ale nie mogę powiedzieć , ż e bardzo ją pamię tam. Przez 2 godziny przejechaliś my cał e miasto, zrozumieliś my strukturę pań stwową kraju, ż ycie miejscowej ludnoś ci. Interesował mnie koszt mieszkania w centrum miasta. Okazuje się , ż e mieszkanie „dwupokojowe” (2 sypialnie) znajduje się w samym centrum miasta, w „elitarnym” domu (w Moskwie nazwano by go „w krę gu ogrodowym”) 70-80 tys. w walucie amerykań skiej. A to z najprostszym wykoń czeniem! A dom nad oceanem (morze) kosztuje ś rednio 50 tys. w tej samej walucie. Jednocześ nie ludzie otrzymują kredyty hipoteczne w wysokoś ci 3-5% rocznie. Oczywiś cie daleko nam do takich liczb.
Jeszcze ciekawsza jest sytuacja z samochodami. Wielu producentó w otworzył o swoje fabryki w Malezji. Oczywiś cie mercedes montowany lokalnie jest droż szy niż europejski, ale moż na go wypoż yczyć za 1.5% rocznie (!! ! )
Pod koniec wycieczki wybraliś my się też na wycieczkę do wież y telewizyjnej (pod wzglę dem wysokoś ci, nawiasem mó wią c, trzecią na ś wiecie, po Kanadzie i Moskwie) i pobiegliś my trochę po sklepach. A wieczorem czekaliś my na samolot do Singapuru i lot do domu.
Na lotnisku panował a cisza jak noc naszego przylotu. Szybko się odprawiliś my, przeszliś my dalej do kontroli przed lotem. Tego wieczoru mó j towarzysz nie czuł się dobrze, podobno nagł e zmiany klimatu spowodował y jakieś przezię bienia. Wię c przed inspekcją poszł a w znane wszystkim miejsce, a ja usiadł em na „ł awce” i spojrzał em na nasze karty pokł adowe. Moją uwagę przykuł ciekawy punkt na bilecie mojej koleż anki - zamiast imienia „Tatiana” (tak ma na imię ) wymieniono imię „Maria”. Już miał em podejś ć do recepcji i przeklinać , dlaczego nazwisko został o wpisane niepoprawnie, ale po drodze zamyś lił em się . Chyba każ dy wie, ż e system wydaje karty pokł adowe na podstawie biletu. Wyją ł em go z torby i był em po prostu w szoku - bilet mojej towarzyszki miał inną nazwę . Co wię cej, pod fał szywym nazwiskiem lataliś my po okoł o 5 lotniskach w 3 krajach, przeszliś my wszystkie moż liwe kontrole przed lotem, kontrole celne, kontrolę lą dowania itp. I ż adna usł uga nie powstrzymał a nas przed tym pytaniem (!!! ! )
Po omó wieniu tej sytuacji z przyjacielem, postanowiliś my milczeć i polecieć do Singapuru. Tak jak się spodziewał em, wszystko poszł o gł adko. Ponieważ mię dzy przyjazdem a wyjazdem do Moskwy mieliś my 9 godzin przerwy, pojechaliś my do hotelu SwiSS (4 gwiazdki). W jednym ze znanych filmó w brzmiał o zdanie „Moż esz pomyś leć , ż e Shangri La jest tutaj! ” Jakoś brzmiał o. . . Chodził o o nas w tamtym momencie. . . Hotel, mimo ż e w ś rodku był czysty, okazał się bardzo skromny pod wzglę dem obsł ugi i wnę trza za taką cenę pokoju (350 USD). W nocy miewał am koszmary, był o bardzo zimno (nie dział ał przycisk wył ą czania klimatyzacji ), a Tanya chorował a i cią gle się budził a. . . Ledwo wytrzymują c do rana pojechaliś my na lotnisko Changi, gdzie czekał y na nas niespotykane niespodzianki.
Po rejestracji udaliś my się do znajomej nam kontroli celnej w terminalu 2. Stoją c w kolejce zauważ ył em, ż e przy wszystkich okienkach siedzą bardzo ł adne dziewczyny, a z woli losu za naszym siedzi jakiś dziadek. . Szanuję osoby starsze, ale ten pracownik już dawno powinien przejś ć na emeryturę .
Jako doś wiadczony „wojownik” poszedł em pierwszy. Po otrzymaniu pieczą tki na wizie udał em się do strefy wolnocł owej. Potem ten „dziadek” dł ugo patrzył na dokumenty Tanyi, a potem zapytał „Hu z Marii? ” Moja towarzyszka, bę dą c w bardzo zł ym stanie i bez wię kszego doś wiadczenia w mó wieniu po angielsku, był a począ tkowo zdezorientowana, ale potem przyszedł em jej z pomocą . Przez okoł o pię ć minut tł umaczył em temu szanowanemu panu, ż e to drugie imię , jak „John” i „Jonathan”. Ogó lnie chip nie dział ał , a Tanya pozostał a w Singapurze. I nie pozwolili mi też wró cić . Krzyczą c do niej, ż eby podeszł a do stanowisk odprawy, ż eby zał atwić sprawę , poszedł em do szefa zmiany sł uż by migracyjnej, aby rozwią zać sytuację . Po 15 minutach Tanya wró cił a, mó wią c, ż e nie zmienią jej biletu, ale musi kupić nowy, któ ry kosztuje 3200, w tej samej amerykań skiej walucie. Ten ukł ad wprawił mnie w furię . Kierownik zmiany, zdają c sobie sprawę , ż e pachnie „smaż onym”, postanowił pozwolić mi wró cić do Singapuru, zostawiają c paszport jako depozyt, ale potem, patrzą c mi uważ nie w oczy, zdecydował się oddać mi ró wnież paszport.
Przy odprawie wzruszyli ramionami, powiedzieli, ż e bilet w wię kszoś ci się wyczerpał i nie bę dą mogli go zmienić , tylko zaproponowali, ż e kupią nowy za wskazaną powyż ej kwotę . Odmó wiliś my. Zaczą ł em nalegać , aby wezwać przedstawiciela Singapore Airlines. Po 15 minutach skandalu zwró cił na mnie uwagę każ dy, kto tego ranka wyleciał z 2. terminalu.
Czas pł yną ł nieubł aganie do przodu, ale nie był o pomysł ó w. Oczywiś cie mó gł bym kupić bilet za wskazaną kwotę , ale szczerze mó wią c ropucha się dusił . Po drugie, nie jestem przyzwyczajony do pł acenia za bł ę dy innych ludzi. I wtedy przypomniał am sobie rozmowę z przewodnikiem podczas pierwszej wizyty w Singapurze. Uważ ny czytelnik zapamię ta, ż e Singapurczycy są dumni z trzech „rzeczy”: bankó w, portu i narodowej linii lotniczej. Wspominają c trzeci terminal i jak fajnie polecieliś my na Bali w klasie biznes, postanowił em spró bować przebić się przez pozostał e bramki. I chociaż nie lecialiś my klasą biznes, to jak powiedział a moja babcia „twarz z cegł ą - i jedź ! ” Ta zasada zadział ał a! Urocze dziewczyny podbił y nam paszporty, pojechaliś my do strefy wolnocł owej i szybko przenieś liś my się do są siedniego terminalu (z dokumentami na nazwisko Maria). Po obejrzeniu wielu filmó w w kraju znanym wszystkim z dzieciń stwa doskonale zrozumiał em, ż e po skandalach, któ re zrolował em, wszystkie sł uż by ostrzegał y przed obecnoś cią dwó ch „szalonych rashan”. Jak pokazał czas, miał em rację...
Poł oż ył em mojego towarzysza na ł awce 2 wyjś cia na wprost (odległ oś ć do naszego wyjś cia 300 metró w, wię c nie mogli nas zauważ yć ), zdją ł em sweter (rano był o zimno), czapkę bejsboló wkę i okulary, i stał em się "Nowa osoba". Jak się pó ź niej dowiedział em, nie pamię tali mojego towarzysza (jak dla nas wyglą dają tak samo, to my dla nich…), ale pamię tali mnie - gł ó wnego awanturnika - ubranego w niebieski sweter, czapkę bejsboló wkę z gwiazdą (przywiozł em ją z Kuby) iw okularach, i ż e mam na imię Alex. Wyszedł em w biał ej koszulce i szortach. Przeprowadzono tu kontrolę przedlotową , po któ rej ludzie podchodzili do lady, zaznaczali karty pokł adowe i przechodzili do „sumpa”, po czym szli do samolotu. Moją uwagę zwró cili funkcjonariusze, któ rzy stali mię dzy sł uż bą kontrolną a ladą , na któ rej zaznaczono znaki abordaż owe, w wą skim korytarzu. Sprawdzili dokumenty wszystkich Rosjan. Myś lą c, ż e powinienem się zgubić , czekał em na odpowiedni moment.
Pię ć minut pó ź niej pojawił a się grupa naszych turystó w z deskami surfingowymi, okoł o pię tnastu osó b. Mam to - to jest to! Szybko dzwonią c do Tanyi, poszliś my na seans z cał ym tł umem. Po sprawdzeniu wszystkiego opuś cili nas i wszyscy ruszyli dalej. Funkcjonariusze, widzą c faceta z dziewczyną , zaczę li sprawdzać paszporty i karty pokł adowe. Po obejrzeniu dokumentó w mojej koleż anki natychmiast ją przepuszczono, a moje dokumenty był y badane przez okoł o trzy minuty. Wtedy jeden z nich pyta: „Alex? ” Kiwną ł em gł ową z aprobatą . Potem jeszcze raz sprawdzili wszystkie dokumenty, moje zdję cie i jeszcze raz zapytali: „Alex? ” Powiedział em: - "Có ż , Alex, Alex! ". Po wymianie spojrzeń coś do siebie powiedzieli i mnie też puś cili.
Był a jeszcze jedna przeszkoda - stanowisko odprawy na samolot. Był o to automatyczne (wszyscy poszli tam i wł oż yli karty lą dowania do specjalnego pudeł ka, ską d otrzymywali krę gosł up nieobecny). Przed nami stał starszy mę ż czyzna, któ ry nie wiedział , co robić . Czują c jako pią ty punkt, ż e problemy jeszcze się nie skoń czył y, postanowił em mu pomó c, a potem przejś ć i schować się w toalecie.
I drż ą cą rę ką opuszczam nasze karty do lą dowania i to wszystko! Hurra! Przechodzimy! Nie mają c czasu na odsunię cie się od budki, sł yszę krzyki i krzyki za plecami. . . Odwracają c się , ponownie wpadł em w stan szoku. W zorganizowanym tł umie podbiegł a do nas kobieta, z któ rą się ostatnio pokł ó ciliś my, jej asystent, szef lotniskowej sł uż by migracyjnej, szef lotniskowej policji z 4 policjantami, szefem sł uż by bezpieczeń stwa Singapore Airlines i 2 wię cej dziewczyn z serwisu. Poproszono nas, abyś my usiedli obok lady. Już gotó w zrobić zamieszanie i iś ć do koń ca, usiadł em.
Szef policji zaczą ł karać straż nikó w, któ rzy patrzyli na mó j paszport. Jedyne, co sł yszał em, to to, ż e cią gle powtarzali „Alex, Alex. . . ”. Wszyscy komunikowali się ze sobą polubownie, oczywiś cie w podniesionych tonach. Jakieś pię ć minut pó ź niej ta sama kobieta podeszł a do mnie i dobrą angielszczyzną opowiedział a mi tę czę ś ć historii, o któ rej nic nie wiedzieliś my.
Okazuje się , ż e zainspirował ją mó j monolog o są dach i dodzwonił a się do dyrektora dział u obsł ugi klienta Singapore Airlines. Zadzwonił do szefa lotniska, któ ry z kolei wezwał szefa sł uż by migracyjnej. Najwyraź niej się zgodzili. Na wszelki wypadek zadzwonili też do konsulatu rosyjskiego, gdzie powiedziano im: „Wyś lijcie ludzi, dowiemy się w Moskwie”. Wszyscy jednogł oś nie się zgodzili, ale w pewnym momencie zdali sobie sprawę , ż e nie istniejemy. Wydali rozkaz, ż eby nas szukać , postawić straż przy bramie, ż eby „zł apać szalonego rushana”. Ale wtedy przypomnieli sobie mnie, już wtedy ubraną .
Przynieś li nam duż o przeprosin, dziewczyny z obsł ugi poczę stował y nas herbatą , po czym puś cili nas i ż yczyli dobrego lotu. Cał a „sump”, w któ rej siedzieli gł ó wnie Rosjanie, patrzył a na nas jak na Bonnie i Clyde XXI wieku… Ale najważ niejsze, ż e wsiedliś my na pokł ad.
Dziesię ć godzin lotu i jesteś my w naszym rodzinnym Domodiedowie. Na lotnisko jak zwykle witał a nas ogromna kolejka turystó w przy odprawie paszportowej (wszyscy, któ rzy dwa tygodnie temu polecieli do Turcji i Egiptu wró cili wypoczę ci i wypoczę ci ).
Potem dwie godziny w korkach do domu. I to już koniec podró ż y!
Miesią c pó ź niej otrzymał em trzy koperty z Singapore Airlines na adres pocztowy w miejscu rejestracji stał ej. W pierwszym otrzymał em list z przeprosinami za incydent od pracownikó w, z któ rych wielu udał o mi się poznać osobiś cie, w drugim otrzymał em kartę z naliczonymi milami i premią „za szkodliwoś ć ”, a w trzeci, voucher na dzień bezpł atnego noclegu w hotelu w Singapurze i zaproszenie do ponownego odwiedzenia tego wspaniał ego kraju…
Nauczeni gorzkimi doś wiadczeniami, z „nadziewanymi guzami”, jak przystał o na wytrawnego „Russo Turisto”, zebraliś my się na wakacje na majowe ś wię ta. Nawet w drodze powrotnej znajomi podró ż nicy z Meksyku bardzo chwalili kraje azjatyckie. Nie zastanawiają c się dwa razy, zaczą ł em wybierać...
Wybrał na kró tki czas. Rzucono spojrzenie na wyspę i kraje pó ł wyspu - Brunei, Singapur, Indonezję , Malezję . Biura podró ż y był y po prostu peł ne ofert na ich temat. Wybó r padł na trasę ł ą czoną : Singapur-Bali (Indonezja)-Malezja (Kuala Lumpur)-Sigapur, ską d z powrotem do Ojczyzny. Co prawda już na miejscu poż ał owali, ż e nie widzieli też Brunei, naprawdę brakuje mi tego wraż enia w gł owie. . .
Z wizami, rejestracją biletu wszystko jest doś ć proste. Nie był o pytań , skoro wiza wydawana jest na miejscu i praktycznie nic nie kosztuje (wiza do Brunei jest jednak wydawana na dł ugi czas, proces ten jest podobny do „krajó w Schengen”). I rzeczywiś cie, po przybyciu do danego kraju pracownicy „migracji” chę tnie wbijali pieczą tki do paszportó w i wklejali kilka pieczą tek.
Nie mogę powstrzymać się od poruszenia tematu „o bó lu”. Ci, któ rzy znają naszą poprzednią podró ż , zapewne pamię tają „przygody” z linią lotniczą Lufthansa. Na tę podró ż wybraliś my Singapore Airlines, a tylko jeden z krajowych lotó w był obsł ugiwany przez Qatar Airlines. Tak wię c te same Singapore Airlines wchodzą do Star Alliance z Lufthansą , czyli to firmy bliskie sobie pod wzglę dem strategii rozwoju, skali taryfowej itp.
26 kwietnia 2008 zgodnie z oczekiwaniami przybyliś my na lotnisko Domodiedowo. Moż e bę dę subiektywny, ale za bardzo go nie lubię . Bez obrazy, ale zawsze zdezorientowani przez tł um „gł odnych” turystó w z mnó stwem toreb, dzieci i innych ł adunkó w, zawsze tł oczą cych się pod budynkiem terminalu i czekają cych na ich czarter. Po odczekaniu w kolejce w recepcji udał o nam się wypić kawę . A gdy przyszł a do nas kolej, dziewczyna w kasie uprzejmie wzię ł a nam paszporty i bilety (niektó re z nich był y elektroniczne), któ re dł ugo i dokł adnie studiował a (szczegó lnie zwracam uwagę czytelnika, nie bę dzie być rozwią zaniem na koń cu). Dł ugo patrzył a na komputer, po czym zadzwonił a do starszej zmiany. Nie mniej mił a dziewczyna poprosił a nas o pokazanie wszystkich biletó w, któ re mieliś my pod rę ką , a nastę pnie zaczę ł a pytać , gdzie lecimy i jak dł ugo. Poprosił a ró wnież o „kartkę podró ż nika” (jest to kartka, któ ra jest wydawana przy zakupie biletu elektronicznego, z któ rej moż na zobaczyć , doką d lecisz i jakie loty). Oczywiś cie zadał em jej pytanie - jaka jest „sztuczka” biletu elektronicznego, jeś li w cią gu 10 (!! ! ) minut nie mogli zrozumieć , któ rą trasą lecę , na co nie mniej uprzejmie milczał a. Po odebraniu bagaż u i otrzymaniu kart pokł adowych przeszliś my do kontroli celnej.
Na odprawie kilku pracownikó w dł ugo patrzył o na naszą deklarację ze wskazaną tam kwotą (nauczeni poprzednimi wyjazdami, staliś my się oszczę dni finansowo, nigdy nie wiadomo)...przydatne). Nastę pnie udaliś my się na kontrolę paszportową . Dzię ki Bogu przy wyjeź dzie z kraju z Domodiedowa kolejki są niewielkie (czego nie moż na powiedzieć o wejś ciu! ). Miejscowa dziewczyna sprawdził a paszport z biletem i kartą pokł adową , ostemplował a go i ż yczył a dobrego odpoczynku.
Do wyjazdu mieliś my godzinę , któ rą spę dziliś my biegają c po sklepach, a usł yszawszy sygnał wywoł awczy „wszyscy lą dują w Singapurze”, ruszyliś my do wyjś cia. Pracownik linii lotniczej po raz kolejny sprawdził kartę pokł adową , po czym ludzie zaczę li aktywnie wchodzić na pokł ad...
Nasz lot odbył się z lą dowaniem w Dubaju. Niestety, po tym wspaniał ym lotnisku spacerowaliś my bardzo mał o, ponieważ parking był tylko godzinę i dwadzieś cia. Kolejne 7 godzin lotu iw ciemnym iluminatorze pojawił y się ś wiatł a wiejskiego miasta Singapuru.
Miasto z pewnoś cią robi wraż enie. Pię knie, schludnie, ogó lnie - czysto. Osobne wraż enie robią ludzie - inny kolor skó ry, styl, wzrost, religia, prawdopodobnie orientacja. . . To samo o nich - wszyscy gdzieś się spieszą . Jak pokazano w amerykań skich filmach Manhattan, tylko skromniej. Na nasz pobyt wybraliś my hotel Shangri La 5*. I szczerze, nigdy tego nie ż ał owali, bo to jest wspaniał e. Ogromny, ale jednocześ nie przytulny, wszystko jest zautomatyzowane zaró wno na korytarzach, jak i w pokoju, zasł uguje tylko na najwyż sze oceny. A jakie jedzenie! Ja tam nie był am, ale myś lę , ż e tak ż ywią się w raju… Tylko 5 minut spacerem od hotelu znajduje się gł ó wna ulica handlowa (niestety nie pamię tam nazwy). To raj dla kupują cych! Jednocześ nie ceny są szczerze zadowalają ce. Co, powiedzmy, w GUM kosztuje 20 tysię cy rubli, moż na kupić w mieś cie (poró wnują c ró wnowartoś ć w rublach) za osiem tysię cy. Co wię cej, rzeczy są znacznie lepsze pod wzglę dem jakoś ci i wyboru.
Teraz o wycieczkach. Pierwszego dnia pojechaliś my na wyspę Sentosa. Miejscowi chcą zamienić go w park rozrywki (na zasadzie Disneylandu), ale do ostatniego jeszcze daleko. Zabrali nas kolejką linową nad cieś niną z „niesamowitym” widokiem na port, któ ry notabene jest jednym z najwię kszych w regionie Azji i Pacyfiku. Na wyspie kró tko opowiedziano nam o jej perspektywach, po czym zabrano nas do akwarium, gdzie każ dy mó gł z przyjemnoś cią karmić pł aszczki, wę gorze, piranie, a nawet mał e rekiny. A wieczorem mieliś my pokaz laserowy. Spektakl bardziej dla dzieci, ale warto raz obejrzeć...
Nastę pnego dnia zarezerwowaliś my wycieczkę po mieś cie. Zgodnie z oczekiwaniami, dokł adnie o 8.50 przyjechał po nas autobus. Należ y zauważ yć , ż e ludzie w Singapurze są niezwykle punktualni, każ dy przychodzi „na minutę ”. Sł usznie jeden z najlepszych przewodnikó w w Singapurze - Victoria - uprzejmie opowiedział a naszej grupie o mieś cie i wszystkich jego zaletach i wadach. Nie bę dę wymieniał zabytkó w, myś lę , ż e sam czytelnik jest w stanie znaleź ć wiele informacji na ten temat w necie. Zwró cę uwagę na coś innego - ja osobiś cie, jako osoba z szeroką rosyjską duszą , zaczą ł em nadwerę ż ać zwartoś ć tego miasta-kraju - jakoś nie wyobraż am sobie, ż e nie mogę , powiedzmy, z rodziną wyjechać z miasta na 50 kilometró w do lasu na piknik
Trzeci i ostatni dzień w Singapurze poś wię ciliś my na zakupy. Oczywiś cie jest coś do przymierzenia, a nastę pnie do kupienia. Ale trzeba to zrobić mą drze, bo pod koniec naszej podró ż y natknę liś my się na tań sze, ale nie mniej wysokiej jakoś ci opcje. Zaznaczam, ż e warto przejechać się na diabelskim mł ynie, któ ry notabene jest najwyż szy na ś wiecie, a wieczorem moż na przejechać się autobusem rzecznym i zapalić go na nabrzeż u Clarke (miejsce do gromadzenia się ) imprezowiczó w”).
Zakupy nie przeszł y niezauważ one. Nie doś ć , ż e „kotlet” w mojej kieszeni bardzo schudł , zwł aszcza z moim towarzyszem, to jeszcze przezię biliś my się . I razem. A co najważ niejsze - ż e "Coldrex" czy "Theraflu" jak zawsze zapomniano w domu. Ale nic, zdobyliś my bogate doś wiadczenie ż yciowe i opanowaliś my lokalne apteki. . . Moż e się też czasem przydać...
A teraz przyszedł czas na dalszą podró ż i znó w wylą dowaliś my na lotnisku Singapore Changi… Zaznaczam, ż e Singapurczycy są bardzo dumni z tego lotniska, opowiadają , jak duż e jest, o nowym terminalu 3 i o swoim narodowym linia lotnicza. Generalnie Singapurczycy są dumni z trzech „rzeczy” – bankó w, portu i narodowej linii lotniczej (z Changi i statusem pierwszego operatora najwię kszego samolotu na ś wiecie, A380, któ ry notabene udał o się nam patrz „na ż ywo”). Wtedy nie wiedział em, jakie ż ywe wraż enia bę dę miał z wizyty na tym lotnisku.
W terminalu był o też bardzo zimno. Zbliż ają c się do stanowisk odprawy, dziewczyna dł ugo i uważ nie przyglą dał a się biletom (po raz drugi zwracam na to uwagę ), po czym nas odprawił a, powiedział a mi coś o „biznesie” i wskazał a na osobne wejś cie. Spojrzał em na bilet i był em zszokowany – okazuje się , ż e lecimy też klasą biznesową (kod rezerwacji „B”). Jednocześ nie ucieszył nas koszt biletu – trzygodzinny biznes kosztował nas 320 dolaró w za bilet ze wszystkimi opł atami. Przy wejś ciu dwó ch straż nikó w uprzejmie sprawdził o nasze paszporty i bilety (sprawdzali, sprawdzali i nic nie znaleź li), a za nimi miejscowi celnicy zrobili to samo. Po otrzymaniu pieczą tki w paszporcie i na karcie pokł adowej udaliś my się do sali biznesowej...
Có ż mogę powiedzieć , drodzy czytelnicy? ? ? Fajnie, jednym sł owem. Abym tak ż ył - w dwó ch sł owach ! ! ! Z takiego „biznesu” nawet nie chodził am do sklepó w wolnocł owych, ż eby dzień wcześ niej dobrze zaopatrzyć się .
Wszystko w samolocie jest niesamowite. 3 godziny do indonezyjskiego Denpassar minę ł y jak 2 minuty. Sprzyjał o temu doskonał e jedzenie, wygodne kokonowe fotele oraz bardzo uprzejmy i uś miechnię ty personel. I nawet pomimo ulewnego deszczu na lotnisku przylotu, wszystko bardzo mi się podobał o.
Indonezyjska wyspa Bali przywitał a nas deszczem i wilgocią . Pierwszą rzeczą , któ ra rzuca się w oczy, jest ró ż nica mię dzy Singapurczykami a Indonezyjczykami. Ci pierwsi są w wię kszoś ci bardzo schludnie ubrani, mają jasną karnację i doskonale mó wią po angielsku. Drugie, wedł ug danych zewnę trznych, są podobni do Hindusó w, niewiele osó b mó wi ję zykiem obcym, a ci, któ rzy mó wią , robią to z takim akcentem, ż e trudno zrozumieć , co dana osoba chce wam przekazać .
Drugą rzeczą , któ ra nas uderzył a, był y pienią dze z ogromną liczbą zer i aluminiowych (i niezwykle lekkich) monet. Wiza dla obywateli Federacji Rosyjskiej wydawana jest przy wjeź dzie, pł atnoś ć dokonywana jest ró wnież na miejscu. Celnik, zabrawszy mi 100 dolcó w, zamienił je na dł ug u są siada, w koń cu dał mi tak duż o pienię dzy, ż e „burger” w mojej kieszeni znowu utył ! Zwracam uwagę „sowietom” na to, ż e wjeż dż ają c do kraju trzeba dokł adnie przeliczyć iloś ć dni pobytu. Wię kszoś ć wycieczek ł ą czonych jest przeznaczona na 8 dni odpoczynku na Bali. Kiedy wchodzisz, sam zastanawiasz się , ile dni bę dziesz odpoczywać . Wtedy prosty Sowieci myś li: „Tak, wiza na 7 dni kosztuje 10 dolcó w, a za 8 dni trzeba kupić wizę miesię czną , któ ra kosztuje 25 dolcó w… Po co miał bym przepł acać , moż e to zadział a”. W tym samym czasie celnik widzą c, ż e bierzesz wizę na mniej dni, cicho milczy. Czemu? Wkró tce się dowiesz. . .
Jako szanowany obywatel najpierw poszedł em do kontroli. W tym samym czasie moja towarzyszka wycofał a się do damskiej toalety i umó wiliś my się na spotkanie już przy pasie bagaż owym. Po policzeniu ile dni mam odpoczynek (osiem), kupił em miesię czną wizę i ruszył em dalej. Znajomy, któ ry wydał duż o pienię dzy w Singapurze, postanowił zaoszczę dzić i kupił wizę na 7 dni. Zauważ am, ż e wielu to zrobił o.
Po otrzymaniu bagaż u wyszliś my na zewną trz. Tam spotkał nas niski mł ody czł owiek, któ ry przedstawił się jako Sindu. Po Singapurze z przyzwyczajenia pytamy go o coś po angielsku. Wyobraź sobie moje zdziwienie, jak dobrze mó wi po rosyjsku.
20 minut samochodem i zostaliś my dowiezieni na terytorium hotelu Intercontinental 5*. Pierwszą rzeczą , któ ra rzuca się w oczy, jest straż nik w mundurze policyjnym iz karabinem maszynowym w rę kach. W pobliż u masywnej bariery drugi „ochroniarz” przy pomocy specjalnego lusterka zbadał spó d naszego samochodu i dopiero wtedy pozwolił nam przejś ć . Jak bardzo bł ą kam się po planecie, ale czegoś takiego nie widział em od czasu mojej trzyletniej wizyty na Sri Lance.
Koncepcja hoteli na Bali bardzo ró ż ni się od tej w Singapurze. Jeś li w tym ostatnim wszyscy budują ś ciś le w gó rę , to na wyspie wszystko buduje się wszerz!
Hotel poł oż ony jest w doskonał ej lokalizacji tuż nad brzegiem morza. Rozległ e terytorium, stylizowane na staroż ytną ś wią tynię buddyjską , niewą tpliwie dodaje reszcie szczegó lnego smaku. Miejscowi, nawiasem mó wią c, mó wią cy czę ś ciowo po rosyjsku, lubią mó wić , ż e odpoczywał tu sam pan Miedwiediew i jego ż ona, nie bę dą c oczywiś cie jeszcze prezydentem naszego wielkiego kraju. To prawda, ż e nie znaleź liś my dowodó w tej podró ż y...
Hotel ma wszystko. Co mił e, nawet rę czniki plaż owe znajdują się w specjalnych pudeł kach na każ dym rogu. Obsł uga doskonał a. Kuchnia trochę zawodzi, zwł aszcza lokalna: wszystko jest twarde, ostre, miejscami po prostu bez smaku. Gorą co polecamy wł oską restaurację na miejscu - był am w Rzymie, ale i tam jedzenie nie był o tak smaczne jak w tej instytucji.
Miejscowi już od pierwszego dnia zaczynają oferować Pań stwu usł ugi spa i ró ż norodne wycieczki. Obydwu autorowi udał o się przetestować , jak mó wią , na wł asnej skó rze. Z "wycieczki" polecam spł ywy po gó rskich rzekach i quadami w dż ungli - jedna z najciekawszych wycieczek, na jakich był am w ż yciu. Jeś li chodzi o zwiedzanie lokalnych ś wią tyń , to są one doś ć prymitywne i nie niosą ż adnej wartoś ci poznawczej (moż e z wyją tkiem ś wią tyni na wodzie). Aktywnie "pchaj" naszego brata i SPA - wycieczki. Uwierz mi, za takie pienią dze moż esz spę dzić dzień w Moskwie relaksują c się w najlepszym centrum. W każ dym hotelu podobny pakiet usł ug bę dzie kosztował.2-3 razy taniej. A co najważ niejsze, nie musisz nigdzie iś ć .
Pró bował em znaleź ć tam dyskotekę . Miejscowi mó wią , ż e musisz udać się do Kuta - kurortu po drugiej stronie lotniska. Muzyka oczywiś cie grał a, ale nie cią gnę ł a dyskoteki, do któ rej wszyscy jesteś my przyzwyczajeni.
Chciał am pojechać na wyspę Jawę , do Dż akarty, ale matczyne lenistwo nie pozwalał o Ci, któ rzy mimo wszystko polecieli w te miejsca, byli zachwyceni. Od siebie dodam, ż e sam jestem zwolennikiem idei: „Jeś li nie spojrzał eś na stolicę , to nie był eś w kraju…”
Ludzie w Indonezji są przyjaź ni, zawsze uś miechnię ci. Ogó lnie kochają Rosjan. Rozważ my drugą Kubę . Szkoda, ż e nie zarabiają duż o pienię dzy. Na przykł ad pensja w wysokoś ci 400 USD jest uważ ana za wysoką . Bardzo kochają rosyjską muzykę , wię c jeś li się spotkacie, nie bą dź cie leniwi, weź cie ze sobą kilka pł yt CD, rozdajcie je miejscowym na pamią tkę spotkania. Uwierz mi, nie pozostaną w dł ugach...
Osiem dni minę ł o szybko. Moja babcia powiedział a poprawnie - "Zrelaksuj się - nie dział aj! ". Ostatniego dnia, specjalnie „ponownie wypalona”, spakował am walizki i wieczorem polecieliś my do Kuala Lumpur.
Lot był obsł ugiwany przez Qatar Airways na Airbusie A330. Jeś li poró wnamy je z Singapore Airlines, to bardziej spodobał mi się ten drugi. „Katarczycy” mają sł absze jedzenie, wę ż sze siedzenia, a krok mię dzy nimi też jest niewielki. Na lotnisku w Denpassar zostaliś my ró wnież szybko odprawieni, po dokł adnym przejrzeniu naszych paszportó w z biletami. W „migracji” wszyscy pracownicy martwili się o jedno – czy turysta kupił odpowiednią wizę . Uważ ny czytelnik pamię ta, ż e mó j przyjaciel postanowił zaoszczę dzić pienią dze, któ re w zasadzie wyszł y na bok. Pracownik lotniska wyraź nym angielskim (co jest dla nich nietypowe ) powiedział , ż e wiza jest spó ź niona i trzeba zapł acić.100 dolcó w grzywny. Musiał em wył oż yć . Otrzymawszy upragnioną setkę , był gł ę boko ró wnoległ y do wszystkiego innego (a ujawnił o się to dopiero pó ź niej)...Po przejś ciu systemu kontroli przed lotem weszliś my na pokł ad i wkró tce polecieliś my do Malezji.
2 w nocy czasu lokalnego. Samolot wylą dował na lotnisku dawnej stolicy Kuala Lumpur. Kraj od razu mi zaimponował . Zaczynają c od lotniska. Nierealistyczny rozmiar kompleksu (z pewnoś cią nie mniejszy niż Dubaj) uderzył swoim rozmachem. Jeden cztery (!!! ! ) pasy startowe był y coś warte. Nawet jeś li uż ywają tylko jednego. Dla poró wnania, powiedzmy, w moskiewskim Szeremietiewie drugi pas został otwarty dopiero w marcu tego roku, a Malezyjczycy zbudowali je wiele lat temu. Ogó lnie lotnisko był o pomyś lane jako hub, ale pomysł został w jakiś sposó b niepoprawnie wdroż ony. W budynku lotniska odczuwalny był brak ruchu pasaż erskiego i pewna pustka. Na przykł ad o 2 w nocy przyleciał tylko nasz samolot, i to z mię dzylą dowaniem, lą dują c jednocześ nie 20 osó b (!! ! ).
Sł uż ba migracyjna podbił a nasze paszporty, po czym udaliś my się do gł ó wnego holu lotniska, gdzie nikt nas nie spotkał poza grupą taksó wkarzy… Był em mile zaskoczony, ż e nasz transfer gdzieś się zgubił … Po odczekaniu 15 minut, udaliś my się do punktu informacyjnego, ską d dziewczyna na pró ż no pró bował a zadzwonić do hotelu lub przedstawicielstwa touroperatora. Jeden z kierowcó w był ró wnież przedstawicielem naszego touroperatora, jednak spotkał inną parę , wię c zadzwonił do dyspozytora i dowiedział się , ż e kierowca, jak rozumiem, zaspał .
Po oczekiwaniu na niego przez 40 minut udał o nam się obejrzeć cał e ogromne lotnisko i wró cić z powrotem do centralnego punktu informacyjnego. Spotkaliś my się z kierowcą indyjskiego pochodzenia w charakterystycznym dla jego kraju „stroju”. Po przywitaniu się dobrze po angielsku dł ugo przepraszał , ż e się spó ź nił … Wsiedliś my do starego mercedesa klasy S i pojechaliś my do 5* hotelu Renaissance. Droga z lotniska zaję ł a okoł o 50 minut i dla zabicia czasu rozmawiał em z kierowcą .
Szczerze mó wią c, był zszokowany jego angielskim. Okazuje się , ż e znam duż o sł ó w i doskonale rozumiem osoby angloję zyczne (podobno lata podró ż y sł uż bowych wpł ywają ). Tak powiedział nasz kierowca. . .
Rozmawialiś my o wielu rzeczach – o Malezji, o jej przemyś le, o religii, o polityce, o Rosji i niedawnych wyborach tam, któ re się tam odbył y (któ ra wtedy stracił a wą tek logiki), o naszych prezydentach, o naszych samolotach itp. Rozmowa sprowadzał a się do tego, ż e Malezyjczycy bardzo lubią Rosjan i ż e jesteś my generalnie „prawdziwym” krajem (wiem, ż e to brzmi jak pochlebstwo, ale pó ź niej przekonał em się , ż e wiele osó b tak myś li).
Przybywają c do hotelu, kierowca znikną ł tak szybko, jak się pojawił em. Znajduje się na jednej z centralnych ulic Kuala Lumpur, zaledwie 10 minut spacerem od Bliź niaczych Wież , od sł ynnej wież y telewizyjnej, obok jednej ze stacji, jak mó wią miejscowi „monorail” (monorail - angielski - jednotorowa). Mó wią c o tym ostatnim, w przeciwień stwie do moskiewskiego, jest on (jednoszynowy) prostszy, wygodniejszy dla pasaż eró w, podró ż uje szybciej, a nawet taniej. Jest wiele do nauczenia się … Hotel wprawił nas w zakł opotanie. O pierwszej w nocy w pię ciogwiazdkowym hotelu przy wejś ciu był jeden ochroniarz, a w „recepcji” tylko jeden pracownik! I to wszystko… Musieliś my być zmę czeni, senni, bardzo „nasł onecznieni” na Bali, ż eby na wł asną rę kę wcią gną ć walizki do naszego pokoju (a wraz z odwiedzaniem coraz to nowych krajó w iloś ć toreb rosł a wykł adniczo – mam nadzieję każ dy pamię ta, co to jest ).
Hotel nie jest 5-gwiazdkowy. Ten sam „Shangri La”, znajdują cy się na są siedniej ulicy, choć w mniejszym budynku, zajrzał do ś rodka na wszystkie 6 gwiazdek, podczas gdy „Renesans” ś cią gną ł przecię tne 4ku! Pokoje są ró wnież doś ć ubogie pod wzglę dem wyposaż enia i usł ug. Oczywiś cie, zmę czony nocnym lotem, był o gł ę boko ró wnoległ e w któ rym pokoju się zatrzymać , ale jeś li wybierasz się do Kuala Lumpur na kilka lub wię cej dni, zdecydowanie polecam wybrać inny hotel...
Tak rozpoczą ł się.9 maja 2008 r. - Dzień Zwycię stwa, powszechnie obchodzony w naszym kraju. Poranek zaczą ł em od kolejnych wyczynó w – starał em się zrozumieć , gdzie jest nasz przewodnik. Ten sam „Indianin”, któ ry zawió zł nas w nocy, nie dał mi ani jednej koperty z instrukcjami, mó wią c, ż e wszystko bę dzie na recepcji. Biznes poszedł na kolację , a nasz przewodnik się nie pojawił . Nocne dzwonienie touroperatora był o kontynuacją logicznej kontynuacji… Nawiasem mó wią c, kontynuacja nie jest tania… Mają c prawie „podbieganie” na wszystkich, któ rzy odpowiedzieli mi w biurze, uspokoił em się . Po pewnym czasie zadzwonił do mnie mł ody czł owiek, przedstawiają c się jako Anton, któ ry został naszym przewodnikiem. Co prawda w Dniu Zwycię stwa nie mó gł pokazać nam miasta, a my przeł oż yliś my to wydarzenie na nastę pny dzień , któ ry zresztą był też moimi urodzinami
Ponieważ siedzenie w pokoju nigdy mnie nie pocią gał o, za radą znają cych się na rzeczy ludzi przenieś liś my się do centrum handlowego znajdują cego się w sł ynnych Twin Towers (Twin Rę czniki), któ re był o uważ ane za jedno z najwię kszych w Malezji. Nie uważ am się za „kupują cego”, ale to, co zobaczył em, mnie zaskoczył o. W jaki sposó b? Ró ż norodnoś ć , obsł uga, jakoś ć , a co najważ niejsze cena. Na przykł ad koszula znanych gejowskich projektantó w „D i G” (dla tych, któ rzy nie rozumieją , przetł umacz zdanie na angielski w cudzysł owie) kosztuje (w naszych pienią dzach) 1.5-2 tys. i jest bardzo dobrej jakoś ci. Wedł ug lokalnych mieszkań có w, 30% rynku szmat VIP w Rosji jest zaopatrywane w towary wyprodukowane w Malezji. Na przykł ad ci, któ rzy dawno nie byli w GUM-ie, mogą „odś wież yć ” pamię ć i szczerze „pocieszyć się ” tamtejszymi cenami.
Dzień miną ł bardzo szybko. Wracają c do pokoju, zdaliś my sobie sprawę , ż e pojemnoś ć naszych walizek i toreb to zdecydowanie za mał o, by zabrać wszystko, co kupiliś my. Musiał em kupić kilka pudeł ek w pobliskim sklepie (i wró ciliś my do domu jak nał adowane osł y). A wieczorem postanowili ś wię tować dzień zwycię stwa w „barze pod sł oń cem”, któ ry znajduje się na „n-tym” pię trze, pod dachem jednego z hoteli.
Urodziny spotkał am z zatę chł ą gł ową i brakiem radosnych myś li. Obudził mnie budzik, któ ry jak zwykle dzwonił o 8.30 rano. A wstaliś my tak wcześ nie, bo w koń cu pojawił się nasz przewodnik i zamierzał umó wić się na zwiedzanie miasta.
Wycieczka był a pouczają ca, ale nie mogę powiedzieć , ż e bardzo ją pamię tam. Przez 2 godziny przejechaliś my cał e miasto, zrozumieliś my strukturę pań stwową kraju, ż ycie miejscowej ludnoś ci. Interesował mnie koszt mieszkania w centrum miasta. Okazuje się , ż e mieszkanie „dwupokojowe” (2 sypialnie) znajduje się w samym centrum miasta, w „elitarnym” domu (w Moskwie nazwano by go „w krę gu ogrodowym”) 70-80 tys. w walucie amerykań skiej. A to z najprostszym wykoń czeniem! A dom nad oceanem (morze) kosztuje ś rednio 50 tys. w tej samej walucie. Jednocześ nie ludzie otrzymują kredyty hipoteczne w wysokoś ci 3-5% rocznie. Oczywiś cie daleko nam do takich liczb.
Jeszcze ciekawsza jest sytuacja z samochodami. Wielu producentó w otworzył o swoje fabryki w Malezji. Oczywiś cie mercedes montowany lokalnie jest droż szy niż europejski, ale moż na go wypoż yczyć za 1.5% rocznie (!! ! )
Pod koniec wycieczki wybraliś my się też na wycieczkę do wież y telewizyjnej (pod wzglę dem wysokoś ci, nawiasem mó wią c, trzecią na ś wiecie, po Kanadzie i Moskwie) i pobiegliś my trochę po sklepach. A wieczorem czekaliś my na samolot do Singapuru i lot do domu.
Na lotnisku panował a cisza jak noc naszego przylotu. Szybko się odprawiliś my, przeszliś my dalej do kontroli przed lotem. Tego wieczoru mó j towarzysz nie czuł się dobrze, podobno nagł e zmiany klimatu spowodował y jakieś przezię bienia. Wię c przed inspekcją poszł a w znane wszystkim miejsce, a ja usiadł em na „ł awce” i spojrzał em na nasze karty pokł adowe. Moją uwagę przykuł ciekawy punkt na bilecie mojej koleż anki - zamiast imienia „Tatiana” (tak ma na imię ) wymieniono imię „Maria”. Już miał em podejś ć do recepcji i przeklinać , dlaczego nazwisko został o wpisane niepoprawnie, ale po drodze zamyś lił em się . Chyba każ dy wie, ż e system wydaje karty pokł adowe na podstawie biletu. Wyją ł em go z torby i był em po prostu w szoku - bilet mojej towarzyszki miał inną nazwę . Co wię cej, pod fał szywym nazwiskiem lataliś my po okoł o 5 lotniskach w 3 krajach, przeszliś my wszystkie moż liwe kontrole przed lotem, kontrole celne, kontrolę lą dowania itp. I ż adna usł uga nie powstrzymał a nas przed tym pytaniem (!!! ! )
Po omó wieniu tej sytuacji z przyjacielem, postanowiliś my milczeć i polecieć do Singapuru. Tak jak się spodziewał em, wszystko poszł o gł adko. Ponieważ mię dzy przyjazdem a wyjazdem do Moskwy mieliś my 9 godzin przerwy, pojechaliś my do hotelu SwiSS (4 gwiazdki). W jednym ze znanych filmó w brzmiał o zdanie „Moż esz pomyś leć , ż e Shangri La jest tutaj! ” Jakoś brzmiał o. . . Chodził o o nas w tamtym momencie. . . Hotel, mimo ż e w ś rodku był czysty, okazał się bardzo skromny pod wzglę dem obsł ugi i wnę trza za taką cenę pokoju (350 USD). W nocy miewał am koszmary, był o bardzo zimno (nie dział ał przycisk wył ą czania klimatyzacji ), a Tanya chorował a i cią gle się budził a. . . Ledwo wytrzymują c do rana pojechaliś my na lotnisko Changi, gdzie czekał y na nas niespotykane niespodzianki.
Po rejestracji udaliś my się do znajomej nam kontroli celnej w terminalu 2. Stoją c w kolejce zauważ ył em, ż e przy wszystkich okienkach siedzą bardzo ł adne dziewczyny, a z woli losu za naszym siedzi jakiś dziadek. . Szanuję osoby starsze, ale ten pracownik już dawno powinien przejś ć na emeryturę .
Jako doś wiadczony „wojownik” poszedł em pierwszy. Po otrzymaniu pieczą tki na wizie udał em się do strefy wolnocł owej. Potem ten „dziadek” dł ugo patrzył na dokumenty Tanyi, a potem zapytał „Hu z Marii? ” Moja towarzyszka, bę dą c w bardzo zł ym stanie i bez wię kszego doś wiadczenia w mó wieniu po angielsku, był a począ tkowo zdezorientowana, ale potem przyszedł em jej z pomocą . Przez okoł o pię ć minut tł umaczył em temu szanowanemu panu, ż e to drugie imię , jak „John” i „Jonathan”. Ogó lnie chip nie dział ał , a Tanya pozostał a w Singapurze. I nie pozwolili mi też wró cić . Krzyczą c do niej, ż eby podeszł a do stanowisk odprawy, ż eby zał atwić sprawę , poszedł em do szefa zmiany sł uż by migracyjnej, aby rozwią zać sytuację . Po 15 minutach Tanya wró cił a, mó wią c, ż e nie zmienią jej biletu, ale musi kupić nowy, któ ry kosztuje 3200, w tej samej amerykań skiej walucie. Ten ukł ad wprawił mnie w furię . Kierownik zmiany, zdają c sobie sprawę , ż e pachnie „smaż onym”, postanowił pozwolić mi wró cić do Singapuru, zostawiają c paszport jako depozyt, ale potem, patrzą c mi uważ nie w oczy, zdecydował się oddać mi ró wnież paszport.
Przy odprawie wzruszyli ramionami, powiedzieli, ż e bilet w wię kszoś ci się wyczerpał i nie bę dą mogli go zmienić , tylko zaproponowali, ż e kupią nowy za wskazaną powyż ej kwotę . Odmó wiliś my. Zaczą ł em nalegać , aby wezwać przedstawiciela Singapore Airlines. Po 15 minutach skandalu zwró cił na mnie uwagę każ dy, kto tego ranka wyleciał z 2. terminalu.
Czas pł yną ł nieubł aganie do przodu, ale nie był o pomysł ó w. Oczywiś cie mó gł bym kupić bilet za wskazaną kwotę , ale szczerze mó wią c ropucha się dusił . Po drugie, nie jestem przyzwyczajony do pł acenia za bł ę dy innych ludzi. I wtedy przypomniał am sobie rozmowę z przewodnikiem podczas pierwszej wizyty w Singapurze. Uważ ny czytelnik zapamię ta, ż e Singapurczycy są dumni z trzech „rzeczy”: bankó w, portu i narodowej linii lotniczej. Wspominają c trzeci terminal i jak fajnie polecieliś my na Bali w klasie biznes, postanowił em spró bować przebić się przez pozostał e bramki. I chociaż nie lecialiś my klasą biznes, to jak powiedział a moja babcia „twarz z cegł ą - i jedź ! ” Ta zasada zadział ał a! Urocze dziewczyny podbił y nam paszporty, pojechaliś my do strefy wolnocł owej i szybko przenieś liś my się do są siedniego terminalu (z dokumentami na nazwisko Maria). Po obejrzeniu wielu filmó w w kraju znanym wszystkim z dzieciń stwa doskonale zrozumiał em, ż e po skandalach, któ re zrolował em, wszystkie sł uż by ostrzegał y przed obecnoś cią dwó ch „szalonych rashan”. Jak pokazał czas, miał em rację...
Poł oż ył em mojego towarzysza na ł awce 2 wyjś cia na wprost (odległ oś ć do naszego wyjś cia 300 metró w, wię c nie mogli nas zauważ yć ), zdją ł em sweter (rano był o zimno), czapkę bejsboló wkę i okulary, i stał em się "Nowa osoba". Jak się pó ź niej dowiedział em, nie pamię tali mojego towarzysza (jak dla nas wyglą dają tak samo, to my dla nich…), ale pamię tali mnie - gł ó wnego awanturnika - ubranego w niebieski sweter, czapkę bejsboló wkę z gwiazdą (przywiozł em ją z Kuby) iw okularach, i ż e mam na imię Alex. Wyszedł em w biał ej koszulce i szortach. Przeprowadzono tu kontrolę przedlotową , po któ rej ludzie podchodzili do lady, zaznaczali karty pokł adowe i przechodzili do „sumpa”, po czym szli do samolotu. Moją uwagę zwró cili funkcjonariusze, któ rzy stali mię dzy sł uż bą kontrolną a ladą , na któ rej zaznaczono znaki abordaż owe, w wą skim korytarzu. Sprawdzili dokumenty wszystkich Rosjan. Myś lą c, ż e powinienem się zgubić , czekał em na odpowiedni moment.
Pię ć minut pó ź niej pojawił a się grupa naszych turystó w z deskami surfingowymi, okoł o pię tnastu osó b. Mam to - to jest to! Szybko dzwonią c do Tanyi, poszliś my na seans z cał ym tł umem. Po sprawdzeniu wszystkiego opuś cili nas i wszyscy ruszyli dalej. Funkcjonariusze, widzą c faceta z dziewczyną , zaczę li sprawdzać paszporty i karty pokł adowe. Po obejrzeniu dokumentó w mojej koleż anki natychmiast ją przepuszczono, a moje dokumenty był y badane przez okoł o trzy minuty. Wtedy jeden z nich pyta: „Alex? ” Kiwną ł em gł ową z aprobatą . Potem jeszcze raz sprawdzili wszystkie dokumenty, moje zdję cie i jeszcze raz zapytali: „Alex? ” Powiedział em: - "Có ż , Alex, Alex! ". Po wymianie spojrzeń coś do siebie powiedzieli i mnie też puś cili.
Był a jeszcze jedna przeszkoda - stanowisko odprawy na samolot. Był o to automatyczne (wszyscy poszli tam i wł oż yli karty lą dowania do specjalnego pudeł ka, ską d otrzymywali krę gosł up nieobecny). Przed nami stał starszy mę ż czyzna, któ ry nie wiedział , co robić . Czują c jako pią ty punkt, ż e problemy jeszcze się nie skoń czył y, postanowił em mu pomó c, a potem przejś ć i schować się w toalecie.
I drż ą cą rę ką opuszczam nasze karty do lą dowania i to wszystko! Hurra! Przechodzimy! Nie mają c czasu na odsunię cie się od budki, sł yszę krzyki i krzyki za plecami. . . Odwracają c się , ponownie wpadł em w stan szoku. W zorganizowanym tł umie podbiegł a do nas kobieta, z któ rą się ostatnio pokł ó ciliś my, jej asystent, szef lotniskowej sł uż by migracyjnej, szef lotniskowej policji z 4 policjantami, szefem sł uż by bezpieczeń stwa Singapore Airlines i 2 wię cej dziewczyn z serwisu. Poproszono nas, abyś my usiedli obok lady. Już gotó w zrobić zamieszanie i iś ć do koń ca, usiadł em.
Szef policji zaczą ł karać straż nikó w, któ rzy patrzyli na mó j paszport. Jedyne, co sł yszał em, to to, ż e cią gle powtarzali „Alex, Alex. . . ”. Wszyscy komunikowali się ze sobą polubownie, oczywiś cie w podniesionych tonach. Jakieś pię ć minut pó ź niej ta sama kobieta podeszł a do mnie i dobrą angielszczyzną opowiedział a mi tę czę ś ć historii, o któ rej nic nie wiedzieliś my.
Okazuje się , ż e zainspirował ją mó j monolog o są dach i dodzwonił a się do dyrektora dział u obsł ugi klienta Singapore Airlines. Zadzwonił do szefa lotniska, któ ry z kolei wezwał szefa sł uż by migracyjnej. Najwyraź niej się zgodzili. Na wszelki wypadek zadzwonili też do konsulatu rosyjskiego, gdzie powiedziano im: „Wyś lijcie ludzi, dowiemy się w Moskwie”. Wszyscy jednogł oś nie się zgodzili, ale w pewnym momencie zdali sobie sprawę , ż e nie istniejemy. Wydali rozkaz, ż eby nas szukać , postawić straż przy bramie, ż eby „zł apać szalonego rushana”. Ale wtedy przypomnieli sobie mnie, już wtedy ubraną .
Przynieś li nam duż o przeprosin, dziewczyny z obsł ugi poczę stował y nas herbatą , po czym puś cili nas i ż yczyli dobrego lotu. Cał a „sump”, w któ rej siedzieli gł ó wnie Rosjanie, patrzył a na nas jak na Bonnie i Clyde XXI wieku… Ale najważ niejsze, ż e wsiedliś my na pokł ad.
Dziesię ć godzin lotu i jesteś my w naszym rodzinnym Domodiedowie. Na lotnisko jak zwykle witał a nas ogromna kolejka turystó w przy odprawie paszportowej (wszyscy, któ rzy dwa tygodnie temu polecieli do Turcji i Egiptu wró cili wypoczę ci i wypoczę ci ).
Potem dwie godziny w korkach do domu. I to już koniec podró ż y!
Miesią c pó ź niej otrzymał em trzy koperty z Singapore Airlines na adres pocztowy w miejscu rejestracji stał ej. W pierwszym otrzymał em list z przeprosinami za incydent od pracownikó w, z któ rych wielu udał o mi się poznać osobiś cie, w drugim otrzymał em kartę z naliczonymi milami i premią „za szkodliwoś ć ”, a w trzeci, voucher na dzień bezpł atnego noclegu w hotelu w Singapurze i zaproszenie do ponownego odwiedzenia tego wspaniał ego kraju…
Tak jak
Lubisz
• 29
Pokaż inne komentarze …