Spacery po Ałtaju. Chulyshman.
Odniesienie geograficzne: Jezioro Teletskoye znajduje się w pó ł nocno-wschodniej czę ś ci Gó r Ał taj, dł ugoś ć wynosi 77.8 km, ś rednia szerokoś ć.2, 9 km, maksymalna szerokoś ć nie przekracza 4.5 km. Czę ś ć pó ł nocna jest rozcią gnię ta z zachodu na wschó d, czę ś ć poł udniowa po zakrę cie o prawie 90 stopni z pó ł nocy na poł udnie.
Powierzchnia jeziora jest stosunkowo niewielka - 223 km² , ale ze wzglę du na duż ą gł ę bokoś ć (ś rednia gł ę bokoś ć jeziora to 174 m, maksymalna gł ę bokoś ć to 325 m - naprzeciw wodospadu Korbu) zawiera ogromną iloś ć (40 km³ ) doskonał ej ś wież ej wody, przezroczystą do gł ę bokoś ci 12-14 metró w.
Do jeziora wpł ywa okoł o 70 rzek i 150 strumieni tymczasowych, a 70% cał ej wody pochodzi z rzeki Chulyshman, pł yną cy z poł udnia. Oddają c swoje wody do rzeki )">Bie (98% drenaż u), jezioro w duż ej mierze dostarcza poż ywienia Obi.
Kiedyś widzieliś my pó ł nocną czę ś ć jeziora, spł ywają c katamaranem po Biya z Artybash, wtedy najwię ksze wraż enie zrobił na mnie począ tek wypł ywają cej z jeziora rzeki - woda wypł ywa spod mostu o zauważ alny ką t dziesię ciu stopni. Ale dostanie się do Artybash nie jest ł atwym zadaniem, tł umy ludzi, to i tamto nie jest nasze, dajcie nam dzikoś ć ! A firma kilkanaś cie lat temu powstał a z podobnych oparó w, byle tylko kierownica w dł oniach i pę dź , precz!
Chł opaki tak krzyczeli, co to za cud Chulyshman, jaki tam mikroklimat, jaki jest wspaniał y maj w poró wnaniu z naszą pogodą , ż e oczywiś cie zebraliś my się z nimi na kolejne majowe ś wię ta, był y trzy dni roboczych mię dzy porą majową a porcją dziewią tego maja, na któ rą „bioremy urlop” z pracy.
Zgromadziliś my się wesoł o, pojechaliś my dwoma samochodami, jednym Mitsubishi Delica, wesoł ym minibusem, któ rym jechał y cztery dorosł e osoby plus dziecko, oraz nasza Kaldina z czterema dorosł ymi. Mniej wię cej namalował kto, co i ile kupuje, jeden orzeł musiał kupić chleb dla cał ego tł umu przez osiem dni. Chcieli wyjechać w sobotę.30 kwietnia o godzinie pią tej wieczorem, wywieziono ich do sió dmej, bo orzeł Oleż nie mó gł kupić chleba. Niedziela, pierwszego maja, był a Wielkanocą , wię c wszystkie sklepy miał y ciastka wielkanocne, ciastka wielkanocne, no i jeszcze kilka ciastek wielkanocnych. Potem ugryzliś my się w ł okcie, ż e nie kupiliś my chociaż wielkanocnego ciasta, ale potem lekko machnę ł a rę ką , ta sama Olezha powiedział a: „Kupimy w piekarni w Aktash lub Ulaganie! ”
Pochopny. Wjechaliś my w noc, prawie bez zatrzymywania się , na Przeł ę cz Semiń ski okoł o pierwszej w nocy zmienili kierowcę . Mą ż ma jedną bardzo nieprzyjemną cechę , jeś li obok niego na siedzeniu nawigacyjnym zaczniesz kiwać gł ową , zaraż a się ziewaniem i zaczyna bardzo chcieć spać . W dodatku ten odpowiedzialny pracoholik pracował tak cię ż ko przed wyjazdem na szaleń stwo z czystym sumieniem, ż e zdecydowanie nie mó gł się nadwyrę ż yć . Jestem inaczej zaaranż owany, po prostu trzeba mnie wsadzić za kierownicę , jak we ś nie, nawet jak mnie w to wcią gnię to, to od razu zeskakuje. Za każ dym razem, gdy czule wspominam, jaka był a ukochana Olezha, nie znaliś my się wtedy zbyt dobrze. Zawsze pamię tał , ż e niezbyt odważ na ciotka jedzie za nim, nie jedzie szybko, utrzymuje prę dkoś ć osiemdziesię ciu kilometró w, nawet pró bował em coś zobaczyć w nocy po przeł ę czy Chike-Taman, wysokie gó ry na prawym poboczu i urwisko po lewej stronie. Pó ź niej, w drodze powrotnej, w ś wietle dnia, zdaliś my sobie sprawę , jak pię knie mijaliś my - wszystkie zbocza był y liliowe od kwitną cego dzikiego rozmarynu.
Okoł o pią tej rano tragarzy zaczę ł y się psuć , ale był zwrot z traktu Czujskiego do wsi Aktash, czas się odetchną ć i przynajmniej odś wież yć . Oczywiś cie o szó stej rano, a nawet w niedzielę i dwa razy w ś wię to nie był o otwartego ani jednego sklepu z chlebem, no có ż , mieliś my ze sobą jaką ś przeką skę . Potem droga poszł a już nie tak gł adko, ale bardzo pię knie, po pię ciu kilometrach za Aktash Czerwoną Bramą , jeziorem pokrytym lodem, zupeł nie bez ż ycia.
Czerwona brama
Czerwona brama
Wspię liś my się na przeł ę cz, dwa tysią ce metró w, gdzie warto był o odpoczą ć samochodom. Z jakiegoś powodu przeł ę cz nie miał a wtedy nazwy, teraz to Uł aganski, po nazwie regionu. Na przeł ę czy był ś nieg, otaczają ce gó ry wydawał y się już bardzo niskie, pó ź niej zobaczyliś my pię kne jezioro, tak jak powinno.
Nastę pny był Ulagan, gdzie ponownie pró bowaliś my kupić chleb, czują c, ż e to ostatnia szansa, wtedy osiedla w ogó le nie budził y zaufania. Poraż ka! Sklepy są zamknię te albo z powodó w religijnych (Wielkanoc), albo z innych powodó w religijnych (1 maja), w zasię gu wzroku są dwie osoby, chociaż wieś jest doś ć duż a, jest tam stadion. Panowie poszli porozmawiać z miejscową ludnoś cią , a ja nagle przypomniał am sobie, ż e nie wł oż ył am markizy do torby z namiotem, któ rą mó j kochany mą ż wyją ł zimą , ż eby ją „dokoń czyć ” – czy uszyć na daszku przeciwdeszczowym lub czymś innym, moje rę ce facet nie dosię gną ł ; Regularnie kopał em toboł ek z jednego rogu domu w drugi i zupeł nie zapomniał em, ż e jest to bardzo potrzebny przedmiot - sufit naszego namiotu to siatka. Choinki-kije!
Postanowiliś my rozwią zać problemy na miejscu.
Nasi gó rnicy wró cili z kilkoma bochenkami, pó ź niej okazał o się , ż e wymienili je na prawie dwie butelki wody - „danie” okazał o się szorstkie, a chleb niesamowicie bez smaku, ale zjedliś my go za chwilę dł ugo!
Ostatnią wioską był a Balyktuyul – mał a wioska, po któ rej zamiast drogi na mapie, ich samochody najwyraź niej deptał y przerywaną linię , któ ra wyglą da jak kilka kolein, czasem zbiegają cych się , czasem rozrzuconych po skalistym stepie z ró ż nym prześ witem lub stopniem szaleń stwa kierowcó w. A najś mieszniejsze był o to, ż e musieliś my jeszcze przeprawić się przez rzekę , a tu zdał em sobie sprawę , jakimi byliś my oparzeniami! Nie był o wtedy mostu, pojawił się rok pó ź niej, zwykle brodzą , ale tym razem rzeka pokryta był a warstwą lodu, spod któ rego woda spł ywał a wesoł o, a ló d wcale nie był gruby! Szczerze mó wią c bał em się rechotać , wię c nie nę kał em publicznoś ci wszelkimi pytaniami o to, jak bezpieczne jest przejś cie i co by się stał o, gdyby… itd. po prostu przeszliś my na drugą stronę , zamknię tą nasze oczy i nie oddychał y, dopó ki samochody się nie zatrzymał y.
Gdy czoł galiś my się po stepie, patrzą c na kolejne kamienie, ż eby nie wpaś ć na nie brzuchem, nie rozglą daliś my się , ale był o coś do zobaczenia - to dolina grobu Pazyryka kopce, zbudowane okoł o dwa i pó ł tysią ca lat temu.
Step powoli zamieniał się w przypł yw, droga stawał a się coraz bardziej malownicza, zbliż ał a się przeł ę cz Katu-Yaryk. Krę ta droga przechodził a przez rzadki las, czasami przecinał y ją strumienie, poniż ej tajemniczego jeziora, a nastę pnie pokrytego lodem.
Zjazd z przeł ę czy Katu-Yaryk
Dotarliś my do zjazdu z przeł ę czy, na dnie kanionu rzeki Chulyshman, ró ż nica wysokoś ci oś miuset metró w. Obraz zapiera dech w piersiach. Zejś cie siedmioma zygzakami, ostatni zakrę t dochodzi do „Tyagun” okoł o pó ł tora kilometra, wł aś ciwi ludzie stoją i czekają , aż samochó d z przodu skrę ci w kolejny zygzak, tym razem zeszliś my w dó ł sami, na szczę ś cie nie był o idioci, któ rzy latają bez zwracania uwagi na bezpieczeń stwo, pó ź niej musiał em spotkać się z takimi ludź mi.
Zjazd okazał się trudny, gł ó wnie dla samochodó w, trzeba był o zatrzymać się na zakrę tach drogi, ż eby schł odzić klocki hamulcowe, podczas gdy pasaż erowie widzieli cudowne zdję cia: na wpó ł zamarznię te wodospady, klify poroś nię te dzikim rozmarynem, a na samym dnie wą wozu rzeka z brunatną wodą , któ rej brzegi są zaroś lami topoli.
U podnó ż a przeł ę czy dopiero zaczynał y powstawać bazy turystyczne, wtedy był a tylko jedna, kilka schorzeń (tradycyjna ał tajska konstrukcja jak jurta), pojechaliś my dalej szukać fajnego miejsca na biwak. W tamtym czasie, jeś li w odległ oś ci pó ł kilometra był czyjś parking, sapnę liś my z pogardą : „fu, jak wszę dzie tł oczno! ” i pojechaliś my dalej. Minę ł y już cztery godziny, wszyscy byli zmę czeni jak psy, ja nawet nie chciał em jeś ć , ale musiał em, a ty nadal musisz gotować !
Znaleź liś my miejsce, jakoś poukł adaliś my namioty, co najważ niejsze, nie zapomnieliś my dmuchanego materaca, dwa metry na osiemdziesią t metró w (nigdy bym tego nie zapomniał a, tylko to pogodził o mnie ze spę dzeniem nocy w namiot), coś zjadł o i zemdlał o.
Pogoda rano nam się nie podobał a. Wiał wiatr, okresowo padał o, był o doś ć chł odno i tak przez trzy dni z rzę du. Boję się przypomnieć sobie ile był am pijana „na rozgrzewkę ”, bł ą kał am się w parze marynarek, nad któ rą był a też peleryna, mą ż ją odebrał zię ciowi, czarna, peleryna się skoń czył a na poziomie gruntu. Planowaliś my ró ż ne fajne wycieczki, ale musieliś my ograniczyć się do spaceru do najbliż szego wodospadu, pozostawiają c rzekę Chulcha z wodospadem Uchar do nastę pnego razu.
Jedyną rzeczą , któ ra uchronił a tę sytuację przed nudą , był o to, ż e ludzie byli przecież bardzo mili, nawet gdy byli pijani, i był o o czym rozmawiać . Geolog Olezha zastraszał nas zł oż ami rtę ci w tych miejscach, tł umaczył kolor kamieni zawartoś cią w nich ż elaza i po prostu opowiadał o wyprawach.
Ś pią ca trawa.
Ledum, czyli jeleń
Teoretycznie mieliś my się czuć jak bohaterowie, wszelkiego rodzaju zwykł e rzeczy – rozpalanie ognia, gotowanie, zmywanie naczyń – wszystko to wymagał o sił y jak mał y wyczyn. Ale tak przyzwyczaił em się do gotowania pilaw, ż e teraz trudno mi sobie wyobrazić , jak ugotować go w domu na kuchence elektrycznej.
Chmury rozproszył y się dopiero pią tego dnia, sł oń ce uderzył o, chociaż wiatr nadal wiał zupeł nie lodowaty, wysmarowaliś my sobie uszy i nosy od oparzeń , ale nie wydostaliś my się z kurtek. Ale wypady po okolicy stał y się ciekawsze, tym bardziej, ż e rozgorą czkował a się myś l, ż e wszyscy mają już doś ć tego tkwienia w okolicy, już bardzo chcieli wracać . Do wieczora rzeka zaczę ł a stawać się bardzo pł ytka, z wody wynurzał y się kamienie, któ re widzieliś my na dnie, ao zmierzchu zamiast wody był y już skorupy lodu. Chulyshman wyraź nie dał nam znać , ż e nadszedł czas, aby się stamtą d wydostać .
W drodze powrotnej uznaliś my, ż e wystarczy się poś miać , lepiej zwolnić na nocleg w malowniczym miejscu - u zbiegu Chuya i Katun, niedaleko wioski Inya . Doś wiadczeni towarzysze zacierali rę ce w oczekiwaniu, jakie wraż enie zrobią te miejsca na neofitach - nas. Wraż enie był o wow! Na począ tek most przez Katun jest wą tł y i dziwnie się toczy, ale po przejś ciu lodowym w Balyktuyul nie jest już taki straszny. Uznają c, ż e kolejna dawka adrenaliny nam nie zaszkodzi, zacią gnię to nas w stronę wioski Inegen i aby zobaczyć moją gwał towną reakcję , postanowiono umieś cić mnie w przyjaznej Delice. To zrozumiał e, gdy patrzy się w przepaś ć z szyby samochodu wyż ej, robi się o wiele straszniej. Był o to ró wnież niewygodne, ponieważ wydawał o się , ż e samochó d zacznie teraz drapać dachem o gł az wiszą cy nad drogą . Zadowoliwszy dobrych towarzyszy cichym piskiem przeraż enia, postanowił em wró cić , aby zobaczyć z ziemi, jak to naprawdę wyglą da.
Chuja (brą zowy strumień ) wpada do Katun
Pó ź niej przeczytał em bardzo smutną historię tej drogi, został a zbudowana rę kami, oczywiś cie, wię ź nió w politycznych, pojawił się pomysł zerwania drogi na poł udnie do Tunguru.
Potem był „ję zyk” – przylą dek naprzeciw samego ujś cia, do któ rego jechaliś my doś ć szeroką doliną , mijają c posiadł oś ć pasterzy. Natknę liś my się na konie, owce z mł odymi i nie wystarczył o nam zachwycić ź rebią t, bo przyleciał a para ż urawi i zaczę ł a tań czyć .
Kiedy czekaliś my na pogodę na Chulyshman, w tych okolicach wiosna nadeszł a szerokim frontem, rozgrzaliś my się przynajmniej trochę .
W nastę pnym roku po raz kolejny podję liś my pró bę przechadzki po Czuł yszmanie na ś wię ta majowe, a nawet wszystko zaczę ł o się dobrze, 1 maja przeszliś my demonstrację przez polanę z zabraną ską dś czerwoną flagą (czerwoną szmata nie jest zbę dnym przedmiotem w samochodzie), potem nawet popł ywaliś my, opalaliś my się , ale pó ź nym popoł udniem zł apaliś my purchawkę , któ ra odleciał a od przyjaciela, i obudził em się rano 2 maja z przezię biony pies, kochają cy mą ż wepchną ł mi do nosa kubek kawy z napisem „I tam zaczą ł padać ś nieg! ”. Myś lał em, ż e ż artuje, ale kiedy otworzył em oczy, zobaczył em pł atki ś niegu na jego ramionach.
Pokaz majowy.
Nie musiał em nawet zajmować się ludź mi w szkodliwy sposó b, wszyscy jednogł oś nie postanowili natychmiast się stamtą d wydostać . Tym razem uratował y mnie stare zimowe buty wrzucone do bagaż nika, o któ rych marzył em, ż eby dobić chodzenia po skał ach, a cudowna oszczę dnoś ć jednej z naszych koleż anek zabrał a ze sobą pudeł ko gumowych rę kawiczek. Gumowe rę kawiczki, noszone nawet na najbardziej wybrednych skó rzanych (wsunię tych w kieszenie kurtki), są cudownie ciepł e!
Droga powrotna.
Zamarznię ty wodospad.
Kiedy wró ciliś my, rada rodzinna jednogł oś nie zdecydował a, ż e w maju na Chulyshman nie ma już nic do roboty, widzieliś my już wszystkie dobre rzeczy i nie mogliś my tyle pić , ale mogliś my się tam spieszyć na czerwiec wakacje. Naprawdę nie był o ź le, nie pró bowaliś my pę dzić do Chulyshman w jeden dzień , noc spę dziliś my w naszym ulubionym miejscu Chuya-Katun, pojechaliś my trzema samochodami, jechał z nami kolega - chł op ma cudowną cechę , dział a jakoś uspokajają co na cał y zespó ł starszy od nas wszystkich, ale bardzo wysportowany i namię tny fan każ dego nowego sł owa w gadż etach i urzą dzeniach. Nawiasem mó wią c, prawie zabił a mę ż a, gdy podczas schodzenia z przeł ę czy Katu-Yaryk odkrył a, ż e trzymają c kierownicę jedną rę ką , drugą krę ci inną zabawką , sprawdzają c odczyty wysokoś ci z podobnym jeden. Chodzi o uspokajają ce cechy Lyokhi - nie zabił a, wstydził a się gł oś no przeklinać ! A czasami naprawdę chciał em gł oś no krzyczeć . Na począ tek na terytorium Ał taju trzech kierowcó w przyleciał o w celu pozbawienia ich praw - wyprzedzili spokojną cię ż aró wkę , jak się pó ź niej okazał o, w miejscu, gdzie zabraniał tego znak. Przed nimi był a Delika („Siedzę wysoko, patrzę daleko”), któ rej kierowca jako pierwszy zobaczył ten znak, pozostali dwaj po prostu automatycznie prześ lizgnę li się za nim, nasi ł atwowierni! Oczywiś cie na kolejnym wzniesieniu czekali na nich umundurowani mę ż czyź ni. Kierowcy drugiego i trzeciego auta byli cicho oburzeni, widzicie, nie widzieli, ż e to nie Yurchik, mł ody, ale odpowiedni, usiadł za kierownicą Delicy, ale drugi goś ć , absolutny paralizator. Potem mó j mą ż był naprawdę wkurzony, gdy na pierwszym przystanku okazał o się , ż e grupa ludzi jadą cych samochodem z zapasem piwa praktycznie zniszczył a ten zapas. Pod koniec cię ż kiego dnia marzył , by wreszcie odejś ć od kierownicy, by wypić ł yk tego piwa, a dla jego brata został o tylko maksimum sł oika!
Dzię ki mł odzież y w Delicy, któ ra zagotował a diesla na przeł ę czy, dostaliś my luksusową okazję do podziwiania jeziora. Był o cicho, cicho, bez bryzy, nie był o widać ani nie sł ychać ptakó w.
Tym razem rozbiliś my namiot naprzeciwko miejsca, w któ rym rzeka Chulcha wpada do Chulyshman, przeszliś my przez nią i podeszliś my prawie do wodospadu Uchar, a raczej spojrzeliś my na niego z daleka - potrzebny był sprzę t wspinaczkowy, a nawet ryzykujemy mał e dzieci (10 i 13 lat) nikt nie był gotowy, w rzeczywistoś ci nasi chł opcy, mł odzi i wysportowani, dotarli do wodospadu nastę pnego dnia.
Pomię dzy skał ami pł ynie rzeka Chulcha.
Chulcha, Uchar - kaskadowy wodospad widoczny zza skał y
Nasze orł y, któ re dotarł y do Uchar.
Mą ż , któ ry już we wrześ niu odzyskał swoje prawa za wysoką grzywnę , powiedział , ż e temat Chulyshmana jest dla niego zamknię ty, droga jest dł uga i mę czą ca, niektó rzy czł onkowie zespoł u namacalnie dział ali mu na nerwy itp. Ale kilka lat pó ź niej wró ciliś my tam, ponieważ chcieliś my pokazać to pię kno naszym starym znajomym, któ rzy kupili doś ć mocny samochó d i chcieli go wykorzystać zgodnie z jego przeznaczeniem. W tym momencie przyjaciele wychowali swoje dzieci do samodzielnej egzystencji, zdali sobie sprawę , ż e w kraju muszą odpoczą ć , a nie cię ż ko pracować i nic nie da się z tym zrobić w cią gu kilku tygodni. A starsze pokolenie nie potrzebuje jeszcze stał ej opieki, sami opiekują się kilkoma zwierzę tami domowymi. W dodatku pokrywamy się z nimi pod wzglę dem tempa, chę ci nie ś pieszenia się po drodze z wywieszonym ję zykiem, ale zatrzymywania się , dotarcia do ciekawych miejsc – w koń cu przynajmniej mogliś my zobaczyć kurhany Pazyryka!
Taczki Pazyryka
Taczki Pazyryka
W 2012 roku lato okazał o się niesamowite, w drugiej poł owie lipca był pię kny upał , nawet woda wydawał a się ciepł a i był a znacznie bardziej przejrzysta.
Lipiec Chulyshman
Kempingi u podnó ż a Katu-Yaryka.
Dolina Chulyshman stopniowo zarasta polami namiotowymi, nie jak w okolicach Chemal, ale do tego czasu był o ich tu już sporo. Ponownie rozbiliś my obó z naprzeciwko ujś cia Chulchy.
Po przekroczeniu rzeki dotarliś my do "grzybó w" - wyniku wietrzenia skał osadowych, przyciś nię tych od gó ry kawał kiem skał y. To był niezł y spacer, wzdł uż rzeki Kara-Suu (kolejnej Czarnej Rzeki) gaju powykrę canych topoli, gdzie zmę czeni podró ż nicy (a był o ich wielu) oderwali sobie ję zyki od ramion i nie mogli oderwać się od wody , bardzo smaczne.
"Grzyby", daleko od pó ł wyspu, z któ rego przybyliś my.
Nasze orł y, zostawiwszy nas w obozie z przyjacielem i sł abym Fielderem, pojechał y nad jezioro Teletskoje, przyniosł y zdję cia, kilka pysznych ciastek i rozł oż ył y palce „zrobiliś my to! ”, Zaję ł o to okoł o sześ ciu godzin . Pamię tał em tę zatokę z pierwszej klasy, nic się tam nie zmienił o, nie był o się martwić , ż e mnie nie zabrali. Podczas ich nieobecnoś ci grabił em kamienie od dna, starają c się zorganizować gł ę bszą „ką piel”, aby mó c natychmiast wpaś ć do wody i nie ocierać się o brzuch.
Poł udniowy kraniec jeziora Teletskoye
W tamtej epoce chł opi chwytali magnetowidy i pró bowali zastosować je do miejsca, a nie do miejsca. Na przykł ad, mocują c rejestrator na czole, w pontonie bę dzie unosił się przez sto metró w. Wynik jest dobry, zwł aszcza począ tek: szklanka w dł oni, potem szarpnię cie (sł ynnie przewró cone szkł o), brną ca woda i wspinanie się na brzeg. „Zarejestrowaliś my się ” i w drodze powrotnej wspię liś my się do Katu-Yaryk, nie wiem, czy te filmy są nadal sprawdzane.
Po czterech dniach rozmó w w dolinie, wspinaczce po wszystkich interesują cych skał ach w okolicy, wró ciliś my. Pewne obawy wzbudził Fielder (Toyota), któ rego wł aś ciciel już myś lał o rozstaniu z nim, niemniej jednak po powrocie z Ał taju.
Odważ ni mieszkań cy podnó ż a przeł ę czy starają się utrzymać porzą dek na drodze, ale nie mają nic przeciwko zarabianiu dodatkowych pienię dzy na niepoważ nych (lub odważ nych) podró ż nikach z samochodami o mał ej mocy, cię ż aró wka GAZ-66 jest stale na sł uż bie, pomagają c naszej Filce w przezwycię ż eniu dolnego zanurzenia.
Po tej wycieczce pozostają najczulsze wspomnienia, myś lę , ż e teraz droga do tych wspaniał ych miejsc stał a się ł atwiejsza i prawdopodobnie moż na się wygodnie rozł oż yć na dole, a każ dy moż e znaleź ć coś dla siebie, wię c idź !