Girona (aka Girona) nie był a dla nas przychylna. Za oknami padał deszcz. Nie mieliś my parasoli ani pł aszczy przeciwdeszczowych. Owinę ł a kufer i plecak w wszyte pł aszcze przeciwdeszczowe i nacią gnę ł a na gł owę kapelusz.
Rano obudziliś my się okoł o pią tej, szybko spakowaliś my plecaki i ruszyliś my do metra. W wcią ż ś pią cym ciemnym mieś cie natknę liś my się na grupę mł odych afrykań skich gop-stopperó w, któ rzy ...
Rano obudził em się z okropnego przezię bienia! Z okien wiał o, szkodliwa recepcjonistka wył ą czył a nam klimatyzację . Jakoś po wzię ciu prysznica poszliś my coś zjeś ć .
Samolot wylą dował na gł ó wnym lotnisku w Barcelonie. Na przystanku w pobliż u lotniska wskoczyliś my do autobusu z napisem „Centrum”, pró bowaliś my nawią zać kontakt z kierowcą , ale nie znaleź liś my wspó lnej pł aszczyzn...