Почему-то никто не предлагал этой экскурсии, поэтому просто нашли на карте парк, договорились с небольшой турконторкой рядом с отелем (Лае Лей, между Карон-бич и Ката-бич), нам выписали квитанцию и на следующее утро отвезли к первому входу в Национальный парк, восточному, там находится водопад Тон Сай (Ton Sai waterfall). Поскольку в Таиланде любую воду, что падает хотя бы с двухметровой высоты, называют водопадом, мы не особо обльщались насчёт размеров обещанного, но был сезон дождей и была надежда, что хоть какая-то вода течь будет! Вдобавок, изобилие воды сопровождает изобилие зелени, даже гивеи были какими-то лохматыми, обычно у них измождённый вид.
На самом деле, прогулка получилась отличная, мы прогулялись вдоль русла реки, посмотрели на "карманные" перекатики, взобрались по тропинке к самому порогу водопада, где нас накрыло вполне славным дождём. С грустью прочитали о горькой судьбине гиббонов, содержащихся в Центре реабилитации (это ни в коем случае не сарказм - хорошие дети после такой информации никогда не согласятся фотографироваться с гиббоном! )
Поскольку других троп не было, а тропинка вдоль речки кончилась, вернулись к нашему шофёру и поехали к другому входу в этот же парк. И очень вовремя, поскольку тут уже ливень грянул нешуточный, дворники машины не справлялись с потоками воды. Довольно долго объезжали Парк по магистрали и приехали ко второму входу, западному, там водопад Банг Пай (Bang Pae). Неожиданно нас попросили заплатить за вход ещё раз, хотя билеты на первый водопад мы не выбрасывали, вот прямо не знаю, надо было устраивать скандал, но никакого желания делать это не было.
Второй вход снабжён замечательной картой, на которой проложены несколько маршрутов разной длины, ты можешь выбрать, что больше нравится, а, заодно, убедиться, что просто так до первого водопада отсюда не дойдёшь. Пойдя по стрелочке среднего маршрута, обещающего километра три, забирались всё выше и глубже в джунгли, узнавая растения, которые в наших широтах встречаются только в комнатных горшках. Навстречу нам попалась весёлая молодёжная компашка, по их репликам и жестикуляции было понятно, что вместо Ниагары там крошечный ручеёк. Ну да, водопад был многорукавным, очень безобидным и уютным, ручейки глубиной иногда по щиколотку.
Не уверена, что мы прошли хотя бы два километра, но чувствовали себя настоящими путешественниками! А громче всего мы смеялись, когда обнаружили, что подножье водопада, к которому мы спустились, "преодолев все невзгоды и трудности", оказалось метрах в ста от начала нашего маршрута! Но за поворотом, почему мы и не увидели его раньше.
С учётом дороги заняла эта вылазка часов пять, прогуляться очень советую, причём, вполне можно ограничиться только одним водопадом, с западной стороны, нам он показался интереснее.
Z jakiegoś powodu nikt nie oferował tej wycieczki, wię c wł aś nie znaleź liś my park na mapie, uzgodniliś my z mał ą agencją turystyczną w pobliż u hotelu (Lae Lei, mię dzy plaż ą Karon i plaż ą Kata), otrzymaliś my pokwitowanie i nastę pnego dnia rano zabrano nas do pierwszego wejś cia do Parku Narodowego, na wschó d od wodospadu Ton Sai (wodospad Ton Sai). Ponieważ w Tajlandii każ da woda, któ ra spada nawet z wysokoś ci dwó ch metró w, nazywana jest wodospadem, nie byliś my specjalnie pochlebiani obiecanej wielkoś ci, ale był a pora deszczowa i był a nadzieja, ż e choć trochę wody popł ynie! Ponadto obfitoś ć wody towarzyszy obfitoś ci zieleni, nawet hyvea był y jakoś kudł ate, zwykle miał y wyglą d wychudzony.
W zasadzie spacer okazał się rewelacyjny, szliś my wzdł uż koryta rzeki, patrzyliś my na „kieszeniowe” ż ł ó bki, wspinaliś my się ś cież ką aż do samego progu wodospadu, gdzie zostaliś my zalani doś ć chwalebnym deszczem.
Ze smutkiem czytamy o gorzkim losie gibonó w trzymanych w Oś rodku Rehabilitacyjnym (to bynajmniej nie jest sarkazm – dobre dzieci po takiej informacji nigdy nie zgodzą się na fotografowanie z gibonem! )
Ponieważ nie był o innych ś cież ek, a ś cież ka wzdł uż rzeki się skoń czył a, wró ciliś my do naszego kierowcy i pojechaliś my do innego wejś cia do tego samego parku. I w samą porę , bo był a już poważ na ulewa, wycieraczki auta nie radził y sobie z przepł ywem wody. Doś ć dł ugo objechaliś my park wzdł uż autostrady i dotarliś my do drugiego wejś cia, zachodniego, tam jest wodospad Bang Pae. Niespodziewanie znowu poproszono nas o zapł acenie za wejś cie, chociaż nie wyrzuciliś my biletó w na pierwszy wodospad, nie wiem wprost, trzeba był o zrobić skandal, ale nie był o ochoty na to.
Drugie wejś cie wyposaż one jest w cudowną mapę , na któ rej uł oż onych jest kilka tras o ró ż nej dł ugoś ci, moż esz wybrać to, co lubisz najbardziej, a jednocześ nie upewnić się , ż e nie dostaniesz się tak po prostu do pierwszego wodospadu . Podą ż ają c za strzał ką ś rodkowej trasy, obiecują cej trzy kilometry, wspinaliś my się coraz wyż ej i gł ę biej w dż unglę , rozpoznają c roś liny, któ re w naszych szerokoś ciach geograficznych wystę pują tylko w donicach wewnę trznych. Natknę liś my się na wesoł e towarzystwo mł odzież owe, z ich uwag i gestó w wynikał o, ż e zamiast Niagary był mał y strumyk. No tak, wodospad był wieloramienny, bardzo nieszkodliwy i przytulny, strumyki czasem się gał y po kostki.
Nie jestem pewien, czy przeszliś my co najmniej dwa kilometry, ale czuliś my się jak prawdziwi podró ż nicy! A ś mialiś my się najgł oś niej, gdy odkryliś my, ż e podnó ż e wodospadu, do któ rego schodziliś my „pokonują c wszelkie trudy i trudnoś ci”, okazał o się być jakieś sto metró w od począ tku naszej trasy!
Ale za rogiem, dlaczego nie widzieliś my tego wcześ niej.
Biorą c pod uwagę drogę , ta wycieczka trwał a okoł o pię ciu godzin, gorą co polecam spacer, a cał kiem moż liwe jest ograniczenie się tylko do jednego wodospadu, po zachodniej stronie wydawał się nam ciekawszy.