Za fasadą krakowskich realiów

16 Lipiec 2012 Czas podróży: z 02 Lipiec 2012 na 07 Lipiec 2012
Reputacja: +1752.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Zupeł nie nowy Airbus w kolorze malinowym zjechał pł ynnie po rozległ ych obszarach zaplecza Polski. Zbliż ają c się do lą dowania, pilot zatrzepotał skrzydł ami samolotu dla zabawy i pewnie dotkną ł ziemi. Najbardziej dostę pna brama Schengen w Unii Europejskiej znajdował a się zaledwie 10 minut spacerem od hotelu. Najlepsi z najlepszych zostali wysł ani do ochrony granic. Wybrani polscy pogranicznicy wyró ż niali się grymasem, nieufnym uprzedzeniem i zuchwał ym pó ł uś miechem. Jedyną oznaką nieprofesjonalizmu, jaką moż na był o wychwycić zza nieprzenikliwego dla oka okna, był o zamaszyste wpisywanie nazwiska na klawiaturze wyraź nymi pocią gnię ciami ś rodkowego palca. Linia poruszał a się powoli. Polska placó wka, przestraszona atakiem ukraiń skiego beau monde, uważ nie oglą dał a paszporty pod każ dym ką tem, robią c kopie kontrolne, stale wpatrują c się w mimowolnie napinają ce się mię ś nie twarzy pasaż era. Filtr dział ał dobrze.

Powietrze pachniał o napię ciem i czyimiś skarpetkami.


W regularnych odstę pach czasu wybranym goś ciom proponowano wchodzenie z dokumentami do ciemnego pokoju. Nieznane losy przeszł oś ci napię ł y się , bo za murem wyraź nie nie był o teleportu na Ukrainę.

Kolejka powoli przerzedzał a się i nawet najbardziej cierpliwi zaczę li wł amywać się do toalety dla niepeł nosprawnych, ponieważ w kolejce nie był o osó b niepeł nosprawnych. 6 krzeseł pokrytych bezduszną skó rą oczywiś cie nie mogł o pomieś cić cał ego tł umu, wyczerpanego ponad pó ł godzinnym przestojem.

Zagapiwszy się przy wyjś ciu z samolotu, wylą dowaliś my na koń cu kolejki i tym samym przekroczyliś my granicę w ostatnich rzę dach. Ostatnie rzę dy podjechał y pod kontrolę okoł o godziny pó ź niej. Nie doś wiadczają c odpowiednich opó ź nień , prześ liznę liś my się przez kontrolę , pę dzą c do walizek, któ re nudził y się bez nas.

2 skrę camy w lewo i jesteś my na ulicy. Z pó ł nocnego zachodu zaatakował niezrozumiale zimny wiatr, oczywiś cie nie czerwcowy.

Po wybraniu danego kursu czynnie pospieszyliś my do busa z napisem Matuzsek, bo nie był o gdzie spieszyć się na coś bardziej wyją tkowego. Lotnisko zajmował o powierzchnię.2 terminali i 4.5 m2. Nie był o wielu ludzi, a ci, któ rzy byli wyraź nie wiedzieli, doką d muszą się udać . Dlatego opró cz nas, trzymają cych w biegu nasze bagaż e, na lotnisku był wtedy widoczny tylko jeden intelektualista, któ ry najwyraź niej z zapał em doskonał ego studenta szukał przystanku autobusowego.

Kierowca odmó wił zrozumienia ję zyka polskiego w moim wykonaniu. I dopiero po tym, jak w kontekś cie oburzenia gł oś no wykrzykną ł em swoje nazwisko, on ze zrozumieniem i radoś cią w oczach machną ł rę ką w kierunku otwartych drzwi. Wszyscy byli zebrani i autobus ruszył.

Natychmiast mó j wzrok przykuł nienaturalnie zielony kolor drzew. Od razu stał o się jasne, ż e mają tu wystarczają co duż o wilgoci i na znak wdzię cznoś ci ś wiecił y ż ywym zielonym odcieniem.


Opró cz zieleni, dobremu nastrojowi nadają wspaniał e domy wzdł uż szosy z dachami krytymi zabawkami, coś , co moż na znaleź ć tylko w wioskach o „powyż ej przecię tnych” dochodach. Zwykle dachy naszych niedobudowanych budynkó w otwierają się kwitną cymi, ł upkowymi dachami w kolorze gł ę bokiej zieleni, jak trzonowce z nadmiernie rozprzestrzenioną pró chnicą.

Ś cież ka wysokiej jakoś ci był a ł atwa. Koł a autobusu chę tnie poł ykał y kilometry, zupeł nie zapomniawszy, jak reagować zaciskami na brakują ce nieprawidł owoś ci.

Autobus był wypeł niony ró ż norodną publicznoś cią . Przede mną siedział a imponują ca dama, radoś nie zajadają ca loda. W tym samym czasie udał o jej się wymienić akcentowany angielski ze swoim rozmó wcą z Bliskiego Wschodu. Ż e tak powiem, jadł a lody i opowiadał a o sensie ż ycia.

Za mną był a 2 rodzinna para rodakó w.

Niektó rzy leniwie pokł ó cili się , a druga para zerwał a zgodnie z ich zainteresowaniami. Spał a lekko, a on, zanurzają c oczy w GPS, cicho podpowiadał kierowcy, kiedy skrę cał w zł ą drogę.

Godzinę pó ź niej autobus pł ynnie podjechał na dworzec autobusowy. Podczas rozł adunku od razu poczuliś my zimny oddech kulturalnej stolicy Polski. Ponieważ ubraliś my się zgodnie z wymogami poł udnia Ukrainy, polskie pó ł nocne metry w kilka sekund spotkał y się bardzo nieprzyjaź nie z naszymi pó ł otwartymi ciał ami. Na szczę ś cie autobus się nie spieszył i udał o nam się zał oż yć trochę munduró w. Patrzą c wstecz na miejsce do cumowania samochodu, zdał em sobie sprawę , ż e nie ma sensu oglą dać się za siebie po raz drugi. Terytorium był o wyraź nie nieznane. Musiał em dział ać , jak nauczał wielki Aleksander Wielki i mó j dziadek, aby nawigować na miejscu. Od razu w myś lach podzię kował em Google Earth, któ ry zdradziecko ukrył przede mną ten obszar miasta.

Chociaż nie wiem, jak ukryć gł ó wny dworzec autobusowy. Po kilku sekundach pracy nad wymową zapytał em w ukraiń skiej wersji polskiego, co dalej robić i jednocześ nie zapytał em, ile czasu, skoro to pytanie brzmi zbyt dobrze z moich ust. Tym razem kierowca wszystko zrozumiał i kazał usią ś ć . Po 2 minutach zobaczył em zaró wno Plac Matejki jak i Barbakan i od razu kompas w mojej gł owie podszedł do poł udnika. Bez trudu znalazł em drogę naprzó d.


W mieszkaniu uderzył o wypeł nienie i wysokoś ć sufitó w. Moja có rka od razu docenił a dwupoziomowy projekt domu i strategicznie prawidł owo umieś cił a swoje zabawki. Nasz przyjazd do Krakowa zbiegł się z porą obiadową . Czas wię c zaczą ć szukać tawerny.

Wybó r padł na nijako wyglą dają cy zakł ad Cyclope, któ ry okazał się znacznie lepszy niż sobie wyobraż aliś my. Wł oska dusza lokalu pozwolił a mu serwować dobre dania z sekcji Pizza i Pasta oraz Spaghetti.

Był y peł ne i oczy i jelita. Po takich bajerach z produktami mą cznymi chciał am tylko okularó w. A spektakl, są dzą c po mapie, był w pobliż u.

Tuż przed nami ż ył i oddychał ogromny obszar o powierzchni 2 hektaró w. Mł odzi i niemł odzi ludzie przechadzali się beztrosko po granitowej poś cieli, któ ra na ich ramionach umieś cił a pasaż e handlowe, wspaniał y Koś ció ł Mariacki, legendę miasta, koś ció ł ś w. Okolica wyglą dał a jak zdję cie, a z któ rej strony robisz zdję cie, dowolne moż na wysł ać ze stemplem na odwrocie w formie widokó wki. Tu mieszkał o, myś lał o, kochał o i aktywnie spotykał o się pod brą zowym pomnikiem samego Adama Mickiewicza - setki krakowian i goś ci miasta. Wś ró d któ rych byliś my już przez 5 dni.

Pię kno tej perł y Rzeczypospolitej kusił o nas sł odkimi marchewkami, obiecują c zabawę , przygodę i romantyczne wieczory w towarzystwie staroż ytnych zabytkó w i sztuki. Przez chwilę nagle poczuł em, ż e bycie bezrobotnym w Krakowie bę dzie o wiele bardziej prestiż owe i przyjemne niż cię ż ka praca w Sewastopolu. Ale to uczucie minę ł o szybko, nigdy wię cej nie przebijają c się przez kontrolę twarzy mojej ś wiadomoś ci roztropnoś ci.

Poś wię ciwszy cał y wieczó r na wł ó czę gę i szukanie punktó w orientacyjnych z mapy, frywolnie rozkoszowaliś my się czerwcowym chł odem, ł ą czyliś my się z duchem Starego Miasta i chł onę liś my nastrojami i zapachami pł yną cymi z licznych restauracji i kawiarni.

Zdecydowaliś my się na wieczorny posił ek w bardzo atrakcyjnej i mał ej kawiarni Morena. Począ tkowo przez dł ugi czas nie mogł em zł apać specjalizacji kawiarni, a potem dł ugo nie mogł em uwierzyć , ż e to kasza gryczana.


Ponieważ nie uważ ał am kaszy gryczanej za podstawę mojej diety, wybó r padł na cudowną narodową zhurkę , któ ra za 12 zł dał a mi uczucie sytoś ci i przyjemnoś ci. Ostatnimi akordami wieczoru był y radosne piski có rki, któ ra radoś nie jadł a wielopię trowe lody, któ re zawsze wprowadzał y ją w najlepszy nastró j.

Warto był o zaczą ć pierwszy dzień od czegoś znaczą cego, a skoro nie ma chyba nic waż niejszego w Krakowie niż Wawel, to był celem. W tę niedzielę w parku zorganizowano konkurs dla szkó ł na tworzenie ogromnych zwierzą t z improwizowanej papeterii. Ogromne tró jgł owe smoki, olbrzymie konie i powię kszone repliki owadó w zalał y platany, jak na paradzie w Szanghaju. Wię c dopó ki nie dotarliś my do samego zamku, robiliś my sobie zdję cia z niemal każ dym przedstawicielem unii fantazji i robó tek rę cznych.

Z dobrym nastrojem i pragnieniem wielkich wkroczyliś my na teren zamku. Zamek i jego terytorium okazał y się znacznie wię ksze niż się spodziewał em. Począ tkowo postanowili przeprowadzić zwiad na sił ę i wyrwawszy tł umowi jakiś „ję zyk”, dowiedzieć się , ile jest ruberoidó w w Odessie i gdzie znajduje się punkt zbió rki szklanych pojemnikó w. Nie natknę liś my się na ż adne przyjazne ję zyki, a rozmieszczenie wejś ć i wyjś ć oddalał o nas coraz bardziej od zrozumienia ukł adu pał acu i kró lewskich planó w zagospodarowania terenu pał acowego. Miną ł czas i nie oczekiwano ż adnych dział ań . Có rka jako pierwsza się poddał a, po czym kupiono jej metki z wizerunkiem Koś cioł a Mariackiego, któ ry przez kolejne 2 godziny interesował ją o wiele bardziej niż wszystko dookoł a. Schematyczna mapa zabrana z tego samego miejsca pokazał a nam wyjś cie z sytuacji i wejś cie do centrum turystycznego.

Po zakupie biletó w rozpoczę liś my naszą podró ż do poznania polskiej hierarchii, kró lewskich rozkoszy i ich schroniska.


Komnaty kró lewskie oferował y podró ż nym przede wszystkim przejś cie przez kontrolę , podobnie jak na lotnisku, tymi samymi skanerami. Wcią gają c moje rodzinne szorty, nieustraszenie cią gnę ł am ze sobą swoją druż ynę . Po oglę dzinach zaczę liś my się badać . Zabroniono nam robienia zdję ć , a nawet gdy ja, jak kowboj, usił ował em wyją ć aparat do zdję cia, zawsze był jakiś szybki sł uż ą cy, któ ry przede wszystkim zaznaczał palcami strzał z wyimaginowanego rewolweru. brzmi znajomo z dzieciń stwa „Tysią c! ”. Poddaj się ! Był em nieuzbrojony i zmuszony do powrotu z polowania na zdję cia bez trofeó w.

Po obejrzeniu komnat i „Damy z gronostajem” zeszliś my do wykopalisk „Wawelu Zaginionego”. Ale był też zakaz fotografowania. Dobrze, ż e przynajmniej na wież y Sodomer mogł em maksymalnie zatrzasną ć okiennicę . Smocza jaskinia spotkał a nas krę tymi schodami i radosnymi okrzykami dzieci pę dzą cych ku niebezpieczeń stwu.

Autobus opuś cił granice miasta i spokojnie jechał przedmieś ciami Krakowa, przy dź wię kach polskiej kł ó tni mię dzy pasaż erem a kontrolerami. Ponieważ urzą dzenie nie wydał o reszty, obywatelka zastrzegł a sobie prawo do przejazdu bez biletu, co był o gł oś no kwestionowane przez 2 konduktoró w, ż ą dam od niej ś wiadomoś ci. Rozumieją c ogó lnie istotę rozmowy, weszliś my do miasteczka Velichka. Kopalnie soli przycią gał y zaró wno duszę , jak i ciał o. A kiedy ludzie zaczę li masowo wychodzić z autobusu, zdał em sobie sprawę , ż e to był o to. Autobus 304 podjeż dż a doś ć blisko kopalni, a po pokonaniu zaledwie 50 metró w pod gó rę znaleź liś my się na dziedziń cu, któ ry mieś ci rozgorą czkowany tł um ludzi, któ rzy chcą zrozumieć cał ą só l tego podziemnego ś wiata.

Drzwi do podziemnej krainy soli otwierane są tylko po okazaniu odpowiednich uprawnień do zwiedzania, któ re kosztują od 49 zł.

Ponieważ przygotowywał am się od wieczora, jakby do egzaminu, poznawszy gł ó wną czę ś ć materiał u i spisał am trasę na tablecie, nie doł ą czyliś my do angielskiej grupy, ale postanowiliś my zwią zać się z polskimi turystami. Po 15 minutach lenistwa zbiegliś my po schodach 35m w dó ł . Zejś ciem towarzyszył cię ż ki oddech wyznawcó w i stł umione okrzyki najbardziej wraż liwych z nich. Po zejś ciu nie wolno nam był o dł ugo krę cić się wokó ł gruszek, a po ogł oszeniu pewnych ś rodkó w bezpieczeń stwa (z któ rych najważ niejsze to nie naciskać zbyt gł oś no palcó w tylnych pasaż eró w drzwiami), byliś my niesiony w gł ą b cel, sztolni i kaplic poboż nych gó rnikó w.


Ś wiat soli pokazał nam swoje w peł ni zagospodarowane tereny wypeł nione pomnikami, figurami, salami wyposaż onymi w ż yrandole i pochodnie. Szczegó lnie udana był a atmosfera stworzona w komorze Spalony.

Tam pod arkadami polany widniał y sylwetki peł zają cych „grzesznikó w”, zwł aszcza doś wiadczonych czł onkó w zwią zku zawodowego gó rnikó w, któ rzy pochodniami spalali resztki metanu powstał ego podczas prac. Aby spotę gować efekt, wł ą cza się tu odpowiednią muzykę , a jeś li jesteś trochę w tyle za grupą , to nie moż esz ź le zszargać swojej reputacji.

Spacer odbywał się w cią gł ym ruchu i dopiero gdy dotarliś my do kaplicy Kingi, na ł awkach mogli usią ś ć szczegó lnie nieprzygotowani podró ż nicy. Sama kaplica o dł ugoś ci 54 metró w robi wraż enie. Po zebraniu rzeź biarskich wariacji na motywach biblijnych, wzbogaconych o posą g Papież a Jana Pawł a II. Kaplica jest czynna, ale przy takim napł ywie turystó w nie wiadomo w jakich godzinach.

Masyw solny wypeł niony jest drabinkami i drewnianymi mechanizmami przeznaczonymi do transportu soli.

Tego wieczoru też odbył się obiecany có rce spacer powozem z koń mi. Po uzgodnieniu ceny dostaliś my pozwolenie na wejś cie do przedział u. A kiedy miał am zrobić kilka zdję ć mojej kobiecej ekipy, jakiś nę dzny mę ż czyzna podszedł do mnie z pó ł nocnego zachodu i uporczywie zaczą ł wyjmować aparat z moich rą k. Tak jak w „Sercu psa”: „Weź talerz od Szarikowa”. Na jego twarzy odcisną ł się ś lad zmę czenia i upojenia alkoholowego, dlatego dopiero po aprobują cym machnię ciu doroż karza zdał em sobie sprawę , ż e to jego „chł opiec”. „Chł opiec” wiekiem i wyglą dem przypominał chł opca w wykonaniu Kisy Vorobyaninov z „12 krzeseł ”, kiedy został przyję ty na statek wraz z Ostapem. Ale musimy oddać hoł d temu, ż e ten „chł opiec” bardzo sprytnie wył apał zdrowym sokiem odpady wytwarzane przez ż oł ą dki koni. Nie wiem, gdzie nastę pnie usuną ł ten sok, ale po zapachu najwyraź niej niedaleko.


Kolejny dzień poś wię cony był deszczowemu nastrojowi i aquaparkowi. Deszcz był poważ ny. Przy tak zalegają cym deszczu ł atwo był o każ demu nieumytemu prosiakowi, któ ry z jakiegoś powodu nie dostał się do sypialni mamy, by krzywonogi i kulawy, z luź ną gł ową , do umywalki, mó gł się bez problemu umyć.

Ale mimo to postanowiliś my posprzą tać park wodny. Osiodł awszy potrzebny nam autobus, przez pó ł godziny pró bowaliś my doprowadzić do czystej wody obywatela polskiego, któ ry wyraź nie rozumiał naszą rozmowę po rosyjsku, ale uparcie milczał i nie pozwalał umkną ć ani sł owu. Po zakoń czeniu tej 30-minutowej piekielnej tortury i obiecaniu powrotu wysiedliś my z transportu. Wodny park rozrywki kusił rozrywką wodną i uś miechami dzieci z broszur.

Po dokonaniu prostych obliczeń księ gowych przy kasie zapł aciliś my za przejazd kartą i pospieszyliś my za hał aś liwymi uczniami.

Naszemu oku został a przedstawiona ś cisł a sekwencja dostę pu do samych basenó w, któ ra nie był a nam znana. Jeś li nie ukoń czył eś poprzedniego etapu, nie moż esz dalej. Zwykł y dla mnie sposó b - zmiana ką pieló wek pod rę cznikiem i wypytywanie przechodnió w o przechowalnię bagaż u - tu się nie sprawdził . Musiał em oglą dać mą drych ucznió w. Po zaję ciu się podwó jnymi drzwiami budek i magnetycznymi zatrzaskami na szafkach przeszliś my przez prysznice do wejś cia. Zanim zdą ż ył em powiedzieć , ż e park wydawał się niczym, zauważ ył em, ż e moja có rka już wiosł ował a na ś rodek basenu. Sezon pł ywacki w Polsce otwarty.

Po zaparowaniu w saunie i zjechaniu ze zjeż dż alni ledwo wycią gnę liś my naszą có rkę z basenu. I kiedy trzymał em ją w dł oniach, wcią ż desperacko biegał a nogami w powietrzu w przeciwnym kierunku.

Opuszczają c park z ż yczeniami powodzenia i pomyś lnoś ci wyjechaliś my z bagaż em emocji i przyjemnego zmę czenia.

Przedostatni dzień poś wię ciliś my w peł ni kulturze i sztuce.

Po cukierni byliś my gotowi zgł ę bić só l ziemi i sens istnienia jednej z najsł ynniejszych postaci polskiej inteligencji, Jana Matejki. W jego domu zorganizowano peł noprawne muzeum z jego obrazami, zbiorami i raczej zamoż nymi warunkami mieszkaniowymi i komunalnymi.


Kolejnym obiektem był niepozorny koś ció ł ś w. Wojciecha. Przy wejś ciu produkty reklamowe rozdawał y 2 chł opaki w wieku studenckim. Chodził o o wykonanie sł ynnych dzieł klasyki w 7 skrzypcach i drobiazgach jak 80 zł . Po wizycie w koś ciele stał o się jasne, ż e gdyby na koncert przyszł o wię cej niż.20 osó b, ci siedzą cy w pierwszych rzę dach nie zdoł aliby z powodzeniem uczepić się dziobó w wykonawcó w.

Uwagę przykuwał o wejś cie do podziemnego pomieszczenia na prawo od koś cioł a.

Schodzą c na dó ł , spotkał a nas bardzo ciekawa postać , boleś nie przypominają ca faceta, któ rego cał e moje dzieciń stwo oskarż ano o eliminowanie dziadka narzę dziami ogrodniczymi. Pró bują c przejś ć przez wejś cie, zapytał , czy jesteś my studentami, czy nie. Ponieważ uważ am, ż e uczeń to każ dy, kto nie zaspokoił jeszcze swojego gł odu wiedzy, niezależ nie od wieku, opowiedział am mu o tym, nieś miał o chowają c za plecami moją.6-letnią có rkę . Kocioł nie był tym zakł opotany i po wypł acie od nas 2 zł dał nam 2 bilety studenckie na wystawę . Wystawy nie moż na nazwać kompleksową , ale i tak dowiedzieliś my się czegoś z historii budowy Rynku Gł ó wnego.

Opuszczają c wystawę zapragnę liś my wspią ć się na ratusz, w któ rym otrzymaliś my niespodziewaną odmowę . Mó wią , ż e ratusz też jest osobą i nikt nie odwoł ał dnia pracy. Na pocieszenie dostaliś my zapomnianą przez kogoś gł owę leż ą cą za ratuszem. Podobno ktoś cał kowicie stracił gł owę ze szczę ś cia.

Nie znaleź liś my ż adnych ś ladó w wł aś ciciela, wię c zrobiliś my zdję cia bez pytania.

Tak wię c bł yskawiczny przeglą d Krakowa dobiegł koń ca. Wraz z bagaż em wiedzy, któ ry uzupeł niam od dzieciń stwa, pojawi się kolejny zapis, ż e Krakó w jest pię kny o każ dej porze roku i dnia. Krakó w wypada korzystnie w poró wnaniu z tymi miastami, któ rych romans trafia na taś mę , a wyretuszowane w Photoshopie spojrzenie zwró cone jest na portfel turysty. To jeden z tych zaką tkó w, któ ry nadaje swoje pię kno i urok zupeł nie zdrowym piernikom, a nie wnosi blasku i patosu centralnym obszarom, by pó ź niej odstraszyć bramy i brudne ulice zieją cymi dziurami i wrogoś cią . Wszystko tu tchnie historią , pachnie woskiem ze ś wiec i kusi nietolerują cą awanturą atmosferą . Krakó w to wyznacznik polskiej kultury i legenda, któ ra trwa do dziś !

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (6) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara