Świnia zakląła. Wniosek

05 Grudzień 2018 Czas podróży: z 04 Listopad 2018 na 16 Listopad 2018
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Pojechaliś my do willi.

Przywitał a nas ż ona wł aś ciciela. Zaprowadził a mnie do pokoju. Drzwi pachniał y zimną piwnicą . Ale pokó j naprawdę pod pewnymi wzglę dami przycią gał szyk. Ale tylko dla niektó rych. Moż na go podzielić na dwie czę ś ci. Para ogromnych ł ó ż ek pod moskitierami, plazma.

W ł azience drogie kafelki na ś cianach i cud! Podgrzewacz wody.

Nie widział em ciepł ej wody we wszystkich poprzednich hotelach, ale był o to bezkrytyczne ze wzglę du na upał . A co najważ niejsze - balkon ze wspaniał ym widokiem na wodospad.

Wodospad, to oczywiś cie mó wi się na gł os. Raczej pró g. Ale wcią ż pię kna. I bardzo gł oś no. Ale na podł odze nie był o pł ytek. Podobno pienią dze skoń czył y się na etapie instalacji. Podł ogę pokryto czarną ceratą . Tak, dobrze, figi z nim!

Zostajemy.


Kiedy otworzył em drzwi na balkon, był o ciepł o. A dlaczego nie przewietrzyć pomieszczenia? Na rzece chł opaki zorganizowali pranie. Wł aś cicielka z balkonu krzyczał a coś na nich ze zł oś cią , wykrzykują c hał as z „wodospadu”. Podobno powiedział , ż eby posprzą tać i nie straszyć swoich ostatnich klientó w. Wcale nas nie przestraszył y i machał yś my sobie.

Wcią ż namawiają c nas do pozostania, wł aś ciciel powiedział , ż e o pierwszej w nocy musimy wyjechać . Z raportó w wiedział em, ż e czas wejś cia to 3 godziny. Aby mieć czas odpowiednio na ś wit, musisz wyjś ć o 3 nad ranem. Ale tak jest, gdybyś my mieszkali u stó p. Có ż , czas na drogę . Zastanawiał em się , dlaczego wyjeż dż ać tak wcześ nie? Dwie noce był yby w porzą dku. I w miarę swoich skromnych umieję tnoś ci ję zykowych starał a się przekazać tę ideę swojemu mistrzowi. Wydawał się ję czeć i mó wić , ż e nie ma problemó w! Nastę pnie gospodyni zaprosił a nas na herbatę .

Có ż , herbata, wię c herbata! Przed wejś ciem potrzebny jest dzień trzeź woś ci.

Siedzimy i pijemy herbatę na werandzie pod naszym balkonem. Patrzymy, jak bezczelna wiewió rka wdziera się przez dziurę w podł odze do klatki papuż ki falistej i wbija jej ziarno. Papuga chyba nie bardzo tego lubi. Wię c biega po klatce i krzyczy. Ale wiewió rka wraca raz za razem. Czy jego policzki są mał e czy mał e? Nie pasuje na wiele na raz.

Jedna filiż anka, druga. A czajnik nie bę dzie pusty. Przyszedł mistrz. Przywieź li do wypeł nienia formularz do rozliczenia. I rachunek. Patrzę i nie ma już.6500, ale 10500! Tak, có ż , mó j! Co się dzieje do diabł a? Dlaczego dziesię ć pię ć set? Czy zgodziliś my się na sześ ć i pó ł ? Wł aś ciciel mamrocze coś o dwó ch nocach. Pieprzyć mnie przez dwie noce? Po kł ó tni, któ ra trwał a jakiś czas i przypominał a niemą rozmowę z osobą niesł yszą cą , doszliś my do konsensusu. Wró ciliś my do pierwotnej kwoty 6500. Ale nie miał em już wiary w mojego pana i powiedział em, ż e jutro zapł acę .

I poprosił o zapł atę.3000 dzisiaj, a resztę jutro. Uderzyli go w rę ce.

Po zamó wieniu obiadu na godzinę.5, poszedł eś zobaczyć , doką d nas zabrał ? Mapy pokazał y mi, ż e jest tu duż e jezioro. I jakiś koś ció ł . Koś ció ł został szybko odnaleziony. Otaczał go stary cmentarz. Z widokiem na jezioro.


Bardzo ł adne miejsce do leż enia tu na zawsze. Oto gró b plantatora herbaty. Ż ył tylko 33 lata. I dlaczego umarł , moż na się zastanawiać ? Czy zbieracze herbaty namoczyli się ?

Podjechał o jeszcze kilku turystó w. Przyszedł pastor koś cioł a i otworzył drzwi. Ł adny.

Zapisany do księ gi recenzji. Wrzucili kilka rupii do skrzynki na datki. Trwać . Poszliś my ś cież ką mię dzy krzewami herbaty do jeziora. Chciał em zaś piewać sł owami kreskó wkowego kurczaka: „Co jest pię kne, co jest zielone! »

Naprawdę woda w jeziorze był a szmaragdowa. Moż e dlatego, ż e odbijał brzegi, gę sto poroś nię te herbatą i eukaliptusem. Na brzegu był a mał a wioska. Uderzył a mnie w serce toaleta uliczna bez drzwi z widokiem na jezioro.

Zbliż ał a się godzina pią tej i wró ciliś my. Czas uzyskać wsparcie. Gospodyni zapytał a nas o przyprawę , czy co? Oczywiś cie z przyprawami. A im wię cej, tym lepiej!

Przyniesiono nam gó rę ryż u i kilka plastró w ró ż nych ostrych warzyw, w tym dwie udka z kurczaka. Mielimy wszystko opró cz jednej trzeciej ryż u.

Zaraz po obiedzie poszliś my spać . Pokó j nigdy się nie nagrzewał . Ale koce wyglą dał y obiecują co. Ł ó ż ko wyglą dał o na czyste. Ale pachniał o pleś nią . Wodospad huczał . Myś lał em, ż e mnie usypia, ale go tam nie był o! Chociaż najprawdopodobniej był a to kwestia gł upiej herbaty. I dlaczego to wypił em?

Czasami był lepki sen z gł upimi snami.

W poł owie jednej z sesji nagle opamię tał em się i nagle przyszł o do mnie oś wiecenie. Wł aś ciciel po prostu mnie ź le zrozumiał . Opowiedział em mu o dwó ch nocach, a on zrozumiał mnie tak, jakbym chciał tu zostać na dwie noce. I nie myś lał o rozwodzie ze mną . To niepiś mienny gł upiec! Ale to pocią ga za sobą utratę jednej godziny snu. Zabiorą nas nie o drugiej, ale o pierwszej! I jeszcze nie spał em!


Tak się stał o. O pię tnastej rozległ o się pukanie do drzwi. Kiedy go otworzył em, zobaczył em przede mną mę ż czyznę w kapeluszu, któ ry powiedział , ż e tuk-tuk jest gotowy. Odepchną ł Vadika. Ile jest za burtą ? Przygotowują c się do wyjazdu, przeczytał am w recenzjach, ż e na gó ry trzeba dobrze się ubrać . I przestraszony straszliwymi pijawkami peł zają cymi pod jego spodniami. Co wię cej, deszcz jest bardzo prawdopodobny. Wię c w przeddzień wyjazdu musiał em kupić sobie nowe sportowe spodnie. Wodoodporny.

Ubierz się jak biegun pó ł nocny. Mam na myś li to, ż e w tych samych ubraniach, w któ rych przyszli. Spodnie, swetry i kurtki. I nie nosimy czapek.

Wyjś ć na dwó r. Ś wież e, ale nie tak bardzo. Mę ż czyzna posadził nas, zsuną ł swoje urzą dzenie ze zjeż dż alni, wystartował z popychacza i pobiegł w stronę gwiazd. I to nie jest wymiana mowy. Mieliś my szalone szczę ś cie. Niebo był o idealnie czyste, usiane miriadami gwiazd. Nigdy wcześ niej nie widział em tylu gwiazd, nawet na dzikiej plaż y na Krymie.

Pę dziliś my po serpentynach w cał kowitej ciemnoś ci, jeś li sł owo „wyś cig” moż na zastosować do tuk-tuka. Na prawo od drzew i kę pek gę stego, prawie mnie bambusa, moż na był o odgadną ć zarysy jeziora. Patrzą c na ekran telefonu, Vadik powiedział : „Zaya, pł yniemy! ». Mapy został y cał kowicie oszukane i pokazał y, ż e jesteś my na ś rodku jeziora. Kierowca zdją ł kapelusz, po czym wł oż ył go ponownie. Z jego otwartych uszu ustalił em, ż e to wcale nie był nasz pan, ale jakiś inny czł owiek.

Przybył do wioski. Na począ tku sezonu, 1 grudnia, drogę na gó rę rozś wietlają latarnie. Ale nie teraz.

W domu znalazł em zalaną latarkę , któ ra dział ał a na tych samych bateriach co aparat. Có ż , od tych, któ rzy zginę li. Kupił em 4 baterie. Ale nie wiedział em, jakie był y dobre. Moż e wystarczą na 5 minut. Musimy oszczę dzać !

W wiosce był o trochę pł ynnego oś wietlenia. Po zejś ciu z pokł adu kierowca nadal czekał , a my zobaczyliś my grupę ludzi z latarkami, któ rzy jechali za nimi.

Dał a Vadikowi latarkę . Przekrę ca go i pyta: „Czy wzią ł eś latarkę z ż aró wką ? „Jak był o, tak zaję ł o. Czy to dział a? Pracował , ale ś wiatł o wydobywał o się z nosa Gulkina. Ludzie przeszli cał ą drogę z diodami LED, któ re zdobił y ich czoł a i inne czę ś ci ciał a. Zaklinowani mię dzy dwiema grupami, szliś my cał kiem wygodnie, nie liczą c wł asnej, przedpotopowej.


Droga został a wykonana z betonowych stopni. Czasami był y widelce i ludzie, zdezorientowani, zatrzymywali się . Jedni poszli w prawo, inni w lewo. Wszystko to poł ą czył o się nastę pnie w jeden strumień .

Pewnego dnia zawę drowaliś my do ś wią tyni, gdzie już czekali na nas handlarze linami. Zdają c sobie sprawę ze swojego bł ę du, wszyscy, ł ą cznie z nami, szybko odwró cili się i odwró cili.

W kurtkach był o gorą co. Zdję li go i wepchnę li do plecaka. Po chwili poszł y za nimi swetry. Zostaliś my w koszulkach. Spodnie wcią ż by się zdejmował y!

Podjazd stał się bardziej stromy, stopnie wyż sze, plecy bardziej mokre. Czasami wiał ś wież y powiew i robił o się nieprzyjemnie. Trzeba był o zał oż yć kurtki. Mó j był dwustronny i nosił em go w taki czy inny sposó b do wyschnię cia. Na tle ciemnego nieba widoczne był y zarysy jeszcze ciemniejszej gó ry. Dwie Rosjanki w towarzystwie przewodnika powiedział y, ż e są blisko. Tak powiedział przewodnik. Mó wię im, jak blisko! Spó jrz - wcią ż jest miejsce do czoł gania się . I wszyscy uparcie czoł gali się .

Kiedy tam dotarliś my, gó ra był a już peł na. Ale na schodach udał o nam się zdobyć atuty.

Zdję li wszystkie ubrania, zjedli czekoladę i kawał ki kokosa. Wszyscy usadowili się w oczekiwaniu. Poniż ej jednak spó ź nialscy wcią ż podjeż dż ali. A to jest poza sezonem! Mó wią , ż e w sezonie nie podchodź w ogó le na szczyt. Aby zają ć miejsce, musisz wyjś ć wcześ niej.

Depczą c na miejscu, wszyscy czekali na ś wit. Olbrzymia Wenus wisiał a nad horyzontem.

Ś wit jest zawsze magiczny. Szczegó lnie w gó rach. Trzeba zobaczyć . Nie ma sensu opisywać .

Kiedy sł oń ce zniknę ł o z horyzontu, robienie zdję ć stał o się bezuż yteczne. I pobiegł em na drugą stronę szczytu. Spektakl tutaj był po prostu hipnotyzują cy. Z mgł y wystawał y szczyty gó r.

A potem zobaczył em, co wzią ł em za kolejną gó rę .

Ale z rozmó w zdał em sobie sprawę , ż e to nie jest gó ra, ale cień gó ry!

Cień Szczytu Adama, na któ rym się znajdujemy. Nigdy nie widział em takiego cudu! Tylko po to warto był o jechać !


Pomimo nieprzespanej nocy energia od nas był a kluczowa. Wró ć . Był o upalnie i znó w się rozebraliś my. Cał kiem moż liwe był o powstanie w szortach i T-shirtach. Niektó rzy to zrobili, ale zbliż ali się do ś witu i nie czekali na wietrze. Zrobili zdję cie i pobiegli z powrotem. I mam pytanie, gdzie ludzie znajdowali pijawki na betonowych schodach?

A widoki dookoł a - pobierz!

Kiedy szliś my w cał kowitej ciemnoś ci, nie miał am poję cia, jakie to był o pię kne! Wiele wodospadó w.

Począ tkowo brał em je dla ras biał ych. Ale kiedy podszedł em bliż ej, był em przekonany, ż e to woda. Ską d pochodzi na szczytach?

Podobno teren jest tak nasycony wilgocią , ż e przepycha ją przez szczeliny w skale.

Zadowoleni, jak sł onie, szli przez wioskę .

Co dwadzieś cia metró w spotykaliś my facetó w noszą cych te same spodenki i T-shirty. I wszyscy się przywitali. Kiedyś myś leliś my, ż e są to wolontariusze wskazują cy drogę turystom. Ale potem zobaczyli, ż e niosą worki z cementem i piaskiem. I wszyscy na stronie. Bardzo mą dry. Typ przekaź nika. Wszyscy przecią gają się ś ciś le na swojej stronie. Idą c z powrotem, odpoczywają c. I ubrana kompletnie, nie tak jak nasi ł adowacze. Za pomocą tego cementu schody na Szczyt został y naprawione piaskiem. Bardzo dobrze! I to pomimo tego, ż e wejś cie na gó rę jest cał kowicie bezpł atne.

Tuk-tuk był na miejscu. Usiedliś my, Vodila pró bował go popchną ć , ale nie mó gł . Zaangaż ował w tę sprawę innego mę ż czyznę . Wynik jest taki sam. ORAZ! Siemion Semenich!

Uderzają c się w czoł o, koleś wyją ł spod koł a bruk. Potem poszedł . Tuk-tuk, zwijanie, zwijanie. Wyprzedzają c resztę pieszych towarzyszy na podejś ciu, sł ynnie rzuciliś my się w dó ł . Pamię taj "Sportloto-82". Tam Gruzini wwozili ludzi na motocyklu z wó zkiem inwalidzkim. To prawie to samo.

I wokó ł tego samego pię kna! Jezioro jest po prostu wspaniał e! Pró bował em robić zdję cia w biegu, ale oczywiś cie niewiele z tego wyszł o.

Kierowca zatrzymał się tylko raz na tarasie widokowym.

Przybył em, wyszedł em. Tuk-tuker zaczą ł prosić o pienią dze. Powiedział em, ż e dam gest gospodarzowi. I nie ma go w domu! Ż ona zaczę ł a dzwonić . Mą ż przeszedł przez nią , aby zapł acić pozostał ym 3500 kierowcom. Biedak był tak zdenerwowany, kiedy wyjmował em pienią dze z portfela. Myś lał eś , ż e uciekniemy?


Tak! Zbuduj dom, kup meble i hydraulikę , poś ciel i rę czniki.

Nakarm goś ci dwa razy. A to wszystko za 3000 za noc. Z drugiej strony kup zabitego tuk-tuka, zawieź tam turystó w godzinę , godzinę temu – i to aż.3500. Jakoś mi w gł owie nie mieś ci się . Moim zdaniem koszty są zupeł nie nieporó wnywalne.

Przed pó jś ciem na ś niadanie postanowiliś my popł ywać w wodospadzie, korzystają c z braku miejscowych. Woda nie był a bardzo zimna. Ale nie powiem, ż e jest krystalicznie czysta. Ma ż ó ł tawy odcień .

Zjedz ś niadanie. Chciał bym spać , ale czasu był o mał o. Wł aś ciciel był nieobecny. Do Hatton bę dziemy musieli dostać się sami, choć obiecano nam powró t na stację . Albo znowu ź le zrozumiał em. Gospodyni powiedział a, ż e ​ ​ tuk-tuk na stację kosztuje 300 rupii. Zaczę ł a dzwonić do kierowcy, ale na pró ż no. Potem zabrał a nas na drogę , gdzie z powodzeniem wsiedliś my do autobusu. Nawiasem mó wią c, gdy szliś my dzień wcześ niej, zobaczyliś my bezpoś redni autobus Hutton-Delhuzi. Gdybyś my nie zachowywali się wczoraj, moż e wszystko był oby trochę inaczej.

I miał tak brutalną twarz, ż e wszyscy natychmiast ją kupili. A moż e powiedział im, ż e wył ą czy gaz tym, któ rzy go nie wezmą ?

Nie był o gdzie usią ś ć w samochodzie. Ludzie rozsiedli się swobodnie, jedno na dwa miejsca. Mł odzi Niemcy niechę tnie skondensowali się i usiedliś my. Plecaki znowu nie miał y gdzie poł oż yć – pó ł ki nad nami zaję te był y walizkami z metkami katarskiej klasy biznes. Kto tu jest taki fajny? Okazał o się , ż e w są siednim samochodzie siedział niemiecki tata. Przyszedł zobaczyć „dzieci”. Boso. Potem usiadł na podł odze w otwartym otworze drzwi samochodu. Có ż , cał kowite zanurzenie w ś rodowisku!

Odką d zaję liś my pierwsze miejsca, przed nami był a tylko ś ciana ze skł adanymi stolikami. Kł adziemy obok niej nasze plecaki. Siedzimy, gramy w karty. Nagle widzę karalucha na ś cianie. Pró buję go zmiaż dż yć stopą w sandale. Ale podeszwa nie jest solidna, a ten gad zdoł ał jakoś uciec, najwyraź niej wsią kają c w bruzdy.


Tylko karaluchy w moim plecaku nie wystarczył y. Nie uś miechał em się przyprowadzają c do domu zagranicznych goś ci. Wł asnych domó w jest doś ć . Z wyją tkiem wzmocnienia rasy. Zaczę li pakować rzeczy na pó ł ki i wypychać plecaki.

W Kandy wyszli Niemcy, zabierają c swoje rzeczy z naszych pó ł ek. Zostali zastą pieni przez policjantó w drogowych, któ rzy sprawdzali nasze bilety.

W zeszł ym roku, jeś li pamię tasz, pocią g się zepsuł , wię c spó ź niliś my się bardzo, a Kandy jechał a już w cał kowitej ciemnoś ci. Teraz był o jeszcze jasno i mogliś my na to patrzeć . Có ż , cukiereczku! Nic specjalnego.

Koleje Sri Lanki są nie do opisania. Poszliś my w przeciwnym kierunku. Wytnijmy teraz koł a! Autobus był by oczywiś cie szybszy. Ale w autobusie nie ma toalety. Nie tak proste i konieczne w przypadku braku piwa, ale potencjalna niezdolnoś ć do zaspokojenia potrzeby jakoś przygnę biają ca psychicznie. Swoją drogą , tym razem pocią g był nowszy niż w zeszł ym roku.

Toaleta jest bardziej cywilna. I absolutnie nie ś mierdzą cy. Tak to moż e być ?

Po opuszczeniu Kandy pocią g odjechał z zawrotną prę dkoś cią . Wcześ niej czoł gał się nie wię cej niż.20 km / h. Wagon zaczą ł telepatycznie się na boki nie gorzej niż pocią g Mariupol-Lwó w. Nie mają c moż liwoś ci skorzystania z toalety przed Kandy, teraz nie zaryzykował em. Z taką huś tawką bez problemu moż na odlecieć od pchania lub zmoczyć np. stopy. bę dę cierpieć .

Robi się ciemno. Ale policja pozostał a do wyjazdu, wię c w przeciwień stwie do poprzedniego razu nie był o strasznie iś ć .

Do Kolombo dotarliś my okoł o sió dmej wieczorem. Kiedy dotarliś my na przystanek autobusowy, od razu zobaczyliś my tego jadą cego na lotnisko. Ale nie komercyjny, ani nawet ten wielki niebieski z Conderem, któ rym jechaliś my z lotniska w zeszł ym roku. To był zwykł y autobus.


Wreszcie przyjdź . Konduktor zostawił nam aż.150 rupii! Zachichotaliś my i wyszliś my. Tylko tutaj jest problem! Wywió zł nas, jak wszystkich innych, doś ć daleko od lotniska i mieliś my jeszcze 10 minut na cią gnię cie z plecakami. Tuk-tuker oferował jednak swoje usł ugi za 100 rupii, ale myś lał em, ż e w tuk-tukach speł niliś my swoją normę . To najdroż szy przedmiot na wycieczce i kawiarnia. Alkohol też nie jest tani - ale jest ś wię ty!

Wstę p na lotnisko był cał kowicie bezpł atny. Niech odejdą z nadmierną czujnoś cią ! Musieliś my jeszcze czekać co najmniej trzy godziny. Wcią ż był o 2500 rupii z drobiazgami. W poczekalni znajduje się supermarket tej samej sieci, w któ rej wę drowaliś my po wybrzeż u. Niestety, nie ma tam dział u alkoholowego, niestety. Poszedł em zobaczyć , gdzie moż esz wydać pozostał e rupie. Ale najpierw zważ ył a swoje plecaki. Stawka tranzytowa dla Eurarabii wynosi 10 kg. Plecak Vadkina waż ył aż.11, 5. Mó j - 6. Jeś li wyjmiesz zimowe ubrania, stracisz 2. Co byś kupił ? Herbata?

Asortyment nie jest lepszy niż w tytuł owym sklepie Fort Halle. A ceny są jeszcze bardziej niezrę czne. Ale wzię li rupie. Ale nie podobał o mi się coś , co kosztował o do 2500. Moż esz też kupić na przykł ad mał ą butelkę Grantis. Ale nie kupił em tego. Naprawdę chciał em jeś ć . Moż e nawet nie do jedzenia, ale do jedzenia. W przeciwnym razie powstrzymał bym się . Zasugerował em Vadikowi, ż eby gł upio poprosić o te nieszczę sne rupie. Nie miał nic przeciwko. Naprawdę chciał em zupę . Poszedł em do kawiarni - nie mieli zupy, chociaż był a w menu. O tak! Co za zupa o trzeciej w nocy. Był tylko fast food. I dokonał em najbardziej absurdalnego zakupu w moim ż yciu. Daj 2500, czyli ró wnowartoś ć.15 dolcó w, za zestaw burgeró w z kurczakiem, frytkami i colą - to koniec! Tak, a za jednego dolara trzeba był o dodatkowo zapł acić . Nie wiem, co się ze mną stał o. To samo zać mienie co Hutton. Co popycha nas do robienia gł upich rzeczy? Tak, lepiej kupię herbatę !

Có ż , wł aś ciwie to wszystko.

Dalej to nie jest interesują ce.

Tłumaczone automatycznie z języka ukraińskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
 собаки тоже ждут рассвета
 Храм на вершине Пика Адама. Внутри него
 ступени на гору
 ворота, за которыми начинается подъем.
дикие пчелы
 Хаттон
 ноги в окне :))
 пейзажи в пути от Хаттона до Канди
 бамбук
Podobne historie
Uwagi (80) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara