Świnia zakląła. Część 5.
Począ tkowo planował em ograniczyć się do wycieczki po plaż ach na poł udnie od Unawatuna, ponieważ ostatnim razem jechał em pocią giem. I przysię gał em i przysię gał em, ż e nigdy wię cej nie pojadę do centrum wyspy. Ale po pierwsze, idea wspinania się na wyż szą gó rę jest mocno zakorzeniona w mó zgach. Chciał em nawet powtó rzyć wejś cie na Gó rę Mojż esza. Ale ponieważ wycieczka nie odbył a się w Egi, ale w Lidze Mistrzó w, gó ra został a wybrana inaczej, choć nie mniej ś wię ta. Szczyt Adama! Koniecznie wykorzystaj chwilową nieobecnoś ć Verki i zró b to!
Ale jakż e niewygodnie się tam dostać ! Zrezygnował em z opcji wyjazdu natychmiast po przyjeź dzie. Aby mieć czas na ś wit na szczycie, musisz wyjś ć maksymalnie na 3 noce. Po nie najł atwiejszym locie i nieprzespanej nocy, bez odpowiedniego odpoczynku, drapanie na 2200 m nie był o najlepszym pomysł em. Jazda tu i tam z wybrzeż a też nie jest emocjonują ca.
Istniał a moż liwoś ć wzniesienia się przed powrotem do domu.
Ale mimo to dotarcie do Hutton z wybrzeż a i wejś cie na gó rę tej nocy nie był o moż liwe. Potrzebny jest przystanek poś redni. I gdzie? Oczywiś cie u Elli. Ostatnio bardzo mi się tam podobał o. Zapomniał em też tam opasce do wł osó w. To już drugi raz. A znak jest znakiem. Zapomniał em o czymś , na pewno bę dę musiał wró cić . I po trzecie, Ella-rock pozostał w Elli, przez nas niezdobyty. Nawet ten powó d w zasadzie wystarczy, aby odwiedzić to malownicze miejsce.
Na począ tku chciał em opuś cić Ellę na jedną noc, ale nie wiedział em na pewno, jak dł ugo tam dotrzemy. Wę dró wka do Ella Rock trwa 4 godziny. Nie moż esz mieć czasu do zmroku. Jechać tam nocą na spotkanie ś witu, potem wracać w mydle, ż eby zł apać pocią g, a nastę pnej nocy znó w iś ć na poważ niejszą gó rę , to też pomysł .
Tak wię c, zatwardzają c serce, spę dził a cał e trzy noce nad oceanem, poś wię cają c je gó rom. Dwie w Elli i jedna w wiosce Delhuzi u podnó ż a Szczytu Adama.
Kiedy wyszliś my, gospodyni willi zapytał a, doką d jedziemy dalej? Powiedział em jej, ż eby poszł a do Elli. Myś lę , ż e nawet nie wiedział a, gdzie to był o. Ale jej có rka wyjaś nił a jej coś emocjonalnie. Tak, mam to.
Poszedł em na dworzec autobusowy. Był poniedział ek. Dzieci został y przywiezione do szkoł y i przedszkola znajdują cego się na ulicy prowadzą cej z Hiriketiya do Dickwell. Wyglą da jak lato. Dlaczego dzieci w szkole? O tak! Nadeszł o wieczne lato, wię c teraz nie chodź do szkoł y? A klasy, jak rozumiem, znajdował y się w tej szkole na szczycie budynku, w plenerze pod dachem. Uroda! Nie musisz siedzieć przez pó ł dnia w dusznym pokoju. I podobał mi się plakat wiszą cy na szkolnej ogrodzeniu.
„Tak… Wcią ż ź le kształ cimy naszą mł odzież ! " (z). Oto jak!
Poszedł em na tor.
Obok przejechał autobus Colombo-Nuwara-Elia, któ ry zabrał nas prosto do Elli. Cholera! Swę dzenie przez dł ugi czas. Teraz musisz ryczeć na transfer. Na dworcu autobusowym na począ tek weszli do autobusu Dikvella-Tangalle, bo nikt nie jechał . Tangalle to doś ć duż e miasto i powinno być wię cej moż liwoś ci wyjazdu.
Autobus, jak się okazuje, zatrzymuje się we wsi, w któ rej znajduje się Wyją ca Dziura. Nie był o specjalnej potrzeby wchodzenia na tor. Ale kto wiedział ?
W Tangalle, po spę dzeniu 3 minut, wsiedliś my do autobusu wskazanego mi przez dziewczynę , któ rą zapytał em. Okazuje się , ż e ten autobus przejechał przez Dickwell. To znaczy, ż e mogliś my spokojnie na nim usią ś ć . Ale kto wiedział ?
Autobus był peł ny. Został y tylko dwa miejsca w pierwszym rzę dzie po przeciwnych stronach przejś cia. Usiedliś my. A wszystko bę dzie pod obserwacją .
Konduktor wybił mandat za 190 rupii.
Ale tylko jeden. I zapł acił a za dwie. Kolejny sposó b na rozwó d. Ale dla mnie o wiele bardziej humanitarny. Wł aś ciwie oszukał nie mnie, ale pań stwo. No lub wł aś ciciel autobusu. Nie wiem do kogo należ y. Ogó lnie rzecz biorą c, ceny biletó w w Lidze Mistrzó w są tajemnicą za siedmioma pieczę ciami. Jeś li zasł ony wisiał y w normalnym autobusie szkolnym, a telewizor był nastawiony na peł ną gł oś noś ć , to już jest wymieniony w kategorii „siedem luksusó w”! Widział em bez zasł on, z wył ą czonym telewizorem, podró ż w któ rej przebiegał a podobnie. Niektó rzy konduktorzy mieli kasy, inni rozdawali kartki, na któ rych rysowali krasnale - nie numery, nie ich podpis. Rzadko spotykał em się uczciwie. Ale natkną ł em się . Jeden dał mi pensa. I tak przynajmniej za dwie rupie, ale oszukuje. Wię c pogodził em się z tym. Mimo to nie ma tam kontroleró w. Dyrygent jest kró lem i bogiem. I wię cej. O ile zauważ ył em, w Lidze Mistrzó w nie ma ś wiadectw emerytalnych. Pł acą wszyscy, z wyją tkiem mnichó w.
Autobus już jechał , kiedy wsiadł do niego facet z laską . Ś lepy. Chciał em mu usią ś ć , ale wujek siedzą cy obok mnie powstrzymał mnie. Facet za tym nie stoi. Skł adają c laskę , wycią gną ł tamburyn. I zaczę ł o się ! Ś piewał oczywiś cie pię knie. I zapukał w tamburyn, uderzają c w rytm. Tylko to wszystko dział o się nad moją gł ową . Bycie sł uchaczem w pierwszym rzę dzie nie zawsze jest zabawne.
Wł amał em się i dał em artyś cie 10 rupii, któ re od razu dał dyrygentowi jako opł atę za przejazd. Oznacza to, ż e niepeł nosprawni też w nich nie toną .
Po spę dzeniu 3 godzin w drodze dotarliś my do Velavayi, gdzie wsiedliś my do autobusu do Elli. Ale jeś li w zeszł ym roku wyjechaliś my natychmiast, teraz musieliś my czekać pó ł godziny, aż inni pasaż erowie dogonią . Kolejna godzina - i jesteś my na miejscu. Po drodze zobaczyli koparkę grabią cą osuwisko. Poś lizgnę liś my się , a nadchodzą cy potok miną ł nas. Powodzenia.
Był o cał kiem sł onecznie. Moje obawy, ż e bę dzie padać , okazał y się daremne.
A jeś li na wybrzeż u da się to jeszcze jakoś przetrwać , to w gó rach – to po prostu katastrofa i ambicja wszystkich planó w.
Wysiadają c z autobusu i wracają c pię ć metró w z powrotem, skrę ciliś my w ulicę Vodopadnaya. Prawie pierwszy gest wydawał mi się niejasno znajomy ze zdję ć na rezerwacji. Bez wahania tam poszliś my. Pokazano nam pokó j obok recepcji, któ ry wynaję liś my za 3000 rupii za noc. Ś niadanie nie był o wliczone. Có ż , nie musisz.
Po pobiciu babci zdał em sobie sprawę , ż e wcią ż mamy duż o rupii. Moż emy sobie pozwolić na wynaję cie pokoju bez kuchni. Mimo to nie ma tu ryb i nie ma co gotować . Moż esz zjeś ć w kawiarni. Dlatego tam pojechaliś my. Wchodzą c w pierwszą rzecz, na któ rą natkną ł em się , zamó wiliś my zupę i jedną cottę dla dwojga. Do Elli weszliś my dziesię ć po drugiej, ao trzeciej już jedliś my zupę . Vadik to mó j ulubiony pomidor, a ja jestem pomidorem. Och, jaki urok! Napł ynę ł y ł zy i popł ynę ł y smarki, był taki gorą cy i ostry!
Do cotty przyniesiono dwa talerze ostrych sosó w, ale w poró wnaniu z zupą był y niczym i wlaliś my je w cał oś ci do naczynia.
Zapł acono 1700 rupii. To funt krewetek i dwie butelki piwa. Albo pó ł kilo krewetek i 6 butelek piwa.
Wzmocnieni poszliś my na ł atwy spacer - wejś cie na mał y szczyt Adama. Rok temu pojechaliś my tutaj rano, wię c niebo był o absolutnie czyste. Robił o się teraz ciemno i był o trochę mglisto. To jest specyfika tych miejsc. No có ż , nadal nie był o deszczu. Mgł awica nadał a gó rom pewną tajemnicę .
A czerwony pies na szczycie zmienił nieco swoją lokalizację w cią gu roku. Ostatnim razem poł oż ył a się pod Buddą .
Dziewczyna wyję ł a tabliczkę czekolady i szepnę ł a.
Pies natychmiast się obudził i podszedł do ź ró dł a dź wię ku. Ale dziewczyna, czy to z chciwoś ci, czy też przestraszona psa, szybko wepchnę ł a batonik do ust, a pies, nie jedzą c sł onego, wró cił do pozycji wyjś ciowej i natychmiast ponownie zasną ł .
Co mogę ci powiedzieć ? Przyzwyczajasz się do pię kna, jak ró wnież do wszystkiego innego. Byliś my tu już wcześ niej, wię c nie byliś my zachwyceni w zeszł ym roku. Po zrobieniu kilku strzał ó w zeszliś my na dó ł . Chcieliś my mieć czas na zwiedzenie 9-ł ukowego mostu przed zachodem sł oń ca, któ ry jednak już widzieliś my. Musimy coś zrobić !
Na skraju ś cież ki siedział cudzoziemiec z ogromnym aparatem i naprawił coś twardego. Zaczę ł a się dokł adnie przyglą dać , co dokł adnie. Coś zielonego. Motyl, czy co? Pytam go - "Motyl? ». Nie, mó wi, kameleon! Wow! Nigdy nie widział em takiej bestii ż yją cej na wolnoś ci. I zrobił a sobie zdję cie.
Ciotka wojenna pró bował a mi coś wyjaś nić w swoim importowanym ję zyku. Jeś li dobrze rozumiem, musisz poczekać jedenaś cie minut, aż zmieni kolor. Pospiesz się ! Poczekam! Ł atwiej był oby go uderzyć , ż eby zrobił się fioletowy w plamkę , ale nie mogę skrzywdzić zwierzą t.
I wyjechaliś my. Okazuje się , ż e aby dostać się na most, nie trzeba schodzić na tor. Przed dotarciem do dna zobaczyliś my znak ze strzał ką wskazują cą poż ą dany kierunek.
Po drodze natknę liś my się na hotel skł adają cy się z bardzo atrakcyjnych chat.
Widzieliś my je z gó ry.
Nazywano go „98 akró w”. Na znaku zapomniał em zrobić zdję cie był napis „Tylko dla mieszkań có w”. Oh jak! MI-7? Mossadu? A moż e był przeznaczony tylko dla obywateli Ligi Mistrzó w?
Już w domu przeglą dał em rezerwację . Tak, nic takiego jak hotel!
Wynaję liś my pokó j za 500 hrywien, a pokó j w "98 akró w" kosztował.5500 za noc! Tylko mieszkań cy mogą sobie na to pozwolić . Ale widoki z panoramicznych okien są naprawdę oszał amiają ce. I jest basen. Tak wię c dziewczyny z zespoł em Verki pokochał yby to tutaj.
Był y też takie domki.
Zapytał em chł opakó w stoją cych obok ciebie, ile kosztuje tu noc? Okazał o się , ż e był o to 50 dolaró w za noc.
A oto most.
Ś cież ka prowadził a przez prywatne dziedziń ce. Mieszkań cy w ogó le się nie sprzeciwiali. Ale nie tylko ludzie tu mieszkają .
Zeszliś my na most i wró ciliś my do domu na podkł adach.
Kolacja. Mieliś my dobry spacer i naprawdę chcieliś my piwa. Po drodze natknę liś my się na bar, do któ rego się skrę ciliś my. Sytuacja był a oryginalna i nieskomplikowana.
Najtań sze lokalne piwo kosztuje aż.500 rupii. Paaaadumaesh! Pienią dze palą udo. Moż emy sobie na to pozwolić , choć wiemy, gdzie znaleź ć taniej. Kelner przynió sł butelkę Lyonu, dwie szklanki z zamraż arki i 4 dyski laserowe jako stojaki.
Oryginał ! Choć po zeszł orocznych szpulach dopasowanych do stoł ó w nie był em już zaskoczony. Do piwa wnoszono też ostre bzdury, takie jak nasze sł omki.
Robił o się ciemno, kiedy wyszliś my z baru.
Czas na obiad. A jaki obiad bez Calypso? Pojechaliś my do jedynego miejsca w Elli, któ re sprzedaje alkohol. Tutaj nie był o metki z ceną . Mó wię handlarzowi opium dla ludzi z Red Calypso i przepycham przez kraty 2500. Mó wi mi, ż e 3350! Wbijam palec w cenę wskazaną na butelce. Zaczyna mó wić coś emocjonalnego.
Nawet nie pró bował em zrozumieć . Najwyraź niej pł akał z powodu wysokiej marż y. I figi z nim! Pienią dze są niezmierzone!
Nastę pnym celem jest supermarket. W Elli jest nieporó wnywalnie gorzej niż na wybrzeż u. Był a sieć Food City. A jej macki jeszcze tu nie dotarł y. Pichał ka! Ani dział rybny, ani dział alkoholowy. Chociaż Kurd był dostę pny. Ale jakaś zupeł nie nieznana marka.
W Dickwell po raz pierwszy kupiliś my Kurda (lub Kurda, jak wolisz) w glinianym garnku, za któ ry był em tak chwalony. Był y bawoł y i krowy. Kupiliś my krowy w supermarkecie w plastikowych opakowaniach, wię c postanowiliś my spró bować bawoł ó w.
A ja go nie lubił em. Ró ż nił się od sklepu konsystencją i smakiem. Wierzch był jak skó rka, któ ra smakował a przypalona, choć absolutnie ś nież nobiał a, tł usta aż do brzydoty, przylegają ca do podniebienia.
Konsystencja nozdrzy był a w przeciwień stwie do sklepu, absolutnie jednorodna i delikatna. A smak naturalnego produktu był kwaś ny, bez syropu palmowego w ogó le nie dał oby się go zjeś ć . Zdał em sobie sprawę , ż e pod wzglę dem technologii gotowania jest podobny do naszego aryjczyka (nie mylić z ajranem). Tylko nasz jest tylko zwią zkiem.
Ale tutaj w koń cu znaleź liś my kadzideł ka. Nie spotkał em ich w Halle ani w Dickwell. Oczywiś cie nie pojechaliś my do Hikkaduwy, ż eby ich ś ledzić . Kupił em na szczę ś cie aż.7 pudeł ek.
Kupiwszy na tacy mango i banany, wró cili do domu i usiedli na balkonie. Był o oczywiś cie chł odniej niż na wybrzeż u. Jak nic! Wkró tce wracam do domu i trzeba trochę się zaaklimatyzować .
Nasz balkon był bardzo warunkowy.
Przed drzwiami znajduje się platforma z balustradą , za któ rą znajduje się kolejny wię kszy obszar z kilkoma stolikami.
I dopiero wtedy – przerwa na tor. I tak są siedzi z innych wolnostoją cych pomieszczeń zaczę li podjeż dż ać po te stoliki. Podobno ich wifi jest sł absze, bo dalej od recepcji. Mieli wł asne balkony. Lepiej tam usią dź my. Oczywiś cie nam nie przeszkadzali, po prostu chcieliś my być ł obuzami. Rozluź niają c ich sł odkimi Scorpionami, pł ynnie przemieszczają c się do Kipelova, bez ostrzeż enia przecinali nasz „Voyage”. Nie, nie Desireless. Sznur.
Potem, z poczuciem speł nienia, opuś cili koł yskę . Rano czeka nas treningowa wspinaczka na Ella Rock.