Dziki na Sri Lankę. Podręcznik dla manekinów (odcinek 8)
Piwo oczywiś cie jest nie tylko szkodliwe, ale takż e uż yteczne, jedynie dostę p do niego został zamknię ty. A do obiadu jeszcze daleko. Musiał em zakrztusić się herbatą z batonikiem leż ą cym w moim plecaku. Usiedli na balkonie i zaczę li udawać angielskie damy z lordami.
W holu znaleź liś my czasopisma w ję zyku angielskim, przekartkowane eleganckim wyglą dem. Przeglą dane zdję cia księ ż nej Di. Podziwiaj gó ry o zmierzchu. Przeprowadziliś my się na obiad do holu, ż eby nie zachorować w schludnym pokoju czekają cym na goś ci. Nawiasem mó wią c, willa nie był a pusta. Z sześ ciu numeró w tylko jeden był darmowy (na nasze szczę ś cie). Nie wiem, co byś my zrobili, gdyby był a peł na w 100%.
Widzą c, ż e jemy suchą kolację , wł aś ciciel zaproponował , ż e pó jdzie na piwo. Ale odmó wił em. Po co pić w nocy? Toaleta pierwsza. I nie powiedział a swoim towarzyszom o tej moż liwoś ci. Znam ich!
Znowu spotkał em się rano na dachu.
Ale ś wit nie ró ż nił się od wczoraj. Chodź my na ś niadanie. Ale dzisiejsze menu ró ż ni się od wczorajszego! Wow! Poprzedni hotel nie rozpieszczał nas piklami.
Wł aś ciciel w koń cu przynió sł rachunek za pokó j. Patrzę na kwotę w rupiach - no có ż , wszystko się zgadza, liczył em na to. A wł aś ciciel odwraca kartkę i mó wi „1100 rupii” i zaczyna mi coś tł umaczyć . Myś lał em, ż e tak bardzo chciał z gó ry. Ze znuż onym westchnieniem wyję ł a wydruk z Bookingu, przygotowują c się do sł abej odmowy. Ale podczas dyskusji okazał o się , ż e pró bował mi przekazać , ż e 1100 to cena za osobę za jedną noc, a to bardzo tanio! Ale ja się nie kł ó cę ! Oczywiś cie tanio. Z niesamowitą ulgą dał em mu wymagane plus 200 rupii za dowiezienie nas tuk-tukiem na dworzec.
Nasz pocią g odjechał za kilka minut do jedenastej rano. Był o dopiero wpó ł do sió dmej i Vadik i ja pobiegliś my na spacer w kierunku Ella Rock.
Nie marzyliś my o tym, ż eby się tam dostać , ale przynajmniej przebyliś my czę ś ć drogi. Poszliś my na prawo od hotelu przy drodze. Nawiasem mó wią c, od czasu do czasu przejeż dż ał y przez nią autobusy. Podejrzewam, ż e ten, z któ rym przyjechaliś my, ró wnież przechodzi obok naszej willi. Ale kto wiedział ?
Na szczę ś cie ruch był niewielki i nie przeszkadzał nam zbytnio w korzystaniu z gó rskiego powietrza. Kamień Elli pozostał po lewej stronie i nie był o jasne, jak się do niego dostać . Był o kilka niewyraź nych ś cież ek, ale myś leliś my, ż e prowadzą tylko do pobliskiego domu. Gó ra nie został a zaznaczona na mapie. Ale tutaj zobaczyliś my doś ć szeroką polną drogę schodzą cą w lewo. Odwró ciliś my się . Wokó ł las sosnowy, szyszki leż ą .
Nigdy nie moż esz powiedzieć , ż e jesteś gdzieś w egzotycznym kraju. Có ż , czasami pojawia się juka lub palma.
Chociaż... Kto tam się wł ó czy? Przyjrzał em się uważ nie - stado pawi! Kurczę !
Sł yszał em w nocy miauczenie i był em nawet w stanie je zidentyfikować („Biał e sł oń ce pustyni” czy wszyscy pamię tają ? „Pawie, mó wisz! ”). Ale jakoś w to nie wierzył em. A tu na ciebie! Egzotyczny! Prawda jest taka, ż e jest bezwzglę dny.
Mapme pokazał o, ż e gdzieś jest stacja kolejowa, z któ rej moż na wró cić na drogę bez powrotu. Jadą c na stację , w pewnej odległ oś ci, musiał em nadepną ć na podkł ady. Drogowy szedł przodem i czymś naoliwił szyny (Annuszka już rozlał a olej).
Prawdopodobnie po to, ż eby pocią g lepiej się ś lizgał , a moż e po to, ż eby ludzie wszelkiego pokroju nie wł ó czyli się i nie zsuwali z toró w. Wę drowaliś my bardzo kró tko i stromą ś cież ką pod gó rę wyszliś my na drogę . Wychodzą c z willi, nawet tego zakrę tu nie wzię liś my pod uwagę . Myś leli, ż e prowadzi do kogoś na podwó rku. Mianowicie był to począ tek szlaku na Ella Rock (jak się pó ź niej okazał o).
Wró ciliś my do domu. Był a dopiero godzina dziewią ta. Do odjazdu pocią gu jest jeszcze sporo czasu. A po spacerze chciał em piwo. Po pokonaniu babci uznał em, ż e nas na to stać . Dał em wł aś cicielowi tysią c rupii i ostatnią paczkę papierosó w i po 10 minutach siedzieliś my na balkonie, cieszą c się zimnym lwem. Nie baliś my się konsekwencji, bo pocią g, w przeciwień stwie do autobusu, powinien mieć toaletę !
Prawie wciskają c się w tuk-tuka mistrza, pojechaliś my na stację . Dobry czł owiek, nasz pan, nie jak niektó rzy! Szkoda, ż e nigdy nie zadawali sobie trudu, by zapytać o jego imię .
Na stacji kupiliś my bilety drugiej klasy do Kolombo za 350 rupii. Wyszliś my na peron.
Był a tam toaleta. Wolny. Zastanawiam się , dlaczego bilety autobusowe są droż sze niż pocią gi, a toalety na dworcach autobusowych są pł atne? Choć jakoś ciowo niczym nie ró ż nią się od kolei. Tajemnica natury!
Jest kilka osó b. Do.
Ale wraz ze zbliż aniem się godziny „X” zaczę li się podcią gać . A wszystko cał kowicie obce. Tak wię c w drugiej klasie. I to nie jest guma. Kadr z filmu o Pavce Korchagin narysował mi się już w gł owie (wsiadł i cią gnie swoją kobietę ! ). W tym przypadku Pavka miał a być mną .
Po peronie przeszł a grupa rosyjskich turystó w, prowadzona przez przewodnika, któ ry przestraszył ich, ż e bę dą musieli przejechać aż.12 przystankó w. Na co zauważ yli, ż e sami są z regionu moskiewskiego i codziennie jeż dż ą do pracy pocią giem. Nie są do tego przyzwyczajeni. Przewodnik poprowadził ich na drugi koniec peronu. Zapewne wie, gdzie zatrzyma się powó z drugiej klasy. Jeś li pamię tacie, mieliś my już przyjemnoś ć jechać pocią giem Sri Lanki. Tak wię c przyczepy są doś ć ską pe, na 20 miejsc. Wię c proszę , zrozum moje obawy. Po pierwsze, wstawanie samo w sobie nie jest lodem (10 godzin), a po drugie nic nie zobaczysz, a tym bardziej nie zrobisz zdję cia!
Dlatego, sł yszą c gwizd nadjeż dż ają cego pocią gu, zaję ł a pozycję wyjś ciową na samym skraju peronu, przygotowują c się do wskoczenia do wagonu, jak Jackie Chan.
Wskoczył em. Moi towarzysze poszli doś ć szybko. A samochó d jest pusty! Prawie. Okazał o się , ż e w skł adzie wagony drugiej klasy, niby brud. Sztuk 5 minimum. A wszyscy ludzie z peronu gdzieś się rozeszli, tak ż e pustych miejsc był o aż nadto.
Otworzyliś my okno, przygotowują c się do podziwiania jednej z najpię kniejszych dró g na ś wiecie. Szybkoś ć pocią gu pozwolił a na to. Kiedy szliś my wzdł uż podkł adó w, to bardzo czę sto pojawiał y się znaki ograniczenia prę dkoś ci – 25.15, a nawet tylko 5 km/h. W wielu zakł adach pracownicy zmieniają podkł ady z drewnianych na ż elbetowe. Potem pocią g prawie cał kowicie się zatrzymał . Wię c ciesz się - nie chcę !
Toaleta w pocią gu jest prawie taka sama jak w naszych staroż ytnych pocią gach. Ale jest niewielka ró ż nica - muszla klozetowa bez pedał u, z bezpoś rednim odprowadzeniem na tor kolejowy. A strefy sanitarne w ogó le nie są zapewnione. A ponieważ stacje są zlokalizowane doś ć czę sto, moż liwe są sytuacje.
Kiedy pocią g przyjeż dż a na stację , szef w bieli wychodzi na peron!
Z jakiegoś powodu przyszedł mi do gł owy film „Bezimienna gwiazda”.
Jeś li pamię tasz, kiedy jechaliś my z wybrzeż a w gó ry, bardzo martwił em się deszczem. Myś lę , ż e mieliś my po prostu niesamowite szczę ś cie z pogodą . Ani przed wyjazdem, ani w jego trakcie nigdy nie zaglą dał em do prognozy - po co psuć Ci nastró j? I nie wzią ł em parasola - lecieliś my bez bagaż u. I choć na wybrzeż u był y deszcze, nigdy nas nie zaskoczył y. Byliś my albo w domu, albo w autobusie. A w Elli pogoda był a po prostu fantastyczna!
Ale najwyraź niej nie mogł o tak trwać cał y czas. I nadszedł deszcz!
Od razu zrobił o mi się zimno. Okna musiał y być zamknię te. Ale lufa dmuchał a z otwartych drzwi powozu. Pró bował em to zamkną ć - aha! Nie zamyka się ! Sly Verka zał oż ył a bluzkę , któ rą miał a w osobnej torebce. A nasze ubrania był y w walizce i byliś my zbyt leniwi, ż eby je zdobyć . Na szczę ś cie po pewnym czasie opuś ciliś my strefę deszczu i znó w zrobił o się cieplej.
Prawie na każ dej stacji do pocią gu wchodzili handlarze z wszelkiego rodzaju sł odyczami. Sprzedawali nawet gotowane krewetki.
Nie wiem, moż e ta droga jest najpię kniejsza na ś wiecie, ale mam już doś ć . Za drugim razem nigdy nie pojadę .
Zgodnie z rozkł adem pocią g miał przybyć do Kolombo okoł o godziny 21:00.
Ale czytał em, ż e na Sri Lance coś takiego jak ten harmonogram jest bardzo warunkowy. Spó ź nienie się o dwie godziny wcale nie jest spó ź nione! Norma! . Samolot mieliś my prawie o pią tej rano - przyzwoity margines czasu. Ale nadal…
Sł oń ce już zachodził o. Niedł ugo nadejdzie zmierzch, a fotik moż esz ukryć .
Pocią g nagle się zatrzymał .