Dziki na Sri Lankę. Podręcznik dla manekinów (odcinek 5)
Okazuje się też , ż e Sł oweń cy nie ż yją sami. Kupiliś my już wieczorem niedaleko portu rybackiego przy drodze kawał ek tuń czyka. Ale sami nie ugotowali - chyba nie wiedzą jak. Zakontraktowany w ramach tej dział alnoś ci zarzą dca domu. Zapytał em gł owę rodziny, jaka był a dla nich cena pytania? Kieliszek araku! Ja też jestem buddystą ! Pije i pali. Nawiasem mó wią c, w tym tygodniu, wracają c z plaż y, znaleź liś my obraz olejny - wylegują c się na leż aku, nasz miejscowy przystojny mę ż czyzna palił z taką przyjemnoś cią ! Pamię tasz scenę z "Witam, jestem twoją ciotką ", w któ rej Gaft palił cygaro swojego pana? Tutaj mniej wię cej to samo. Potem poskarż ył mi się , ż e boli go noga, ukazują c spuchnię tą pod spodem. kolano, ż ył y. Powiedział em, ż e to od palenia. Nie, mó wi, z Arrak! Có ż , jedno nie przeszkadza drugiemu! Powiedział mi, ż e on sam nie jest miejscowy - z Kandy. Pracuje tu rotacyjnie - tu 26 dni, potem ma 4 dni wolne i wraca do domu.
A w domu nie pije, nie pali, bo w domu jego ż ona to czysty Tyson, w jednej chwili nokautuje. O biedactwo! Jak moż esz wytrzymać cał e cztery dni?
Tymczasem pusty wcześ niej dó ł pod naszym ogrodzeniem zapeł nił się robotnikami. Przybył a koparka i zaczę ł a aktywnie kopać . Jak dziwnie zaczynać pracę w pią tek! Nasz nieszczę sny buddysta powiedział , ż e buduje się tu bank. I wł aś nie wyszliś my z bramy, ż eby popł ywać w oceanie. Widzą c blokują cą nam drogę koparkę , poł oż ył em rę ce na biodrach i wstał em, jak wroś nię ty w ziemię , nie chcą c ominą ć bł ota, któ re tu woził . Zszedł z drogi i bez przeszkó d udaliś my się do oceanu. Dzisiaj fale był y ś rednie i pojechaliś my w lewo tam, gdzie koń czy się rafa i fale rozbijają się o piaszczyste dno. Ale ponieważ Verka nie ma takiej przyjemnoś ci, po drodze moczyliś my ją najpierw w pobliż u ż ó ł wi, a potem w kał uż y w pobliż u hotelu Lanka Supercorals, nie zapominają c o moczeniu się .
Nie lubię fal, ale tutaj trochę się bawię , poddają c się ż ywioł om. A Vadikowi nakazano surowo nie pł ywać daleko, nie wspinać się na bardzo duż e fale - ubezpieczenie nie obejmuje takich przypadkó w.
Po zabawie tutaj poszliś my na „naszą ” plaż ę , na któ rej jest duż o ryb. Ryb jak zwykle był o duż o. Znalazł em też ż ywą muszlę . Zró b zdję cie, puś ć .
Dzisiejszy zachó d sł oń ca był nieco lepszy niż poprzednie.
Ponieważ ostatnim razem nie mogł em znaleź ć sklepu Crazy, nie uspokoił em się i napisał em do nadin65. W odpowiedzi uprzejmie przesł ał a mi mapę , na któ rej zaznaczono ten butik. Ale kiedy dotarliś my do Galle, był o jeszcze doś ć wcześ nie, a my, chociaż nie był o gorą co, wró ciliś my do fortu.
Ostatnim razem szliś my jedną ulicą , a wracaliś my inną . I nie ma ich dwó ch. Trochę wię cej.
Jak dostać się do biblioteki? : ))))
Zaczę ł o się piec i wyruszyliś my na poszukiwanie tajemniczego Szalonego. Dzię ki mapie ł atwo był o go znaleź ć . I rzeczywiś cie udał o mi się tam wyrwać niebieskie dolary Levi's za 12 (1850 rupii). Wyją ł em z portfela dwa tysią ce i oddał em sprzedawczyni. Ale wtedy rozpraszał y mnie T-shirty, a mimo to mierzył em i wybierał em kolory. Potem, wybierają c parę , zdał em sobie sprawę , na co dał em pienią dze? Kasa jest na pierwszym pię trze, my byliś my na drugim. Zapytał em sprzedawczyni, gdzie są moje pienią dze? Się gnę ł a do kieszeni dż insó w, któ re wybrał em i wycią gnę ł a to, czego szukał a.
Po schowanym poszliś my do supermarketu na krewetki.
Poraskinuv mó j mó ż dż ek, postanowił em rozluź nić reż im i kupił em aż.800 gramó w krewetek i cztery piwa zamiast trzech. Och, przytyjmy i umrzyjmy mł odo! Swoją drogą piwo kupiliś my tutaj, w supermarkecie Galle, bo w naszym pobliskim straganie wypili cał y „layon”, ale ś wież ego nie przywieź li. A za „tygrysa” z jakiegoś powodu zabrali wię cej pienię dzy, chociaż są identyczne w smaku. Czek wykazał , ż e kaucja za kontener wynosił a 40 rupii. A ł obuzy ze sklepu z alkoholem Hikkadu policzyli ich na 30! Oto pasoż yty!
Pomimo soboty koparka aktywnie kopał a. Myś lę , ż e kopał w tym, co wykopał poprzedniego dnia. Liczy się nie wynik, ale sam proces! On oczywiś cie nieź le się trzą sł , ale potraktowaliś my to filozoficznie. Są trzy rzeczy, na któ re moż esz patrzeć bez koń ca - pł oną cy ogień , woda i to, jak ktoś pracuje. W naszym przypadku mieliś my aż dwa powyż sze - ocean widoczny w poprzek drogi i pracują cą koparkę !
Rozgoś ciliś my się wię c cał kiem wygodnie z piwem i krewetkami, obserwują c proces przecią gania bł ota z jednej kupki na drugą .
Sł oweń cy wyprowadzili się , a nasz pracownik serwisu wpadł w depresję – nie nalaliś my mu drinka. Whisky starczył o nam na 4 dni, po czym kupiliś my drogi rum Calypso (2400 rupii). Picie ich wuja był o ekonomicznie nieopł acalne (w pewnym sensie zbyt tł uste). Podszedł do mnie bezczelny facet i wyraź nie zasugerował , ż e zaczyna mu koń czyć się papieros. Powiedział em, ż e dostarczę jutro. Tylko my znowu usmaż ymy RYBY! Nie beł kotać . Powiedział ok, ok!
Wcześ nie rano pojechaliś my z powrotem na targ rybny w Dodanduwie. Ale wybó r był z jakiegoś powodu niewystarczają cy. Nie moż na był o znaleź ć duż ej barakudy. Zamiast tego musiał em kupić dwa mał e za 700 rupii.
Ale był potę ż ny marlin.
Moż e ta mał a rybka, o któ rej myś leliś my, ż e jest barakudy, był a marlinem? Pysk jest podobny.
W naszym sklepie alkoholowym pozostał o tylko piwo w puszkach. Musiał em naciskać .
Zebraliś my się na plaż y, ale zaczę ł o padać i doś ć mocno. Siedzieliś my przez pię ć minut na werandzie - deszcz przestał padać . Chodź my do ż ó ł wi. Najwyraź niej deszcz przestraszył wszystkich mił oś nikó w ż ó ł wi, a w zatoczce nie był o nikogo! Có ż , to zupeł nie inna sprawa! A dzisiaj był y cztery ż ó ł wie! Baw się dobrze - nie chcę ! Nawet Verka rozmawiał a z jednym z tortilokó w.
Po zabawie ze zwierzę tami poszliś my bawić się na falach. Potem na twoją plaż ę na ryby.
Znowu znalazł em muszlę , tyle ż e tym razem nie z mię czakiem, ale z krabem pustelnikiem.
Widzą c mnie z muszlą w rę kach, miejscowy, ratownik lub instruktor nurkowania, zaczą ł mieć urazę . Ale powiedział em, ż e teraz odpuszczę , po prostu zró b zdję cie. Za.
Postanowiliś my zjeś ć lunch w kawiarni. Niech tak bę dzie, podzielmy to. Najpierw pojechaliś my do Tygrysu. Ktoś aktywnie chwalił tę kawiarnię w swojej recenzji. Niby tani. Có ż , to jest tanie! Po obejrzeniu menu wró ciliś my do kawiarni, gdzie w dniu przyjazdu zjedliś my lunch (lub ś niadanie).
Niewiele bluź niliś my, ż adnych owocó w morza - soczyste, zupa. Trochę ryż u. A potem pocią gną ł aż.2800. Nie, jedzenie w kawiarni to czyste szaleń stwo! Ale! Był em tak uzależ niony od ostrego, ż e zawartoś ć miski z przyprawami zjadł em ł yż ką . Myś lę , ż e to był o chili smaż one na pomidorach i sezamie. Pyszny!
Dzisiaj był nasz ostatni (przepraszam, ekstremalny) wieczó r w Hikkaduwie.
Jutro musieliś my skoczyć w nieznane.