Dziki na Sri Lankę. Podręcznik dla manekinów (odcinek 2)
Przybył do Hikkaduwy. Rozł adowane rzeczy. Stoję i czekam z nadzieją , ż e w tej czę ś ci Sri Lanki zgubienie się jest prawie niemoż liwe. A autobusy jeż dż ą co pó ł minuty. Do tej pory wyję ł a z walizki wydruk rezerwacji hotelu i zaczę ł a przeglą dać numery domó w. Po stronie najbliż szej oceanu liczby był y parzyste. A numer naszej willi jest nieparzysty, chociaż był zaznaczony na mapie od tej strony. Dziwny!
Przyszli, w koń cu dwa. lanca. Szampon, widzisz, był nieś wież y. Pozostawiają c im pilnowanie rzeczy, poszedł em szukać adresu. W pobliż u miejscowego zakł adu fryzjerskiego zadrę czył a miejscowego faceta pytaniem, gdzie to jest, szturchają c go wydrukiem z adresem. Wzią ł moją torbę i wszedł do pokoju. Idę za nim. Pokazał adres fryzjerowi, któ ry porzucił klienta. Nastę pnie klient został podł ą czony, siedzą c pod prześ cieradł em zasł anym ś wież o ś cię tymi wł osami. Potryndev trochę dał mi eskortę , któ ra zaprowadził a mnie gdzieś za ró g.
Był taki sklep, w któ rym moje dokumenty był y pokazywane innemu mę ż czyź nie, któ ry w koń cu odgadł , ż eby zadzwonić pod numer wskazany na zbroi. Po rozmowie z kimś przez telefon facet wró cił do fryzjera, gdzie kazał mi usią ś ć . Kilka minut pó ź niej podjechał samochodem osobowym chł opak o wyglą dzie biurowym. Po serdecznym podzię kowaniu cał emu zakł adowi fryzjerskiemu poszedł em zał adować rzeczy i towarzyszy.
Willa, do któ rej wkró tce nas przywieziono, okazał a się przysadzistym parterowym budynkiem, stoją cym niezupeł nie na pierwszej linii. . . Nie, przed nią nie był o ż adnych budynkó w, tylko droga i od razu pas plaż y i oceanu. Jeś li stoisz plecami do „willi”, to zaraz po lewej stronie znajduje się hotel Hikka trans (dawniej Chaiya), a po prawej wesoł a restauracja Dolphin w radykalnie fioletowym kolorze. Lokalizacja jest ogó lnie dobra. Ale przed ogrodzeniem wykopano dó ł fundamentowy, w niektó rych miejscach wypeł niony betonem. Nie zaobserwowano jednak budowniczych. Ż egnaj…
"Kamerdyner" wyszedł z tacą z trzema kieliszkami. . . nie, nie z szampanem! Z sokiem z papai. Pokazał nam nasz pokó j, przedpokó j i kuchnię . W zasadzie wszystko nie jest takie zł e. Hydraulika jest nowa, czarna. Poś ciel i rę czniki wrę cz przeciwnie są biał e, ale też nowe. W kuchni jest kuchenka, a nawet gaz. W przedpokoju sofa, fotel, lodó wka oraz telewizor plazmowy. Na pierwszy rzut oka wszystko ogó lnie jest bardzo dobre.
Cennik rezerwacji wynosił.176 USD za 8 nocy. Daję kierownikowi 200. A potem zaczyna mnie czymś wcierać . Ponieważ mó j angielski nie poprawił się od zeszł ego roku, intuicyjnie rozumiem, ż e czegoś chce. I ł atwo zgadną ć co. Pró buję dowiedzieć się , dlaczego dokł adnie? Na przykł ad dlatego, ż e mamy ł ó ż ko typu king size. I co? Jest w cenie!
Kró tko mó wią c, powtó rzył a się zeszł oroczna historia z rozwodem babci za materac dla Verki, prawie tyutelka w tyutelka. Tylko tym razem nie mieliś my przewodnika Sashy, któ ry wyjaś nił by wszystkie nasze nieporozumienia! Mama powiedział a, ucz się angielskiego!
Jestem szalenie zmę czony. Popchnę ł a Verkę do przodu, wyjaś niają c jej istotę problemu. Verka wyjaś nił a mu po rosyjsku, gł oś no i sylabami, ż e wszystko jest u nas zawarte! Wydawał się rozumieć , ale nadal stał na swoim miejscu. Kró tko mó wią c, mó wię , ile chcesz? Cał kowity? Po naradzie z majordomusem (podobno ile moż na na nas wł oż yć butó w) biurowy plankton zaczyna coś przeliczać na kartce i w efekcie pierwszy wyszedł z 280 kopiejek, został przekreś lony i Znowu napisano 230. Verka napisał a poniż ej 200 i zakreś lił a kó ł kiem. Pró bował się sprzeciwić , ale bezskutecznie. Ż elbet Vera nalegał a sama! Có ż , przynajmniej to się przyda!
Zostawiają c nas gospodyni, kierownik odjechał . Zaczę li rozbierać rzeczy.
Tylko ż e teraz nie był o absolutnie gdzie ich powiesić ! Był tylko stojak do suszenia. Cał kiem mał y. I kilka krzeseł . Wyją wszy wydruk z listą obiecanych dzwonkó w i gwizdkó w, ujawnili cał ą masę brakó w. Jakoś : moskitiera, akcesoria do grilla, wieszak na ubrania, butelka wody, szczoteczka do zę bó w, szampon, czepek pod prysznic, adapter, suszarka do wł osó w, ż elazko, prasa do spodni. Ze wszystkich powyż szych rzeczy, jedyne, czego naprawdę potrzebował em, to moskitiera i moż e trochę sprzę tu do grillowania, ponieważ mieliś my gotować ryby. Ale sł uż ą cy powiedział , ż e nie ma grilla. Być moż e bę dzie to w przyszł ym roku. Po co pisać , jeś li nie ma? A wzmianka o winie / szampanie to tylko ś miech! Sejf był zamykanym biurkiem. Tak! Idź wię c do niezweryfikowanych miejsc! Dobra, jakoś przetrwamy brak prasy do spodni.
A co ze ś niadaniem? Niesamowicie chciał em jeś ć . A ś niadanie bę dzie jutro!
Ohohohonyuszki! Chodź my poszukać kawiarni. Do nadmorskich nie jeź dziliś my, wiedzą c z doś wiadczenia, ż e tam jest droż ej. Wybraliś my kilka, naprzeciwko hotelu Lanka Supercoralls, w któ rym odpoczywaliś my podczas naszej ostatniej wizyty na cudownej wyspie. Siedzieliś my na drugim pię trze z widokiem na ulicę . Z gł odu zamó wili tak duż o, ż e nie mogli wszystkiego zjeś ć . Byliś my zaję ci.
Chodź my do supermarketu. Nie znaleź liś my tam nic ciekawego. Kupiliś my ż el Aloe Vera na wypadek oparzeń , maleń ką tubkę pasty do zę bó w z goź dzikami i maleń ką buteleczkę szamponu z awokado. A takż e herbatę masala w torebkach dla siebie i kawę mieloną dla Verki. Piwa nie kupiliś my, pamię tają c, ż e tam jest ciepł o. Kupiliś my go w sklepie niedaleko naszej willi. Czytał em, ż e opró cz wzrostu ceny rumu, zaczę li też sprzedawać piwo, komu jak bardzo lubią . Ale wyglą da na to, ż e ktoś kupił.200 w Hikkaduwie kilka miesię cy temu. Nieważ ne jak! Dał a sprzedawcom, któ rych był o co najmniej trzech, 600 rupii za trzy butelki - podobno za mał o!
Okazał o się , ż e kosztuje aż.280! Kapety! Na butelce znaleź liś my cenę - 230. Wkł adam w nią palec. Jeś li dobrze zrozumiał em ich niewyraź ne bulgotanie, jest to dodatkowa opł ata za to, ż e piwo jest ZIMNE!
Siedzieliś my na plaż y pod palmami, piliś my piwo i wracaliś my do domu, ż eby się zdrzemną ć . Po kilku godzinach odpoczynku zebrali się w koń cu do pł ywania. Chodź my do ż ó ł wi. W lagunie woda był a szalenie mę tna i brudna. Bagno. W kał uż y z ż ó ł wiami zatł oczonej przez tuzin gapió w. Moż e dlatego, a moż e po raz drugi nie był o ciekawie i oboję tnie przechodziliś my obok, ż eby zanurzyć się w gł ę biny, zerkają c na grzbiet ż ó ł wia. Verka ró wnież nie okazał a szczegó lnej ciekawoś ci. Generalnie jest dociekliwa i mał o dociekliwa.
Był o zachmurzone. Po przebraniu się w domu poszliś my poszukać stoiska z owocami na obiad. Robił o się ciemno. Sł oń ce schował o się za chmurami na dł ugo przed 18:00. A gdzie jest pię kny zachó d sł oń ca na Sri Lance? I nie! Pichał kę . Chcę Goaaaa!
Dobrze, ż e wokó ł domu był a doś ć szeroka szopa, pod któ rą siedzieliś my, delektują c się whisky z owocami.
Wę drują c tam iz powrotem, kierownik zaopatrzenia powiedział : „OOO, whisky! ”. Podpowiedź był a doś ć gruba, ale nie przyniosł a efektu. Kufa nie pę knie z przyjemnoś ci? Po porannym handlu nie wzbudził we mnie wspó ł czucia.
Tej nocy spał em bez tylnych nó g. I nic dziwnego.
O 7 rano, zgodnie z proś bą , podano nam ś niadanie. Nie w ł ó ż ku, na werandzie. Dzię ki staraniom gospodyni-straż nika-sprzą taczki, a w poł ą czeniu kelnera i kucharza. Kiedy zapytał em go, jak się nazywa, przedstawił się . Ale nie mogliś my nawet wymó wić tego zestawu dź wię kó w. W zwią zku z tym zapomniał em za minutę . Ś niadanie skł adał o się z torebek herbaty, pokrojonych owocó w i kilku tostó w z masł em i dż emem. Nie był o nawet jajka. Nie zostaniesz spalony. Ale w zasadzie miał em doś ć .
Postanowił em dzisiaj udać się do Unawatuna, aby znaleź ć tajemniczą plaż ę Jungle Beach. Autobusem. I lepiej bez zmiany w Halle. Poszliś my wię c na dworzec autobusowy i pró bowaliś my wsią ś ć do autobusu Colombo-Matara. Aha! Teraz! Był o wpó ł do sió dmej. Autobus był zapakowany i zabierał tylko dzieci w wieku szkolnym. Musiał em pojechać autobusem Hikkaduwa-Galle i tam się przesią ś ć . Có ż , jeś li tak jest, to pokaż emy Verce fort. A na począ tek kilka ś wią tyń Ś iwy - jedna biał a, jedna pomalowana.
Wę drowaliś my po forcie.
Był o gorą co. Musimy przenieś ć się na plaż ę . Po dotarciu do Unawatuny nie rozbierali się na miejscowej plaż y, bo myś lał em, ż e droga do plagi prowadzi przez buddyjski klasztor na gó rze.
Dlatego bez zatrzymywania się udaliś my się do podnó ż a wzgó rza, gdzie postanowiliś my usią ś ć w kawiarni i napić się drinka. Zamó wił em dwa mango i jeden ananas. 250 sztuk. Siedzimy i czekamy. Przyszedł kelner i powiedział , ż e nie ma ananasa. Dobra, przynieś trzy mango! Odszedł . Chciał em surfować po internecie. Poprosił em kelnera, któ ry przyszedł ponownie o hasł o z Wi-Fi. Powiedział , ż e nie ma wifi. I bez soku! Tak co to jest? Wstaliś my i ruszyliś my dalej. Po przejś ciu pię ciu metró w zobaczyliś my stoisko z menu w pobliż u kolejnej kawiarni. Tam ś wież e soki był y już wymienione po 170. Dobrze, ż e w poprzedniej kawiarni nie był o soku! Piliś my tutaj. To prawda, ż e z jakiegoś powodu nie mieli też Wi-Fi.
Wspię liś my się na pagó rek. Obeszliś my stupę , zrobiliś my zdję cie i ruszyliś my dalej.
Ale droga, któ ra wedł ug moich pomysł ó w powinna był a prowadzić na plaż ę , nie koń czył a się nigdzie! Cholera! Poszedł em zapytać mnicha o drogę .
Powiedział , ż e musimy wró cić do stó p i iś ć dalej drogą . Zejdź , chodź my. Spotkaliś my rosyjskoję zyczną rodzinę z dwó jką dzieci. Zapytali, czy jesteś my na dobrej drodze. Powiedzieli, ż e dobrze, ale iś ć na pó ł godziny. Patrzą c z pową tpiewaniem na nasze buty, powiedzieli, ż e są kamienie i nie damy rady przejś ć ! Ha! Tak, duż o kilometró w w gó rach zawijaliś my w klapkach na Krymie! Ś mieszny!
Droga zamienił a się w wieś . Nie widział em ż adnych wskazó wek. Musiał em ponownie zapytać miejscowych. Podnioswszy się trochę , zobaczyliś my ż ó ł te kokosy za 100 rupii na jednym jardzie. Na plaż y Hikkaduwa kokosy kosztował y podobno 150. Moż na by nawet znaleź ć.200, gdybym spró bował . Jeszcze dalej kosztują już.50. Dlatego nie mogł em przejś ć obok.
Nastę pnie droga zamienił a się w ś cież kę w ś rodku dż ungli.
W jednym miejscu przecinał go strumień , któ ry trzeba był o pokonać boso.
Kupił am dwa kawał ki smaż one w panierce, nie wiem jakie, i placek tró jką tny. Oba był y ostre. Verka mogł a jeś ć tylko ciasto z tró jką ta. I naprawdę nam się podobał o. Zapytał em wł aś ciciela, co to był o? Pierwsza to buł ka z jajkiem, a druga zapomniał am nazwy.
Koszt 50 rupii za sztukę . Pyszne, tanie.
Przyjechaliś my do Halle i poszliś my do supermarketu w pobliż u dworca autobusowego. Nadin65 udzielił mi bezcennych informacji, ż e moż na tam kupić krewetki. Chociaż nie znajdziesz ich na rynku w cią gu dnia z ogniem. Krewetki rzeczywiś cie istniał y. 1400 za kilogram. Kupił em funta. Oraz owoce, któ re okazał y się tu tań sze niż na targu Hikkaduwa. A takż e kerd ze sfermentowanego produktu mlecznego (podobno tak się to czyta). W Indiach też mó wią , ż e to mają , ale my nigdy tego nie pró bowaliś my. Nie widzieliś my tego, bo tego nie szukaliś my.
Pozostawiają c Vadika, aby ugotował krewetki, rzucił em się jak dzik do stoiska z piwem, nie zapominają c o wczorajszych butelkach. Dlatego piwo kosztował o mnie 250.
Swoją drogą , mił ą niespodzianką był o dla nas dowiedzieć się , ż e ś mieci są wywoż one w Sh-L, a nawet… sortowane! Pomimo tego, ż e plastikowe torby nie są tam jeszcze zakazane i są rozdawane za darmo w każ dym sklepie osobno na każ dy produkt, to te same torby nie rozwijają się , jak flagi na przydroż nych drzewach, jak na przykł ad nasze. I nigdzie nie widział em gó r zrobionych z plastikowych butelek. Ł adnie!
I dzisiaj nie był o już zachodu sł oń ca. Co wię cej, zaczę ł a się taka burza! Dudnił o tak bardzo, ż e chciał em wczoł gać się pod ł ó ż ko. Perelyak był leczony zalewaniem (przepraszam, nalewanie).
Nie spał em dobrze tej nocy. Nasze ł ó ż ko z Vadikiem był o naprawdę duż e, ale to nie uchronił o nas przed chrapaniem i komarami Verki. Konder dą ł prosto na mnie, nie mogliś my zmienić kierunku przepł ywu. Musiał em to wył ą czyć .
Pod prześ cieradł em jest gorą co. Otwó rz się - zostaniesz ugryziony. Wentylator dudni. W ż yciu nie ma szczę ś cia…