Japonia, Dzień 5. Kamakura i Jokohama, Wielki Budda, Świątynia Hasedera i japońskie Chinatau
Pią ty dzień wypeł niony był podró ż ami do mał ych miast są siadują cych z Tokio.
Ś wią tynia Hasedera w Kamakura skł onił a mnie do cofnię cia moich sł ó w o „zabawkowej” naturze ś wią tyń japoń skich. Przed posą giem jedenastogł owej bogini Kannon zamarł em w podziwie i stał em jak wroś nię ty w ziemię . Ma wielką sił ę . Prawie 10 metró w wysokoś ci pozł acany drewniany posą g jest najwyż szy w Japonii. Niestety nie moż na jej robić zdję ć.
W jaskini przy ś wią tyni moż na postawić ś wiece z ż yczeniami. Dla uł atwienia pisania ś wiece mają pł askie boki, to znaczy są kwadratowe w przekroju (patrz zdję cie).
Przy ś wią tyni znajduje się miejsce, do któ rego przychodzą matki nienarodzonych dzieci. Dzień po dniu, rok po roku kobiety wznoszą mał e kamienne posą gi buddó w, któ re na przestrzeni wiekó w przekształ cił y się w milczą ce hordy (patrz zdję cie). Uderza nie tylko pię kno, ale takż e ogromna liczba tych posą gó w.
Odwiedziliś my Statuę Wielkiego Buddy (patrz zdję cie). Imponują cy rozmiar, nic wię cej.
W centrum miasta na uwagę zasł uguje bulwar z ogromną iloś cią sklepó w. Wyrafinowane rę cznie robione pamią tki, torebki, szkł o ró ż nią się od chiń skich stempli, któ re panują w innych miejscach.
W nowoczesnym mieś cie Jokohama wspię liś my się na taras widokowy Land Mark Tower. Zastanawiam się , jak Japoń czycy nie boją się budować tak wysokich budynkó w z taką aktywnoś cią sejsmiczną . Jak wyjaś niono nam, technologia polega na zamontowaniu budynku na ł oż yskach, któ re pozwalają mu na swobodne poruszanie się w niewielkich odstę pach czasu. W nowych budynkach ł oż yska ż elazne został y zastą pione ł oż yskami pró ż niowymi. Na ostatnim pię trze Land Mark Tower dosł ownie się koł ysze – jest w cią gł ym ruchu, niezauważ alny dla oka, ale zauważ alny dla aparatu przedsionkowego.
Wieczorem zwiedziliś my japoń skie Chinatown. Wą skie uliczki, mnó stwo ludzi, brudne knajpki i wszę dzie czerwone „ś wiatł a” – prawie zapomniał am, ż e był am w Japonii.
Mał a, wystrojona ś wią tynia był a mniej znaczą cym punktem niż zbiorowy zakup chiń skich ciastek gotowanych na parze.