Prawdziwy obraz Cortiny.
Prawdziwy obraz Cortiny.
Jak wszyscy wiedzą , pierwszy dzień nie zawsze jest najł atwiejszy, ale moim zdaniem najtrudniejszy. W tej chwili siedzę na mię kkiej sofie, wycią gam nogi brzę czą ce ze zmę czenia i przewijam w gł owie cał y dzień...
I tak 3 godziny… Wydaje się , ż e jest rano, a wydaje się nawet nocą , nie rozumiem co, Toli wczoraj, a Toli dzisiaj… Za ś niegiem, ś niegiem, wirtualnym termometrem w iPhonie pokazuje -12º С. Nie chcę wstawać z mojego ciepł ego ł ó ż ka. . . ale, jak to mó wią , „za wszystko jest zapł acone” lub, jak mó wi moja mama, „hiba chcesz, musish! ”
…
Zbę dne był oby mó wienie o wszystkich procedurach przygotowania samolotu w warunkach zbliż onych do Dalekiej Pó ł nocy, każ dy powie „lecieliś my, wiemy…”. Wreszcie wystartował . 135 minut lotu dla niektó rych przeszł o niezauważ one, ale dla mnie cią gnę ł o się w nieskoń czonoś ć...Udał o mi się nakrę cić film, sfotografować ś wit, zagrać w pasjansa. . . kró tko mó wią c, jako „zabó jca” udał o mi się wypró bować wielu rzeczy " czasu. . .
BRAWA!!! ! ! Wreszcie Treviso!! !
Ale zrobiliś my tylko niewielką czę ś ć naszej dzisiejszej podró ż y. Przed nami jeszcze dł uga droga do miasta Cortina d'Ampez i jak się okazał o nie tylko podró ż z punktu A do punktu B. Musieliś my przesią ś ć się kilka pojazdó w, pokonać kilka przeł ę czy i spę dzić wiele godzin na… Poczuł em się jak bohater powieś ci Juliusza Verne'a, Philias Fogg, na począ tku swojej podró ż y dookoł a ś wiata w 80 dni.
Pierwszym pojazdem był autobus miejski numer 6, któ ry zawió zł nas na stację kolejową w Treviso. Potem był pocią g, nie powiem ci w jakim numerze, z miasta Treviso do miasta Mestre. Idziemy znowu autobusem Mestre – lotnisko Marco Polo w Wenecji. I dopiero potem autobus do Cortiny
Co mogę powiedzieć!!!!! !
Nie pierwszy raz jestem w gó rach i nie pierwszy raz w Dolomitach, ale albo poprzednie wraż enia jakoś wymazał y mi się z pamię ci, albo naprawdę był o tak pię knie!!! ! ! Z każ dym zakrę tem drogi otwierał o się przed naszymi oczami coraz wię cej nowych widokó w, a każ dy z nich był lepszy od poprzedniego. Oczywiś cie ani zdję cia, ani filmy z okna autobusu w peł ni nie oddają moich uczuć , gdy widzę „biał ą naturę Wł och”, wystarczy wł ą czyć wyobraź nię i zobaczyć wszystko moimi oczami.
Nasza firma nawet nie zauważ ył a, jak nasz autobus dotarł do celu. Cortina!
Cortina spotkał a nas z cudowną pogodą . Poł udniowe sł oń ce delikatnie ogrzał o zamarznię te twarze Kijowa. Oko cieszył y niskie, znowu jak na kijowskie standardy, domy z absolutnie niewyobraż alnymi czapami ś nież nymi.
Do zakwaterowania wynaję liś my mieszkanie w centrum miasta. A wię c apartamenty. . . Dł ugo nie mogliś my znaleź ć potrzebnego nam adresu. Przekrę caliś my mapę miasta w ten i inny sposó b, znaleź liś my naszą wypoż yczalnię sprzę tu, znaleź liś my hotel, któ ry powinien znajdować się w pobliż u tego adresu, ale sam dom był niewidoczny… Musiał em zadzwonić do wł aś ciciela. Wł aś ciwie myś lał em, ż e nas spotka, ale go tam nie był o. Powiedział , gdzie iś ć (okazał o się , ż e dom jest 15 metró w od miejsca, w któ rym staliś my)...i tyle. Na miejscu nikogo nie był o, drzwi wejś ciowe był y zamknię te, nikt nie odbiera telefonu do mieszkania z nazwiskiem wł aś ciciela...co mam zrobić ? ? ? Musiał em zadzwonić ponownie.
Wreszcie zostaliś my przywitani. . . ale nie przez gospodarzy. Wyszł a do nas para, z wyglą du, powiedział bym, ż e to Meksykanie, w przyszł oś ci nazwaliś my ich tak mię dzy sobą . On jest tragarzem, a raczej konsjerż em, ona pokojó wką , czy po prostu sprzą taczką . Pierwszą rzeczą , jakiej od nas zaż ą dali, był a pł atnoś ć...w holu! ! ! Jesteś my trochę oszoł omieni taką bezczelnoś cią! ! ! Mó wimy, ż e jeszcze nic nie widzieliś my, za co zapł acimy. . . Weszliś my do mieszkania. Muszę powiedzieć , ż e podobał y nam się apartamenty zaró wno na pierwszy rzut oka, jak i na drugi...Jedna rzecz, Internet zadeklarowany w Internecie, przepraszam za moją tautologię , nie okazał się , ale wszystko odpowiadał o opisowi na stronie.
Apartamenty są typowo wł oskie. W ż adnym innym kraju nie widział em takiej sterty ró ż nych bezuż ytecznych drobiazgó w. Tylko Wł osi to uwielbiają . Ponadto w niektó rych pokojach naszych apartamentó w panuje zupeł ny eklektyzm styló w i epok.
W skró cie, moż esz ż yć .
Pierwsze wraż enie Cortine był o wspaniał e, ale wieczorem miasto wydawał o się cał kowicie bajeczne. Na wszystkich ulicach jest mnó stwo ró ż nych iluminacji, na wszystkich dachach, na wszystkich balkonach zwisają girlandy, nad drogą wiszą gwiazdy ró ż nej wielkoś ci. Moja dusza oszalał a!! ! ! Przed wyjazdem kupił em nowy filtr do mojego aparatu, belkowy, teraz moż esz docenić to pię kno. . .
Chcę od razu zrobić jeden anty-recenzję...Na jakiejś stronie wyczytaliś my, ż e resort jest drogi, wieczorami panie w futrach i szpilkach przemykają po ulicy, kelnerzy w restauracjach w drogich garniturach. . . Z jakiegoś powodu nie widzieliś my. . . Wszę dzie zwykli turyś ci, wszyscy w narciarskich kurtkach, trampkach, dż insach. Restauracje mają zwinnych kelneró w, ceny są wszę dzie demokratyczne (oczywiś cie nie pojechaliś my do Sabaudii, przeszliś my przez restauracje w centrum). Zjedliś my kolację w restauracji Cinque Tore za 13 euro od osoby, oczywiś cie wzię liś my pizzę , no có ż , bez niej we Wł oszech wino i sł ynny wł oski deser - tiramisu. Pizza był a po prostu nie do pochwał y, nie jedliś my. Po pierwsze - rozmiar. . . wzię liś my mał y, ale ten mał y był jak nasz ogromny. Ciasto jest super cienkie, nadzienie, któ re wzię liś my z prosciutto i pieczarkami, po prostu wypadał o z każ dego kawał ka. A smak!! ! ! nadzwyczajne!!! !
Ostatnim punktem kolacji, a generalnie przez cał y dzień , był o tiramisu. . . Ummmm. . . nie oblizaliś my palcó w, ale zeskrobaliś my miski i prawie poł knę liś my ł yż ki.
Sł oneczny poranek zastą pił spokojną dolomitową noc.
Miasto się obudził o. Wiele sklepó w i kawiarni został o ponownie otwartych. Nasz skibus wesoł o zawió zł nas przez wą skie uliczki miasta. Pojechaliś my do Socrepes.
Wszystko kiedyś się koń czy, a my jesteś my w punkcie koń cowym… a raczej w punkcie startowym naszej jazdy na ł yż wach.
Cudowny krajobraz otworzył się przed naszymi oczami. Pasmo gó rskie z miejscami rosną cymi, a miejscami powalonymi zeszł oroczną lawiną , jodł ami, wycią giem krzeseł kowym i niebieskim szlakiem. Muszę od razu powiedzieć , ż e począ tkowo tor wydawał się trudny, ale po przestudiowaniu jego topografii i ustaleniu dla siebie najbardziej optymalnej trajektorii jeź dził em na ł yż wach pierwszego dnia bez incydentó w.
Nastę pnego ranka byliś my „zadowoleni” z oł owianego nieba. Po konsultacjach nasza tró jca doszł a do powszechnego przekonania, ż e nie warto przerywać jazdy na nartach z powodu zł ej pogody, ale wyjazd w nowe miejsce jest ryzykowne. Znowu pojechaliś my do Sokrepes. Tak czy inaczej, ale wcią ż ten sam utwó r przeszkadza. Po raz kolejny, patrzą c na mapę , postanowiliś my się trochę przesuną ć...W pobliż u wjedź jednym wycią giem i zjedź po torze do nastę pnego wycią gu, znajduje się kolejny teren narciarski Pokol.
Jaki ł adny niebieski tam biegnie! ! ! Jeź dziliś my kilka razy z wielką przyjemnoś cią . Szkoda tylko, ż e dzień dobiegał koń ca, sł oń ce nie wyszł o zza chmur i musieliś my zakoń czyć dzień .
Wieczó r spę dziliś my na zakupach. Uznał em, ż e zdecydowanie muszę kupić maskę do jazdy na nartach (wcześ niej jeź dził em w zwykł ych okularach przeciwsł onecznych).
Sklepy sportowe mają niewielki wybó r i ogromne ceny. Wię c bez kupowania czegokolwiek, zerkają c na miejscową publicznoś ć , wró ciliś my do naszych mieszkań .
Och! ! ! Co za radoś ć! ! ! Nastę pny poranek zaczą ł się oszał amiają co pię knym ś witem. Wierzchoł ki okolicznych gó r stał y się ró ż owe i stopniowo ten ró ż ogarną ł wszystko dookoł a. Dopiero teraz rozumiemy, czym są Ró ż owe Dolomity. . .
Ale niestety pię kno, któ re nas otacza, to poezja, ale jest też proza ż ycia. Przez cał y ten czas brakował o nam jednego. Niestety nie moż emy się już obejś ć bez ró ż nych dobrodziejstw cywilizacji, a bez Internetu jesteś my jak bez rą k, bez oczu, bez uszu i. . . Bó g wie czego jeszcze. Tak, mó j drogi czytelniku, z internetem w Cortinie napię tym. Agencja informacyjna poinformował a nas, ż e w mieś cie są.2 bezpł atne punkty internetowe, jeden w kawiarni Royal, a drugi. . . w jakiejś innej kawiarni. Natychmiast ostrzegam, weź filiż ankę kawy i uż yj. Dlaczego nam tak powiedzieli, zrozumieliś my dopiero, gdy podeszliś my do kawiarni. Na ulicy nie ma internetu. Tak, a w ś rodku musisz takż e usią ś ć w normalnym miejscu, aby rysować .
*
Tego dnia, teraz nie powiem któ ry, wszystkie dni był y do siebie podobne i ró ż nił y się tylko miejscem jazdy na nartach… Tak wię c tego dnia postanowiliś my wspią ć się na Tofanę . Pogoda był a sł oneczna, spokojna, a tylko szczyt gó ry pokrył jakiś rodzaj biał ego pył u.
Nie przywią zywaliś my wagi do tego zjawiska i zał oż ywszy na ramiona narty i buty, ś miał o ruszyliś my do wycią gu. Po pokonaniu pierwszej czę ś ci trasy dotarliś my do mał ego peronu. W dolinie leż y nasze miasto.
Od tego momentu wyglą dał jak zabawka. Mał e domki w biał ych czapkach, wą skie uliczki i centralny koś ció ł , wzdł uż tutejszej Duomo, a wszystko to zalane promieniami porannego sł oń ca. Pię kno!! !
Wszystko był o w porzą dku, dopó ki budka nie zaczę ł a się koł ysać , tak ostro i namacalnie! Wreszcie wylą dowaliś my. Znak na murze mó wił , ż e nasza wysokoś ć wynosi 2470 metró w nad poziomem morza. Gdy tylko otworzył y się drzwi naszej gondoli powietrznej, powitał nas przeszywają cy wiatr i drobne okruchy ś niegu. Na tarasie widokowym był o jeszcze zimniej. Wydawał o się , ż e wiatr przenika do koś ci. Okruchy ś niegu mał e igł y wbijane w twarz. O wspinaczce na sam szczyt gó ry Tofana,
na wysokoś ć.3243 m n. p. m. nie był o mowy. Niewielka przyczepa z ogromnym ś niegiem koł ysał a się samotnie na molo, swoim wyglą dem budził a melancholię , a jednocześ nie budził a strach. Zorganizowaliś my ekspresową sesję zdję ciową i wyruszyliś my w drogę powrotną .
Na karcie napisano, ż e w drugiej czę ś ci windy znajdują się dwa niebieskie tory, jeden schodzi na najniż szy, do miasta, a drugi do starej windy. Wiek wycią gu był bardzo ł atwy do ustalenia. Miał duż y plakat z informacją , ż e winda jest otwarta na igrzyska olimpijskie w 1956 roku. Ten fakt jakoś znikną ł nam z oczu i ś miał o rozpoczę liś my zejś cie. . .
Tor skrę cał ostro w lewo od począ tku. Odważ nie nadepną ł em na nią i zaczą ł em schodzić . Wszystko był o w porzą dku, jechaliś my wą ską drogą o lekkim nachyleniu. Po prawej i lewej stronie rosł y ogromne jodł y i modrzewie. Cisza i spokó j był y naszymi towarzyszami. Ale tutaj tor zaczą ł nabierać nachylenia, jednocześ nie skrę cają c w prawo. Co jest za rogiem? Stał o się to jakoś niewygodne. Zwolnił em, a potem cał kowicie się zatrzymał em. Był o już za pó ź no, ż eby się cofną ć , był o tylko jedno wyjś cie, wdrapywanie się po zboczu. Tak wię c, naprzemiennie zjazd normalny ze skrobakiem, dotarł em do windy. Podcią gną ł nas stary ś wierkowy fotel. Wszystko rozumiem, rzadkoś ć , przypomnienie dawnej sportowej ś wietnoś ci. . . ale już czas wymienić ten fotel!! !
Nie czerpią c przyjemnoś ci ani z jazdy na nartach, ani ze wspinaczki, wypiliś my filiż ankę bombardino, zrobiliś my jeszcze kilka zdję ć i poszliś my do domu.
Myś lę , ż e był oby zbyteczne opowiadanie historii o każ dym z naszych zwyczajowych dni na ł yż wach. Wszystkie był y jak dwa groszki w strą ku, z tą tylko ró ż nicą , ż e pogoda był a lepsza lub gorsza. Jeź dziliś my gł ó wnie na Socrepes i Pokol, czerpaliś my wiele przyjemnoś ci ze stokó w, z ich ró ż norodnoś ci i mnogoś ci, a takż e z charakteru pogody i wszystkich innych czynnikó w.
… W tym przypadku czerwony tor został zamknię ty na Sokrepes na 2 dni i zorganizowano na nim tor slalomowy. Dla nas osobiś cie konkurencja przeszł a zupeł nie niezauważ ona. Ale wieczorem nie przegapiliś my ceremonii wrę czenia nagró d.
Na gł ó wnym placu, w pobliż u Duomo, wystawili duż ą scenę . Wspinali się na nią najlepsi uczniowie szkó ł ek narciarskich Cortiny przy akompaniamencie miejscowej orkiestry dę tej. Dwó ch kolorowych prezenteró w, z dowcipami i ż artami, ogł osił o zwycię zcó w. Orkiestra grał a uroczystą muzykę . Zwycię zcy wspię li się na scenę , zaję li miejsca na stopniach piedestał u, dostali. . . szklany talerz i. . . wszystko!! !
Nastę pnego dnia, gdy pomocnicy pracowali peł ną parą przy demontaż u trybun na torze, pró bował em zjechać po tym bardzo konkurencyjnym torze. Co mogę powiedzieć! ! ! W niektó rych miejscach czuł em się jak zwycię zca, któ ry staną ł na pierwszym stopniu, nawet ż artował em, czy dadzą mi talerz na koń cu toru? ? ? Ale w niektó rych miejscach czuł em się jak powolny ż ó ł w, któ rego zakł adano na narty, ale nie mó wili mi, jak jechać . Wstyd! Miejscami drapał em tak mocno, ż e wstydził em się siebie. Ale mimo to mijał em tor, a nawet kilka razy.
Nadszedł dziesią ty dzień , nie ostatni, ale najważ niejszy w cał ej naszej podró ż y i cał ej mojej „fascynują cej” historii. Należ y zauważ yć , ż e dzień przed w/w datą pogoda gwał townie się pogorszył a. Spadł cię ż ki ś nieg. Stał o się trudno jeź dzić , pokrywa ś nież na na stokach podnosił a się , granice narciarskie nie zdą ż ył y jej przetoczyć . Ale nie traciliś my przytomnoś ci umysł u, jechaliś my z przyjemnoś cią , a na koniec dnia mieliś my nawet sesję wideo.
Dzisiejszy poranek w ogó le nam nie przeszkadzał . Znowu wyją ł em aparat i zaczą ł em fotografować wszystko wokó ł mnie. Krajobraz trochę się zmienił , ale nawet mnie to uszczę ś liwił o.
Po ś niadaniu postanowiliś my udać się na dworzec autobusowy i kupić bilety autobusowe. Jutro musimy wyruszyć do Treviso. Zgodnie z planem mamy kolejny dzień zwiedzania Wenecji.
Pierwszym nieprzyjemnym momentem był o to, ż e nasza kró tka droga do dworca autobusowego, po schodach mię dzy domami, był a tak zasypana ś niegiem, ż e nie moż na był o nią przejś ć . Ten fakt nie powstrzymał nas, a nawet nie zaalarmował . Obeszliś my się . Na dworcu autobusowym przywitał a nas cisza. Kilka autobusó w stał o ż ał oś nie w zaspach, stał o się jasne, ż e nikt do nich nie wsią dzie. . . W oknie firmy Cortina Express zaskoczył a nas nieoczekiwana wiadomoś ć...Cortina był a zablokowana! ! ! Byliś my uwię zieni wysoko w gó rach. Ż aden transport, nawet lokalny, nie jedzie. Mieszkań cy przyzwyczajeni do tego stanu rzeczy nie są szczegó lnie zniechę ceni. Turyś ci, któ rzy niedawno przybyli, spokojnie spacerują po mieś cie… Kró tko mó wią c, paniki nie ma. I mamy zasadzkę! ! ! Wczoraj zostawiliś my narty do przechowywania przy torze. Có ż , Tanya i ja mamy wypoż yczony sprzę t, moż emy wejś ć i uzgodnić wypoż yczalnię , ale Natasza ma swó j wł asny, musi go odebrać wszelkimi sposobami, a im szybciej, tym lepiej. Ale skibusy nie jeż dż ą , a do wycią gu jest godzina marszu. Co robić? ? ? Zdecydowaliś my się na spacer i powró t na nartach. Nie wcześ niej powiedziane, niż zrobione. Ale w naszym przypadku nie wszystko jest takie proste. Ruszamy w drogę .
Ulice miasta są mniej wię cej oczyszczone, a my ż artują c i ś mieją c się , przeszliś my przez centrum w kierunku wycią gu narciarskiego. Po chwili ż arty i ś miech się dla mnie skoń czył y. Czuję . Najbardziej irytują ce jest to, ż e nigdy nie upadł em na torze, ale tutaj, prawie na pł askiej drodze, tak mocno się rozbił em, a nawet na rę kę . Pierwsze wraż enie - no có ż , wszystko skoczył o! zł amał a rę kę . Pró bował em poruszyć rę ką , okazał o się - wydawał o się . Wszystko skoń czył o się siniakiem i lekkim zwichnię ciem. Resztę drogi zrobił em bardzo ostroż nie, od czasu do czasu masują c posiniaczone ramię .
Jakie był o zaskoczenie pracownikó w przechowalni bagaż u, gdy nasza tró jka pojawił a się na ich progu. Wyobraź sobie trzy dziewczyny, torturowane dł ugą przeprawą biegową , pokryte ś niegiem. . . Obraz nie jest przyjemny. Najciekawsze jest to, ż e nie mieli poję cia, dlaczego się do nich trzymaliś my. . .
Ale chł opcy byli zabawni. Dali nam narty i buty i patrzyli, jak się pakujemy. Okazał o się , ż e w moim plecaku nie ma dwó ch butó w narciarskich. Jeden jest po prostu ś wietny, ale dwa nie! Co robić ? Musiał em wł oż yć jeden but do plecaka, a drugi przypią ć do karabiń czyka na zewną trz. Chł opaki się pokł ó cili, przynieś li mi torbę i przywią zali ją do buta.
Jestem gotowy.
Tanya zrę cznie zarzą dzał a swoimi butami, bez problemu zmieś cił y się w jej plecaku. Natasza generalnie spodziewał a się nosić buty w torbie, ale chł opaki ją przekonali, zapinali je na rzepy, pakowali osobno w torby i powiesili na jej ramieniu. Po mił ym poż egnaniu i zał oż eniu nart na ramiona ruszamy w drogę powrotną .
Ś nieg nie chciał przestać , samochody co jakiś czas przejeż dż ał y przez jezdnię , my powoli zjeż dż aliś my w dó ł . Chciał bym powiedzieć , ż e droga przeszł a bez incydentó w, ale i tak wydarzył o się jedno zdarzenie. W pewnym momencie nawet nie rozumiał em, jak Natasza się poś lizgnę ł a. Był oby bardzo zabawnie, gdyby nie był o tak smutno. Biedna Natasza, rozrzucają ca kije w ró ż nych kierunkach, upuszczają ca narty, wycią gnię ta na ś rodku drogi.
*
W koń cu nasza karawana dotarł a na gł ó wny plac miasta. A potem Tanya i ja wpadliś my na genialny pomysł , ż eby zorganizować sesję zdję ciową na nartach w ś rodku miasta. Rozbawiwszy lokalną publicznoś ć wystarczają co, po wykonaniu kilku mniej lub bardziej udanych uję ć , poszliś my oddać nasze narty.
Resztę dnia spę dziliś my na zakupach. Nie jest tajemnicą , ż e najlepszą pamią tką z Wł och jest torba na zakupy. Kieł basa, ser, bombardino, kawa, sł odycze – to kró tka lista mojej walizki.
Nastę pnego ranka nic się nie zmienił o. Sprawdziliś my apartamenty, wzię liś my walizki i poszliś my w kierunku dworca autobusowego.
Co za cud! ! ! Karnet nareszcie otwarty! Po zakupie biletó w, przekazaniu rzeczy do przechowalni bagaż u udaliś my się na ostatni deptak wzdł uż Cortiny. Oczywiś cie wszystko skoń czył o się w supermarkecie. A najciekawsze jest to, ż e w cią gu ostatnich kilku godzin wydaliś my wię cej pienię dzy niż poprzedniego wieczoru.
Kupowane są ostatnie pamią tki, rzeczy ł adowane do bagaż nika autobusu. Zaję liś my nasze miejsca. Hurra! Podró ż powrotna już się rozpoczę ł a.
Wyjazd z miasta trwał bardzo dł ugo. Nasz autobus jechał po zaś nież onych ulicach. Uzbroiliś my się w kamery i kamerę i zaczę liś my filmować wszystko przez okna autobusu.
Stopniowo krajobraz się zmieniał .
Ś nieg robił się coraz mniejszy, w pewnym momencie zdał em sobie sprawę , ż e autobus jakoś podskakuje. Nasz kierowca zrobił postó j techniczny i zdją ł ł ań cuchy z kó ł . Autobus jechał szybko po czystej autostradzie.
Treviso spotkał o nas przy pochmurnej pogodzie.
Wcześ niej uzgodniliś my z wł aś cicielami naszego hotelu transfer naszych rzeczy. Bardzo dzię kujemy, nie zawiedli nas, gdy nasz autobus podjechał na przystanek poś redni, już na nas czekali.
Po spakowaniu bagaż y wró ciliś my do autobusu i, już lekko, poszliś my na spacer do Wenecji.
Nie przewidywano powodzi w Wenecji. Powoli ruszyliś my w kierunku mostu Realto i Piazza San Marco. Wą skie uliczki, kanał y, czę ste mosty i kł adki, gondole koł yszą ce się miarowo na molo, tak wspominam Wenecję po pierwszej wizycie. . .
Nic się nie zmienił o, wydaje się , ż e czas zamarł i ż e warto skrę cić za ró g, a na spotkanie z tobą , hał aś liwym tł umem weneckiego karnawał u pojawi się Marco Polo, a nawet sam Giacomo Casanova.
Robi się ciemno. Miasto się zmienił o. Zapalił y się wieczorne ś wiatł a. Piazza San Marco był szczegó lnie dobry.
Mgł a, któ ra opadł a nisko, spowił a dzwonnicę katedry, przyciemniają c ś wiatł o latarni, stwarzał a wraż enie czegoś nierzeczywistego, niewytł umaczalnego, nie bajecznego, ale raczej chimerycznego. Dzwon na wież y zegarowej uderzył.7 razy. Wszystkie sklepy po kolei zaczę ł y się zamykać , miasto zaczę ł o pustoszyć . Wró ciliś my. Im dalej zagł ę bialiś my się w wą skie uliczki, tym straszniejsze się to stawał o.
Po nocnej wę dró wce po Wenecji i kró tkim objeź dzie udaliś my się na dworzec kolejowy. Nogi szumiał y ze zmę czenia. Mieliś my jedno pragnienie, aby szybko dostać się do hotelu...
Ostatni poranek był ponury. W Treviso padał o lekko. Po ś niadaniu postanowiliś my skorzystać z ż yczliwej oferty wł aś cicieli hotelu i odbyć kró tkie zwiedzanie miasta. Zał adowaliś my swoje rzeczy do samochodu, ż eby nie wracać po nie, pojechaliś my do centrum. Po drodze Lorenzo, poł ą czywszy jednocześ nie dwie pozycje kierowcy i przewodnika, o czymś mó wił . Ponieważ nie rozumiał em go dobrze, sł uchał em pó ł ucha i jednocześ nie cieszył em się widokami starej czę ś ci miasta.
Należ y zauważ yć , ż e Treviso jest niezasł uż enie zapomniane przez turystó w. Bliskie są siedztwo Wenecji przyć mił o jej blask i pię kno.
W pewnym momencie wydawał o mi się nawet, ż e już go widział em i dopiero wtedy zdał em sobie sprawę , ż e widział em Weronę , a Treviso jest do niej bardzo podobny.
W cią gu kilku godzin Lorenzo zdoł ał pokazać nam najciekawsze miejsca, opowiedział kilka ciekawych historii.
Uważ ano, ż e ten mę ż czyzna kocha swoje miasto i chce się z nami podzielić tą mił oś cią .
Czas miną ł niezauważ ony i oto jesteś my na lotnisku.
Poż egnaliś my się z Lorenzo jak stary przyjaciel, chociaż znaliś my go tylko jeden dzień . Był o w tym poż egnaniu coś wzruszają cego, jakby dla nas był o uosobieniem cał ych Wł och. Ale ż egnają c się , mamy nadzieję na nowe spotkanie z Wł ochami i Lorenzo.
Analizują c te 12 dni, mogę stwierdzić , ż e mimo drobnych kł opotó w nasz wyjazd zakoń czył się sukcesem. Jeź dziliś my na "Hurra!! ! ". Zdobył nowe wraż enia, zasmakował nowego regionu narciarskiego, poczuł , jak to jest być odcię tym od ś wiata (nie wiem jak na Ukrainie, ale we Wł oszech ta sytuacja nie przeraż ał a i nie mę czył a), spacerował a po zimowej Wenecji, wyjechał a kawał ek mojego serca w Treviso. . . generalnie speł nił y, a nawet nieco przepeł nił y nasz program. Szczerze mó wią c, w mojej gł owie już dojrzewają nowe plany na nastę pne wakacje.
Moje myś li są zdezorientowane i zdezorientowane, chciał bym, aby pochodził o z wraż eń z koń czą cej się podró ż y, ale prawdę mó wią c, winę za wszystko ponosi turbulencja, któ ra nie ustał a już od godziny. . .
Wreszcie ogł oszono, ż e nasz samolot zaczą ł schodzić i lą dował na lotnisku Ż uliany.
Promienie zachodzą cego sł oń ca zabarwił y Ziemię na czerwono. Wita nas zaś nież ona Ukraina, a wraz z nią nowe ż ycie codzienne, nowe trudnoś ci i nowe nadzieje na nowe przygody.
KONIEC.