Barcelona. Dzień 2. Wycieczka europejska część 5
Rano obudził em się z okropnego przezię bienia! Z okien wiał o, szkodliwa recepcjonistka wył ą czył a nam klimatyzację . Jakoś po wzię ciu prysznica poszliś my coś zjeś ć . Hiszpań ska kuchnia, któ rą spró bowaliś my wcześ niej wieczorem, nie zrobił a na nas wię kszego wraż enia, był a zbyt tł usta. Poszliś my na kawę do McKwacza - miejsca ś wiatowej toalety kulowej i Wi-Fi. Nawiasem mó wią c, Wi-Fi w Hiszpanii jest jakoś ciasne. Wszę dzie tam, gdzie pró bowaliś my poł ą czyć się z tak zwanym „punktem darmowego Wi-Fi”, wszę dzie oferowano opł atę za usł ugę . Inne punkty dostę pu oferowane do odwiedzenia niektó rych stron internetowych. Ponieważ nasz hiszpań ski jest bardzo ciasny, szturchnę liś my tam, gdzie dotarliś my i dopiero po tym udał o nam się poł ą czyć . Czasami poł ą czenie dział ał o przez ograniczony czas, ale wcale nie jesteś my zbyt leniwi, aby ponownie zaczepić i obiecać coś przeglą darce!
Na ten dzień zaplanowaliś my pił kę noż ną i Gaudiego. Z hotelu dotarliś my na Uniwersytet, a nastę pnie na mapę do domó w zbudowanych przez Gaudiego. Pierwszą rzeczą , któ rą zauważ yliś my, był Casa Batllo (House of Bones).
Fantazyjna architektura, niezwykł e balkony. Postanowiliś my nie wchodzić do ś rodka. Wę drował em i doś ć.
Jedź dalej prosto Str. De Gracia dotarliś my do domu Mili (La Pedrera). Kiedy patrzysz na ten budynek, zdajesz sobie sprawę , ż e masz halucynacje. Podł ogi zdawał y się topić pod sł oń cem, a dach zaraz się ruszy. Dom jest bardzo dziwny, a wystró j zewnę trzny i dach z zabawnymi budynkami, patio i pokoje - wszystko jest bardzo niezwykł e i niebanalne. Wejś cie kosztuje 15 euro. Najpierw weszliś my na dach, wę drowaliś my wś ró d hał aś liwych ucznió w, pró bowaliś my sfotografować coś innego niż oni, podziwialiś my widoki miasta, a potem pię tro po pię trze zwiedzaliś my dom.
Aby dostać się na stadion Camp Nou, pojechaliś my najbliż szą Casa Mila stacją metra Diagonal, a linią L3 dotarliś my do przystanku Les Corts. Przejazd metrem kosztuje 2 euro, ale moż na wzią ć bilet grupowy, co powinno zaoszczę dzić pienią dze.
Wizyta na stadionie FC Barcelona był a czę ś cią naszego obowią zkowego programu.
Biorą c pod uwagę moją , delikatnie mó wią c, niechę ć do pił ki noż nej, wydawał o się to doś ć dziwne, ale có ż moż na zrobić dla ukochanych mę ż czyzn, któ rzy czekali na pamią tki. Z metra prosto ulicą Trav. de les Corts dotarliś my do stadionu. Camp Nou trochę nas zaskoczył . Zewnę trznie jest absolutnie bez smaku, szary. Ledwo widoczne flagi klubowe.
Począ tkowo planowaliś my odwiedzić muzeum i wejś ć na taras widokowy, ale w tym czasie zespó ł trenował i nikogo nie wpuszczano. Zaproponowano nam spacer przez pó ł godziny, a potem za TYLKO 20 euro udaliś my się do muzeum i na platformę z widokiem na pole. Nasze oczy się rozszerzył y! ILE? ? ! ! 20? ? ! ! Nigdy nie widział em takiego idiotyzmu. Za oglą danie prac Dalego, Picassa, Rembrandta i innych ś wiatowych artystó w zapł aciliś my po 9-10 euro, ale tutaj warto zapł acić tylko 20 euro za widok pustych miejsc i zielonego pola. Jednocześ nie bilet na dowolny mecz moż na kupić za 35 euro i cieszyć się zaró wno stadionem, jak i spektaklem.
Trzeź wo oceniliś my chę ć (a raczej jej brak) zwiedzenia stadionu i udaliś my się do sklepu z pamią tkami. Tutaj już zaczę liś my wą tpić , czy to jest muzeum? Hiszpanie sł yną z robienia interesó w w pił ce noż nej. Dwupoziomowy sklep wypeł niony jest ró ż nego rodzaju bibelotami, zdję ciami, zabawkami w wieku od 0 do 100 lat, na każ dy gust, z naklejonym hologramem i napisem Madi in China. Mimo niezbyt komicznych cen ludzie wiosł ują w pudeł kach z pamią tkami. I nic dziwnego, w obszarach turystycznych, na samym breloczku opakowanie osią ga 50%, a na stroju pił karskim 100-200%.
Gdy tylko wyszliś my ze sklepu, zauważ yliś my ruch w pobliż u parkingu. Zebrał a się tam mł odzież , ś piewają c piosenki i krzyczą c „Messi! »czekanie na przyjazd zawodnikó w po treningu.
Staliś my przez chwilę , ś mialiś my się z mł odych fanó w i szliś my dalej. Gdy tylko odeszliś my od stadionu, za nami rozległ y się krzyki, a z bramy wyskoczył ś nież nobiał y sportowy samochó d.
Ech...ksią ż ę , prawie na biał ym koniu...tylko kto tam naprawdę był , nie był o nam dane się dowiedzieć.
Po drodze poszliś my do supermarketu, kupiliś my ogromną bagietkę , sok i trawią c to wszystko, poszliś my na Dworzec Centralny (Estacio de Sants). Nastę pnego dnia mieliś my wyjechać pocią giem do Figueres, ale nie udał o nam się kupić biletó w przez Internet. Na dworcu powiedziano nam w zaś wiadczeniu, ż e bilety moż na kupić tylko przed odjazdem. Nie pozostał o nic innego, jak polegać na losie i mieć nadzieję , ż e nie bę dzie problemó w z biletami.
Zeszliś my do metra i dotarliś my do La Rambla (Liceu), a potem zdecydowaliś my się na dł uż szy spacer po Dzielnicy Gotyckiej. Duż o spacerowaliś my, wł ó czyliś my się po ró ż nych ulicach, zaglą daliś my do katedr, natykaliś my się na niesamowicie przytulne dziedziń ce z fontannami i uspokajaliś my się dopiero, gdy zaczę ł o padać.
Na obiad wybraliś my lokalny targ Bakaria z ró ż nymi smakoł ykami, a resztę kupiliś my w supermarkecie.
Tego wieczoru zasnę liś my o godzinie 7. Zmę czenie ostatnich dni w koń cu wpł ynę ł o na nasze ciał a, skurcze mię ś ni, a oczy odmó wił y otwarcia się na widok poduszki.