Sacha Lodge 3*– Opinie

2
Ocena 7.010
na podstawie
2 opinii
7.0 Numer
8.0 Usługa
8.0 Czystość
6.0 Odżywianie
6.0 Infrastruktura
Położona w prywatnym rezerwacie ekologicznym Amazonii, wydaje się być specjalnie stworzona, aby dać swoim gościom prymitywne poczucie zagubienia się w świecie dzikiej przyrody. Główną koncepcją Sacha Lodge jest ekoturystyka, która przejawia się tutaj we wszystkim. Małe, schludne bungalowy kryte strzechą są zbudowane z tradycyjnych materiałów i doskonale komponują się z otaczającym krajobrazem. Niemniej jednak bungalowy są wyposażone we wszystko, czego potrzebujesz, abyś mógł zregenerować siły po długiej eksploracji amazońskiego lasu deszczowego. Hotel oferuje malowniczy widok na jezioro Pilchikocha.Więcej →
аватар donnamouse
 •  podróżował 14 lat wstecz
Ocena 7.0
Przejdź my do historii wyprawy do Amazonii. Osoba erudyta oczywiś cie mnie obali - czym jest Amazonka w Ekwadorze? No dobrze, nie do Amazonii, wię c do selwy amazoń skiej - basen jest wspó lny! Mó wią c dokł adniej, rzeka Napo przepł ywa przez Ekwador – jeden z gł ó wnych dopł ywó w Amazonki. … Już ▾ Przejdź my do historii wyprawy do Amazonii. Osoba erudyta oczywiś cie mnie obali - czym jest Amazonka w Ekwadorze? No dobrze, nie do Amazonii, wię c do selwy amazoń skiej - basen jest wspó lny! Mó wią c dokł adniej, rzeka Napo przepł ywa przez Ekwador – jeden z gł ó wnych dopł ywó w Amazonki. Tak wię c flora i fauna jest tam taka sama jak na brzegach „wielkiej Amazonki”, ale niestety ró ż owych delfinó w nie ma.
Loż ę wybraliś my wedł ug dwó ch kryterió w: gł ę biej w dż unglę , ale z wygodą . Sacha Lodge speł nia oba wymagania. Najpierw trzeba dolecieć z Quito do Coca (stolicy departamentu Francisco de Orellano, przez któ rą przepł ywa rzeka Napo). Samolot jest normalny, nie za mał y, wypeł niony wył ą cznie turystami (z czego moż emy wywnioskować , ż e trasa jest przez nich poż ą dana). Loty odbywają się codziennie ró wnież dlatego, ż e w amazoń skich loż ach nikt nie przebywa na dł uż ej - standardowo pobyt to 3-5 dni. Rezerwują c wycieczkę w Moskwie, otrzymasz bilety od przewodnika na lotnisku tuż przed lotem do Coca. Z Koki dwie godziny szybkiej przejaż dż ki motoró wką wzdł uż szerokiej rzeki – ponad 100 km od miasta, potem 40 minut pieszo przez dż unglę , jednak promenadą , do tzw. nazwijmy je jeziorem leś nym, a na koniec wzdł uż jeziora kajakiem do leś niczó wki. Chata nie jest dokł adnie na brzegu, ale niejako nad bagnem na palach. Wszystko wznosi się nad wodą : domy, ś cież ki mię dzy nimi, restauracja i recepcja. Bagno zamieszkują kajmany i piranie. Ale nie ma ich w jeziorze (tak nam powiedziano), drabina prowadzi do wody i moż na pł ywać . My też się ką paliś my. Woda wyglą da na czystą . Domek jest cał kowicie drewniany i wyglą da bardzo prosto, w stylu indyjskim. Nawiasem mó wią c, w oknach nie ma szyb, nie ma klimatyzacji. Ale wieczorem od jeziora wieje lekka bryza, wię c moż na ż yć . Okna od komaró w zabiera się najmniejszą siatką , domy są traktowane specjalnymi ś rodkami, wię c nie należ y się bać przy zamknię tych drzwiach. Ale moż esz wyjś ć na zewną trz tylko z hojnym rozmazem odstraszacza. Ponieważ nie szczepiliś my się , ś ciś le przestrzegał em tej zasady. Rozmazał a rę ce, nogi i twarz, spryskał a ubranie. Opró cz ś rodka odstraszają cego, w godzinach od 9:00 do 17:00 na skó rze powinien znajdować się filtr przeciwsł oneczny o wysokiej ochronie. Ł ą czenie tych dwó ch ś rodkó w jest oczywiś cie mę czą ce, ale jakoś się udaje.
Wię cej o poziomie komfortu: pokoje posiadają prysznic z ciepł ą i zimną wodą , zwykł ą toaletę . Nie ma telewizora i lodó wki, tylko oś wietlenie, ale w pokoju jest gniazdko. Laptop wł ą cza się bez problemó w, sprzę t jest ł adowany. Jest mał o prawdopodobne, abyś mó gł się poł ą czyć przez swó j domek mobilny, ale tak jest w cał ym Ekwadorze. Jest taras z hamakiem. Wraz z nadejś ciem ciemnoś ci z balkonu widać tylko okna restauracji i sł abo oś wietlone ś cież ki, wokó ł amazoń skiego bagna poroś nię tego gę stym lasem. Jeś li odwró cisz się od terytorium leś niczó wki i spojrzysz w stronę dż ungli, zobaczysz nieprzeniknioną ciemnoś ć . Ale z ciemnoś ci wył ania się prawdziwy koncert! Krzyki kł amcó w, nocne ptaki, mał py, nie wiem kto jeszcze. Czasami warczenie. Czujesz się jak czł onek wyprawy zoologó w poszukują cych kogoś ? – Moż e z King Kongiem.
W każ dym razie tak się czuł em. Ale doznania to mnó stwo ludzi podatnych na wpł ywy, ludzie przy zdrowych zmysł ach polegają wył ą cznie na faktach, a są one nastę pują ce: nie jest tak ł atwo spotkać ż ywe stworzenie w amazoń skich lasach, z wyją tkiem mró wek. Ptaki jednak ł owi się czę sto, na przykł ad huacyny, nazwaliś my je kurczakami amazoń skimi. Są duż e i wyglą dają egzotycznie. Mał py są trudniejsze. Już podczas pierwszej wyprawy wzdł uż kanał ó w jeziora zobaczyliś my na brzegu rodzinę wyjcó w. Ucztowali na owocach na drzewach i byli tak daleko od nas, ż e nawet dobre urzą dzenie dał o bardzo mał y obrazek. Pró ba podejś cia nie powiodł a się . Nastę pnie przewodnik zabrał nas przez dwie godziny wzdł uż kanał ó w w poszukiwaniu tych samych wyjcó w lub innych mał p, ale bezskutecznie. Krzyki jednak sł ychać był o cał y czas. Przewodnik poprosił o milczenie, aby nie wystraszyć mieszkań có w lasu. Chę tnie milczał em i cieszył em się odgł osami lasu. Przyroda wokó ł jest niesamowita. Od razu na myś l przyszł o okreś lenie „zaczarowane miejsce”. Od jeziora odchodzi wiele kanał ó w, któ re ł ą czą się i przeplatają ze sobą . Korzenie wysokich drzew i pną czy schodzą do wody, wyrastają z wody, dookoł a krą ż ą nieznane roś liny. Czujesz się jak w innym ś wiecie.
Spł ywy kajakowe po kanał ach to jeden z rodzajó w wycieczek w Sacha Lodge. W ten sam sposó b pojechaliś my na piranie. Ł owienie mnie, podobnie jak mojego mę ż a, jest absolutnie na bę bnie, ale wiesz, trudno odmó wić sobie okazji, by mimochodem wspomnieć w przyjaznym gronie: „Kiedy zł apał em piranie…” lub „a piranie smakują jak zwykł a ryba rzeczna ”. Ogó lnie rzecz biorą c, to zależ y od Ciebie. Jeś li chcesz - idź na ryby, jeś li nie chcesz - zró b coś innego. W tym procesie nie ma nic specjalnego. W kanał ach jest duż o piranii. Ł apią je za kawał ki mię sa (a moż e przewodnicy są po prostu zbyt leniwi, ż eby kopać robaki? ). Zrobili bez wę dek - tylko ż ył ka z haczykiem. Warto zarzucić haczyk, po minucie linka drga, ale najprawdopodobniej, gdy pospiesznie wcią gniesz ją do ł odzi, haczyk bę dzie pusty. Pirania zjadł a mię so ze smakiem i czeka na wię cej. Zł apaliś my zaskakują co mał o. Moż e jest to niepisana zasada miejscowych przewodnikó w – dawać turystom haczyki oczywiś cie bezuż yteczne, ż eby nie zł owili wszystkich ryb, nie pozostawiają c nic Indianom? Ż arty na bok, haczyki był y tak duż e, ż e po prostu nie mieś cił y się w pyskach lokalnych piranii. Pasował yby do wię kszej ryby, ale nie natknę liś my się na taką . Jeś li wię c chcesz ł owić ryby w Sacha Lodge, zabierz z domu wł asne haczyki. Zł owiona ryba z pewnoś cią ugotuje się dla Ciebie na obiad.
Wracają c do leś niczó wki po wizycie na moś cie widokowym, spotkaliś my w lesie dwa nocne ptaki ś pią ce w dzień . Był y to oczywiś cie sowy, ale bardzo szczegó lnego rodzaju. Od razu nazwał em je „sowy amazoń skie”. Spali na niskich drzewach, nieco wyż szych od czł owieka, i byli ukryci w krzakach. Indianin, swoim bystrym okiem tropiciela, zauważ ył ich i powiedział przewodnikowi. Przewodnik przycią ł konspiracyjną twarz i odcią gną ł nas od ś cież ki. Rozchylają c zaroś la, zobaczyliś my dwie ś pią ce pię knoś ci. W rzeczywistoś ci był y cudownie dobre. Przewodnik powiedział , ż e jeś li przypadkowo je obudzisz, nie bę dą już chcieli w tym miejscu spać . Wię c staraliś my się milczeć i udał o nam się zrobić zdję cie kilka metró w od trzech. Mą ż nastę pnie stwierdził , ż e przewodnik i asystent po prostu wiedzą , ż e te ptaki tu ś pią i pokazują je wszystkim turystom jako nieoczekiwany sukces.
Drugi punkt obserwacyjny do obserwacji dż ungli znajduje się wokó ł drzewa kapok. Wspinają c się na nią , moż esz nie tylko obserwować zwierzę ta, ale takż e znaleź ć się w ich zwykł ym otoczeniu, w koronie gigantycznego drzewa. Szczerze mó wią c, drzewo kapokowe to cał y ś wiat! Na jego gał ę ziach rosną nie tylko kwiaty, ale takż e krzewy, nie moż na na nie wspinać się , ale chodzić . Jesteś nie tylko na drzewie, ale wś ró d ogromnej liczby roś lin. A dookoł a, jak okiem się gną ć , koł ysze się zielone morze dż ungli, nad któ rym gdzieniegdzie wznoszą się te same gigantyczne drzewa. Mó wią też , ż e jeś li przytulisz się do takiego drzewa, moż esz nał adować się pozytywną energią .
Kiedy wspinaliś my się po schodach na platformę , mał py przypominają ce wiewió rki bawił y się na są siednich drzewach poniż ej - w koń cu! Podziwialiś my je wspaniale, bez lornetki. Oczywiś cie na platformę podniesiono lunetę , przez któ rą mogliś my obserwować tukany. Podleciał y do ​ ​ drzewa naprzeciwko, ale bez lornetki wyglą dał y na bardzo malutkie.
Platforma znajduje się przy kanale, wię c do leś niczó wki wró ciliś my kajakiem. Wycieczka zakoń czył a się o zmierzchu. Rozpoczą ł się nasz ostatni wieczó r na Amazonce. I wtedy wreszcie miał em okazję wypowiedzieć nieś miertelną frazę o „wielu, wielu dzikich mał pach”. Wspomniane był y peł ne i peł ne zaró wno po prawej, jak i po lewej stronie ł odzi. W koń cu kanał jest wą ski, gał ę zie rozcią gają się nad wodą , a na tych gał ę ziach koł ysał y się mał py wiewió rcze, kapucynki, marmozety...Nie pamię tam ich wszystkich. Wymieniam je tak szczegó ł owo, bo na począ tku był y cał kiem przyzwoicie widoczne, niektó re był y dosł ownie dwa metry dalej, przewodnik wymienił dla nas odmiany. Wokó ł sł ychać był o szelest gał ę zi, odgł osy skokó w i krzyki mał p. Nie mogł em się oprzeć robieniu zdję ć , chociaż zrozumiał em, ż e nie ma w tym wię kszego sensu – wieczó r nadszedł sam. Ponieważ wszystkie obiekty, jak wiadomo, poruszał y się , nie moż na był o strzelać z lampą bł yskową . Niektó re zdję cia wyszł y zaskakują co wyraź ne, choć prawie czarno-biał e - teatr cieni. Oczywiś cie zachował em je. Obserwują c mał py z zachwytem, ​ ​ jednocześ nie powtó rzył em w myś lach pytanie: dlaczego widzieliś my to wszystko dopiero teraz? Chociaż tak naprawdę znam odpowiedź : natura nie wypowiada zasady „począ tkują cy mają szczę ś cie” i bardzo niechę tnie dają się schwytać . Doszedł em do tego wniosku na podstawie doś wiadczeń z naszych kilku podró ż y. Spotkał em wię c rekina, gdy obiektyw podwodnego aparatu zaparował i odmó wił robienia zdję ć , wieloryby był y tak niesamowite, ż e nikt nawet nie pamię tał fotografowania, a najpię kniejsze krajobrazy widzimy z okna samochodu, nie mogą c zatrzymać . Tym cenniejsza dla autora w ten czy inny sposó b jest uzyskana rama.
Podczas naszego pobytu w Sacha Lodge opró cz spaceró w po lą dzie i wodzie zabrano nas ró wnież na pokaz papug. Wyprawę tę dumnie nazwano wizytą w rezerwacie, chociaż tak po prostu weszliś my na lą d, oglą daliś my tylko z ł odzi. Naprawdę był o na co popatrzeć . Kajakiem dotarliś my do brzegu laguny, przeszliś my przez dż unglę do duż ej rzeki, przenieś liś my się na motoró wkę i popł ynę liś my wzdł uż rzeki Napo. Nie był to wyjazd indywidualny, ale grupowy, tj. wzię li w nim udział prawie wszyscy goś cie loż y. Zatrzymaliś my się na wysokim glinianym klifie, na któ rym na mał ym naturalnym tarasie zebrał o się wiele papug. Wszyscy byli bardzo zaję ci dziobaniem gliny. Przewodnik wyjaś nił , ż e glinka jest adsorbentem, któ ry pomaga papugom pozbyć się toksyn nagromadzonych w ich organizmach podczas jedzenia trują cych owocó w. Jak sprytnie wszystko ukł ada się w przyrodzie! A gdy tylko papugi zorientował y się , ż e potrzebują tej gliny, jest bez smaku! Niesamowity widok. Papugi był y jasne, przeważ nie zielone, duż e i mał e, wlatywał y i wylatywał y, koł ysał y się na gał ę ziach drzew i komunikował y ze sobą . Wrzawa był a niewyobraż alna. Podpł ynę liś my tak blisko, ż e moż na był o zrobić nie tylko dobre zdję cia, ale i wideo. Nie moglibyś my tego zobaczyć z lą du.
W zwią zku z tym mogę uznać , ż e mó j raport z wyprawy do Sacha Lodge został zakoń czony. Tak, ulotki obiecywał y wizytę w wiosce indiań skiej. Nas tam nie był o, czego wcale nie ż ał uję . To nie jest jakieś niecywilizowane plemię w dziczy Amazonii, ale po prostu bardzo biedni ludzie w biednej wiosce, któ rym Sacha Lodge zapewnia pracę . Myś lę , ż e wł aś nie dlatego nie widział em w loż y wię cej niż jednej Hinduski – przede wszystkim mę ż czyź ni potrzebują pracy, nie bę dziesz miał doś ć polowania. A kobiety iw domu jest co robić . Był y dosł ownie tylko jedna lub dwie kobiety-przewodniczki, ale przewodniki są najwyż szą kastą wś ró d personelu, wszyscy mają specjalne wykształ cenie i mó wią po angielsku. Nawiasem mó wią c, wś ró d przewodnikó w byli nie tylko Ekwadorczycy, ale takż e Europejczycy. Nasz przewodnik Paul pochodził z Quito, mieszkał a tam jego ż ona i synek, pracował rotacyjnie - dwa tygodnie po dwó ch. Powiedział nam, ż e choć tę skni za rodziną , to jego praca bardzo dobrze się opł aca, stać go na przyzwoite mieszkanie i niepracują cą ż onę . „Kiedy wracam do domu”, powiedział , „duż o spacerujemy i idziemy, gdzie chcemy”. Paul był bardzo dociekliwy, pytał mnie w szczegó lnoś ci o Rosję , czy w Czeczenii jest teraz wojna. Tam jest niebezpiecznie, bo są muzuł manie, dodał ostroż nie (wię kszoś ć Ekwadorczykó w to katolicy, podobnie jak wszyscy Latynosi). Powiedział em mu, ż e obecnie nie ma wojny, wszystko tam jest odrestaurowywane, ale Rosjanie tam nie szli, chyba ż e był o to absolutnie konieczne. Powiedział em też , ż e w Rosji jest wielu muzuł manó w, jak to miał o miejsce historycznie, i bynajmniej nie wszyscy są wojowniczymi. Na przykł ad Tatarzy, któ rzy od kilku stuleci ż yją w tym samym stanie co Rosjanie. Paul był oczywiś cie bardzo zainteresowany, po raz pierwszy usł yszał sł owo „Tatarzy” i w zamyś leniu powtó rzył , zapamię tują c. Przy tak wzajemnie interesują cych rozmowach przewodnik i ja zabawialiś my się na kolacji. Nawiasem mó wią c, podczas jednego ze spaceró w powiedział nam, ż e był kiedyś mę ż czyzna z Moskwy, przyleciał z dwoma asystentami i dziewczynami, nie jeź dzili na ż adne wycieczki, tylko ł owili ryby z alkoholem, a resztę spę dzili czasu w barze. Z bardzo powś cią gliwym opisem, wyobraził em sobie ten obraz doś ć ż ywo. Oczywiś cie nieprzyjemnie był o mi, ż e moi rodacy zostawili o sobie nienajlepszą opinię , zwł aszcza ż e Rosjan rzadko się tu widuje. Mam nadzieję , ż e udał o nam się z mę ż em poprawić tę opinię . Wł aś ciwie to ja, do tego, panowie, ż e jeś li sł owo „wypoczynek” jest dla was synonimem alkoholu, to moż e nie powinniś cie wspinać się tak daleko po to? Ale to oczywiś cie moja osobista pozycja.
Агути - местный грызун, промышляющий рядом с кухней Лягушечка Фото сделано через окуляр бинокля Амазонские совы спят с открытыми глазами
аватар donnamouse
 •  podróżował 14 lat wstecz
Ocena 7.0
Przejdź my do historii wyprawy do Amazonii. Osoba erudyta oczywiś cie mnie obali - czym jest Amazonka w Ekwadorze? No dobrze, nie do Amazonii, wię c do selwy amazoń skiej - basen jest wspó lny! Mó wią c dokł adniej, rzeka Napo przepł ywa przez Ekwador – jeden z gł ó wnych dopł ywó w Amazonki. … Już ▾ Przejdź my do historii wyprawy do Amazonii. Osoba erudyta oczywiś cie mnie obali - czym jest Amazonka w Ekwadorze? No dobrze, nie do Amazonii, wię c do selwy amazoń skiej - basen jest wspó lny! Mó wią c dokł adniej, rzeka Napo przepł ywa przez Ekwador – jeden z gł ó wnych dopł ywó w Amazonki. Tak wię c flora i fauna jest tam taka sama jak na brzegach „wielkiej Amazonki”, ale niestety ró ż owych delfinó w nie ma.
Loż ę wybraliś my wedł ug dwó ch kryterió w: gł ę biej w dż unglę , ale z wygodą . Sacha Lodge speł nia oba wymagania. Najpierw trzeba dolecieć z Quito do Coca (stolicy departamentu Francisco de Orellano, przez któ rą przepł ywa rzeka Napo). Samolot jest normalny, nie za mał y, wypeł niony wył ą cznie turystami (z czego moż emy wywnioskować , ż e trasa jest przez nich poż ą dana). Loty odbywają się codziennie ró wnież dlatego, ż e w amazoń skich loż ach nikt nie przebywa na dł uż ej - standardowo pobyt to 3-5 dni. Rezerwują c wycieczkę w Moskwie, otrzymasz bilety od przewodnika na lotnisku tuż przed lotem do Coca. Z Koki dwie godziny szybkiej przejaż dż ki motoró wką wzdł uż szerokiej rzeki – ponad 100 km od miasta, potem 40 minut pieszo przez dż unglę , jednak promenadą , do tzw. nazwijmy je jeziorem leś nym, a na koniec wzdł uż jeziora kajakiem do leś niczó wki. Chata nie jest dokł adnie na brzegu, ale niejako nad bagnem na palach. Wszystko wznosi się nad wodą : domy, ś cież ki mię dzy nimi, restauracja i recepcja. Bagno zamieszkują kajmany i piranie. Ale nie ma ich w jeziorze (tak nam powiedziano), drabina prowadzi do wody i moż na pł ywać . My też się ką paliś my. Woda wyglą da na czystą . Domek jest cał kowicie drewniany i wyglą da bardzo prosto, w stylu indyjskim. Nawiasem mó wią c, w oknach nie ma szyb, nie ma klimatyzacji. Ale wieczorem od jeziora wieje lekka bryza, wię c moż na ż yć . Okna od komaró w zabiera się najmniejszą siatką , domy są traktowane specjalnymi ś rodkami, wię c nie należ y się bać przy zamknię tych drzwiach. Ale moż esz wyjś ć na zewną trz tylko z hojnym rozmazem odstraszacza. Ponieważ nie szczepiliś my się , ś ciś le przestrzegał em tej zasady. Rozmazał a rę ce, nogi i twarz, spryskał a ubranie. Opró cz ś rodka odstraszają cego, w godzinach od 9:00 do 17:00 na skó rze powinien znajdować się filtr przeciwsł oneczny o wysokiej ochronie. Ł ą czenie tych dwó ch ś rodkó w jest oczywiś cie mę czą ce, ale jakoś się udaje.
Wię cej o poziomie komfortu: pokoje posiadają prysznic z ciepł ą i zimną wodą , zwykł ą toaletę . Nie ma telewizora i lodó wki, tylko oś wietlenie, ale w pokoju jest gniazdko. Laptop wł ą cza się bez problemó w, sprzę t jest ł adowany. Jest mał o prawdopodobne, abyś mó gł się poł ą czyć przez swó j domek mobilny, ale tak jest w cał ym Ekwadorze. Jest taras z hamakiem. Wraz z nadejś ciem ciemnoś ci z balkonu widać tylko okna restauracji i sł abo oś wietlone ś cież ki, wokó ł amazoń skiego bagna poroś nię tego gę stym lasem. Jeś li odwró cisz się od terytorium leś niczó wki i spojrzysz w stronę dż ungli, zobaczysz nieprzeniknioną ciemnoś ć . Ale z ciemnoś ci wył ania się prawdziwy koncert! Krzyki kł amcó w, nocne ptaki, mał py, nie wiem kto jeszcze. Czasami warczenie. Czujesz się jak czł onek wyprawy zoologó w poszukują cych kogoś ? – Moż e z King Kongiem.
W każ dym razie tak się czuł em. Ale doznania to mnó stwo ludzi podatnych na wpł ywy, ludzie przy zdrowych zmysł ach polegają wył ą cznie na faktach, a są one nastę pują ce: nie jest tak ł atwo spotkać ż ywe stworzenie w amazoń skich lasach, z wyją tkiem mró wek. Ptaki jednak ł owi się czę sto, na przykł ad huacyny, nazwaliś my je kurczakami amazoń skimi. Są duż e i wyglą dają egzotycznie. Mał py są trudniejsze. Już podczas pierwszej wyprawy wzdł uż kanał ó w jeziora zobaczyliś my na brzegu rodzinę wyjcó w. Ucztowali na owocach na drzewach i byli tak daleko od nas, ż e nawet dobre urzą dzenie dał o bardzo mał y obrazek. Pró ba podejś cia nie powiodł a się . Nastę pnie przewodnik zabrał nas przez dwie godziny wzdł uż kanał ó w w poszukiwaniu tych samych wyjcó w lub innych mał p, ale bezskutecznie. Krzyki jednak sł ychać był o cał y czas. Przewodnik poprosił o milczenie, aby nie wystraszyć mieszkań có w lasu. Chę tnie milczał em i cieszył em się odgł osami lasu. Przyroda wokó ł jest niesamowita. Od razu na myś l przyszł o okreś lenie „zaczarowane miejsce”. Od jeziora odchodzi wiele kanał ó w, któ re ł ą czą się i przeplatają ze sobą . Korzenie wysokich drzew i pną czy schodzą do wody, wyrastają z wody, dookoł a krą ż ą nieznane roś liny. Czujesz się jak w innym ś wiecie.
Spł ywy kajakowe po kanał ach to jeden z rodzajó w wycieczek w Sacha Lodge. W ten sam sposó b pojechaliś my na piranie. Ł owienie mnie, podobnie jak mojego mę ż a, jest absolutnie na bę bnie, ale wiesz, trudno odmó wić sobie okazji, by mimochodem wspomnieć w przyjaznym gronie: „Kiedy zł apał em piranie…” lub „a piranie smakują jak zwykł a ryba rzeczna ”. Ogó lnie rzecz biorą c, to zależ y od Ciebie. Jeś li chcesz - idź na ryby, jeś li nie chcesz - zró b coś innego. W tym procesie nie ma nic specjalnego. W kanał ach jest duż o piranii. Ł apią je za kawał ki mię sa (a moż e przewodnicy są po prostu zbyt leniwi, ż eby kopać robaki? ). Zrobili bez wę dek - tylko ż ył ka z haczykiem. Warto zarzucić haczyk, po minucie linka drga, ale najprawdopodobniej, gdy pospiesznie wcią gniesz ją do ł odzi, haczyk bę dzie pusty. Pirania zjadł a mię so ze smakiem i czeka na wię cej. Zł apaliś my zaskakują co mał o. Moż e jest to niepisana zasada miejscowych przewodnikó w – dawać turystom haczyki oczywiś cie bezuż yteczne, ż eby nie zł owili wszystkich ryb, nie pozostawiają c nic Indianom? Ż arty na bok, haczyki był y tak duż e, ż e po prostu nie mieś cił y się w pyskach lokalnych piranii. Pasował yby do wię kszej ryby, ale nie natknę liś my się na taką . Jeś li wię c chcesz ł owić ryby w Sacha Lodge, zabierz z domu wł asne haczyki. Zł owiona ryba z pewnoś cią ugotuje się dla Ciebie na obiad.
Wracają c do leś niczó wki po wizycie na moś cie widokowym, spotkaliś my w lesie dwa nocne ptaki ś pią ce w dzień . Był y to oczywiś cie sowy, ale bardzo szczegó lnego rodzaju. Od razu nazwał em je „sowy amazoń skie”. Spali na niskich drzewach, nieco wyż szych od czł owieka, i byli ukryci w krzakach. Indianin, swoim bystrym okiem tropiciela, zauważ ył ich i powiedział przewodnikowi. Przewodnik przycią ł konspiracyjną twarz i odcią gną ł nas od ś cież ki. Rozchylają c zaroś la, zobaczyliś my dwie ś pią ce pię knoś ci. W rzeczywistoś ci był y cudownie dobre. Przewodnik powiedział , ż e jeś li przypadkowo je obudzisz, nie bę dą już chcieli w tym miejscu spać . Wię c staraliś my się milczeć i udał o nam się zrobić zdję cie kilka metró w od trzech. Mą ż nastę pnie stwierdził , ż e przewodnik i asystent po prostu wiedzą , ż e te ptaki tu ś pią i pokazują je wszystkim turystom jako nieoczekiwany sukces.
Drugi punkt obserwacyjny do obserwacji dż ungli znajduje się wokó ł drzewa kapok. Wspinają c się na nią , moż esz nie tylko obserwować zwierzę ta, ale takż e znaleź ć się w ich zwykł ym otoczeniu, w koronie gigantycznego drzewa. Szczerze mó wią c, drzewo kapokowe to cał y ś wiat! Na jego gał ę ziach rosną nie tylko kwiaty, ale takż e krzewy, nie moż na na nie wspinać się , ale chodzić . Jesteś nie tylko na drzewie, ale wś ró d ogromnej liczby roś lin. A dookoł a, jak okiem się gną ć , koł ysze się zielone morze dż ungli, nad któ rym gdzieniegdzie wznoszą się te same gigantyczne drzewa. Mó wią też , ż e jeś li przytulisz się do takiego drzewa, moż esz nał adować się pozytywną energią .
Kiedy wspinaliś my się po schodach na platformę , mał py przypominają ce wiewió rki bawił y się na są siednich drzewach poniż ej - w koń cu! Podziwialiś my je wspaniale, bez lornetki. Oczywiś cie na platformę podniesiono lunetę , przez któ rą mogliś my obserwować tukany. Podleciał y do ​ ​ drzewa naprzeciwko, ale bez lornetki wyglą dał y na bardzo malutkie.
Platforma znajduje się przy kanale, wię c do leś niczó wki wró ciliś my kajakiem. Wycieczka zakoń czył a się o zmierzchu. Rozpoczą ł się nasz ostatni wieczó r na Amazonce. I wtedy wreszcie miał em okazję wypowiedzieć nieś miertelną frazę o „wielu, wielu dzikich mał pach”. Wspomniane był y peł ne i peł ne zaró wno po prawej, jak i po lewej stronie ł odzi. W koń cu kanał jest wą ski, gał ę zie rozcią gają się nad wodą , a na tych gał ę ziach koł ysał y się mał py wiewió rcze, kapucynki, marmozety...Nie pamię tam ich wszystkich. Wymieniam je tak szczegó ł owo, bo na począ tku był y cał kiem przyzwoicie widoczne, niektó re był y dosł ownie dwa metry dalej, przewodnik wymienił dla nas odmiany. Wokó ł sł ychać był o szelest gał ę zi, odgł osy skokó w i krzyki mał p. Nie mogł em się oprzeć robieniu zdję ć , chociaż zrozumiał em, ż e nie ma w tym wię kszego sensu – wieczó r nadszedł sam. Ponieważ wszystkie obiekty, jak wiadomo, poruszał y się , nie moż na był o strzelać z lampą bł yskową . Niektó re zdję cia wyszł y zaskakują co wyraź ne, choć prawie czarno-biał e - teatr cieni. Oczywiś cie zachował em je. Obserwują c mał py z zachwytem, ​ ​ jednocześ nie powtó rzył em w myś lach pytanie: dlaczego widzieliś my to wszystko dopiero teraz? Chociaż tak naprawdę znam odpowiedź : natura nie wypowiada zasady „począ tkują cy mają szczę ś cie” i bardzo niechę tnie dają się schwytać . Doszedł em do tego wniosku na podstawie doś wiadczeń z naszych kilku podró ż y. Spotkał em wię c rekina, gdy obiektyw podwodnego aparatu zaparował i odmó wił robienia zdję ć , wieloryby był y tak niesamowite, ż e nikt nawet nie pamię tał fotografowania, a najpię kniejsze krajobrazy widzimy z okna samochodu, nie mogą c zatrzymać . Tym cenniejsza dla autora w ten czy inny sposó b jest uzyskana rama.
Podczas naszego pobytu w Sacha Lodge opró cz spaceró w po lą dzie i wodzie zabrano nas ró wnież na pokaz papug. Wyprawę tę dumnie nazwano wizytą w rezerwacie, chociaż tak po prostu weszliś my na lą d, oglą daliś my tylko z ł odzi. Naprawdę był o na co popatrzeć . Kajakiem dotarliś my do brzegu laguny, przeszliś my przez dż unglę do duż ej rzeki, przenieś liś my się na motoró wkę i popł ynę liś my wzdł uż rzeki Napo. Nie był to wyjazd indywidualny, ale grupowy, tj. wzię li w nim udział prawie wszyscy goś cie loż y. Zatrzymaliś my się na wysokim glinianym klifie, na któ rym na mał ym naturalnym tarasie zebrał o się wiele papug. Wszyscy byli bardzo zaję ci dziobaniem gliny. Przewodnik wyjaś nił , ż e glinka jest adsorbentem, któ ry pomaga papugom pozbyć się toksyn nagromadzonych w ich organizmach podczas jedzenia trują cych owocó w. Jak sprytnie wszystko ukł ada się w przyrodzie! A gdy tylko papugi zorientował y się , ż e potrzebują tej gliny, jest bez smaku! Niesamowity widok. Papugi był y jasne, przeważ nie zielone, duż e i mał e, wlatywał y i wylatywał y, koł ysał y się na gał ę ziach drzew i komunikował y ze sobą . Wrzawa był a niewyobraż alna. Podpł ynę liś my tak blisko, ż e moż na był o zrobić nie tylko dobre zdję cia, ale i wideo. Nie moglibyś my tego zobaczyć z lą du.
W zwią zku z tym mogę uznać , ż e mó j raport z wyprawy do Sacha Lodge został zakoń czony. Tak, ulotki obiecywał y wizytę w wiosce indiań skiej. Nas tam nie był o, czego wcale nie ż ał uję . To nie jest jakieś niecywilizowane plemię w dziczy Amazonii, ale po prostu bardzo biedni ludzie w biednej wiosce, któ rym Sacha Lodge zapewnia pracę . Myś lę , ż e wł aś nie dlatego nie widział em w loż y wię cej niż jednej Hinduski – przede wszystkim mę ż czyź ni potrzebują pracy, nie bę dziesz miał doś ć polowania. A kobiety iw domu jest co robić . Był y dosł ownie tylko jedna lub dwie kobiety-przewodniczki, ale przewodniki są najwyż szą kastą wś ró d personelu, wszyscy mają specjalne wykształ cenie i mó wią po angielsku. Nawiasem mó wią c, wś ró d przewodnikó w byli nie tylko Ekwadorczycy, ale takż e Europejczycy. Nasz przewodnik Paul pochodził z Quito, mieszkał a tam jego ż ona i synek, pracował rotacyjnie - dwa tygodnie po dwó ch. Powiedział nam, ż e choć tę skni za rodziną , to jego praca bardzo dobrze się opł aca, stać go na przyzwoite mieszkanie i niepracują cą ż onę . „Kiedy wracam do domu”, powiedział , „duż o spacerujemy i idziemy, gdzie chcemy”. Paul był bardzo dociekliwy, pytał mnie w szczegó lnoś ci o Rosję , czy w Czeczenii jest teraz wojna. Tam jest niebezpiecznie, bo są muzuł manie, dodał ostroż nie (wię kszoś ć Ekwadorczykó w to katolicy, podobnie jak wszyscy Latynosi). Powiedział em mu, ż e obecnie nie ma wojny, wszystko tam jest odrestaurowywane, ale Rosjanie tam nie szli, chyba ż e był o to absolutnie konieczne. Powiedział em też , ż e w Rosji jest wielu muzuł manó w, jak to miał o miejsce historycznie, i bynajmniej nie wszyscy są wojowniczymi. Na przykł ad Tatarzy, któ rzy od kilku stuleci ż yją w tym samym stanie co Rosjanie. Paul był oczywiś cie bardzo zainteresowany, po raz pierwszy usł yszał sł owo „Tatarzy” i w zamyś leniu powtó rzył , zapamię tują c. Przy tak wzajemnie interesują cych rozmowach przewodnik i ja zabawialiś my się na kolacji. Nawiasem mó wią c, podczas jednego ze spaceró w powiedział nam, ż e był kiedyś mę ż czyzna z Moskwy, przyleciał z dwoma asystentami i dziewczynami, nie jeź dzili na ż adne wycieczki, tylko ł owili ryby z alkoholem, a resztę spę dzili czasu w barze. Z bardzo powś cią gliwym opisem, wyobraził em sobie ten obraz doś ć ż ywo. Oczywiś cie nieprzyjemnie był o mi, ż e moi rodacy zostawili o sobie nienajlepszą opinię , zwł aszcza ż e Rosjan rzadko się tu widuje. Mam nadzieję , ż e udał o nam się z mę ż em poprawić tę opinię . Wł aś ciwie to ja, do tego, panowie, ż e jeś li sł owo „wypoczynek” jest dla was synonimem alkoholu, to moż e nie powinniś cie wspinać się tak daleko po to? Ale to oczywiś cie moja osobista pozycja.


Nie ma jeszcze pytań
Zadać pytanie o hotelu
ekspertom i uzyskaj odpowiedzi
w ciągu najbliższych kilku godzin.
EKSPERCI HOTELI

Расположен в частном экологическом заповеднике Амазонии и будто специально создан для того, чтобы дарить своим гостям первобытные ощущения затерянности в мире дикой природы. Основная концепция Sacha Lodge – эко-туризм, это проявляется здесь во всем. Небольшие аккуратные бунгало с соломенными крышами построены из традиционных материалов и идеально вписываются в окружающие пейзажи. Тем не менее, бунгало снабжены всем необходимым, чтобы вы смогли восстановить свои силы после долгого исследования амазонской сельвы. Из отеля открывается живописный вид на озеро Пилчикоча.

W hotelu
  • restauracja
  • kawiarnia/bar
Opis pokoi

Всего 26 бунгало (возможно одноместное, двухместное и трехместное размещение).

W pokojach

2 двуспальные кровати, вентилятор, москитные сетки на окнах, балкон с гамаками, ванная комната (туалет, раковина, душ с холодной/горячей водой). Электричество – до 22.00.

FAQ