„Wielki Wyścig” w Leverkusen lub gdy jest już za późno na picie aspiryny.
Dawno temu „chorował am”… jeszcze w szkole… zanim spotkał am czternastą wiosnę … „Choroba” był a poważ na i jak pokazał czas, dł uga… Z roku na rok postę pował a wykł adniczo… Na począ tku był am „chorują ca” na jednego klub… Potem rozpoczę ł y się „Ataki” dla kadry narodowej… Nastę pnie „nawró t” powę drował na Puchary Europy… Nie został em wpisany do ambulatorium w „strefie kibica”, ale musiał em być pod stał ą kontrolą dyscyplinarną komisja w osobie mojej ukochanej ż ony…
A w paź dzierniku 2013 roku „choroba” nagle spowodował a komplikacje… To oczywiś cie moja wina – konsekwencje nadmiernego zapał u do podró ż owania pod „Akordy” turystyki nie trwał y dł ugo. Stał o się to wł aś nie w moje urodziny. Nad ranem moja ukochana, nie mogą c patrzeć na moje cierpienie, zdecydował a się na operację - dał a mi bilet z "Acor Tour"! ! ! ! ! Niech to bę dzie! ! ! ! ! Jestem zbawiony! ! ! !!
Jadę do Europy! ! ! !!
Do pił ki noż nej! ! ! ! ! Liga Mistrzó w! ! ! ! ! Kto gra? ! ! "Gó rnik"? Ale przynajmniej FC „Palce”! ! ! ! ! Po przeczytaniu „przepisu” poczuł am niesamowitą ulgę – tak potę ż ne „narkotyki” jak wycieczki po Wrocł awiu, Krakowie i Kolonii na pewno mnie uratują ! Có ż … Nie moż esz zmarnować ani minuty! ! ! ! ! Na cał y okres „rehabilitacji” potrzebował em najpierw dobrego towarzystwa i odrobiny „pomarań czowej” amunicji (w koń cu jestem „pacjentem” nie z donieckiej „kliniki”). Na począ tku zadzwonił am do znajomych, aby mogli podzielić się ze mną wszystkimi urokami zbliż ają cego się wyjazdu. Niewiele mó wił em (autobus nie jest gumowy) - zebrał o się ze mną.8 osó b. Uzbrojeni w donieckie szaliki i "miwinę " z Nestle, 20 paź dziernika 2013 r. opuś ciliś my nasze rodzime penaty.
Nasza droga nie był a bliska: korzystają c o 14-00 w Nikoł ajewie z usł ug «Ukrzalizitsa», w trakcie przejazdu mogliś my zapoznać się z zabytkami takich stacji jak Smila (im.
Szewczenko), Biał a Cerkiew, Winnica, Ż merynka, Chmielnicki, Tarnopol i zwiedzanie. w wagonie restauracyjnym.
Dzień pierwszy. Do 8-0.21. 10.13 dotarliś my do punktu wyjś cia naszej wyprawy – dworca kolejowego we Lwowie. Po deptaku wzdł uż placu dworcowego zebraliś my się w pobliż u naszej przyszł ej arki numer 886, w któ rej rolę Noego grał Jurij Patsula. Zbierają c "każ de stworzenie w parach" nasza grupa udał a się na zwiedzanie "Ulic Starego Lwowa". Tu był em trochę za nią , bo sprawy osobiste trzeba był o zał atwić i spotkał em się z przyjació ł mi za kilka godzin na Rynku.
Powiem od razu - dla turystó w, któ rzy po raz pierwszy odwiedzili Lwó w, ta wycieczka jest koniecznoś cią : za kilka godzin masz okazję zobaczyć gł ó wne zabytki starego miasta, skosztować najsmaczniejszej czekolady w „Warsztacie Czekoladowym” i cieszyć się aromat lwowskiej kawy. Lwó w to ś wię to ż ycia!
Nie bę dziemy jednak tracić czasu na liryczne dygresje i wracać do naszych „fanó w”. Dokł adnie o wyznaczonej godzinie (14-00) wyruszyliś my w naszą trudną , „boleś nie przyjemną ” podró ż . Wyjeż dż ają c z miasta mieliś my przystanek techniczny na mię dzynarodowym dworcu autobusowym, gdzie mieliś my okazję zjeś ć lunch (kawiarnię ), kupić w sklepie (ceny są wyż sze niż w sklepach miejskich) i zregenerować sił y (ł azienki nadal są darmowe).
Przekroczenie polskiej granicy zaję ł o nam dwoje.
5 godzin i dojeż dż ają c do Unii Europejskiej pospieszyliś my do pierwszego hotelu, aby spę dzić noc w pozycji poziomej. Pierwszy „wyś cig” w naszym kraju miał.410 km. Po drodze nasz towarzyszą cy przewodnik Yura opowiedział o nadchodzą cej trasie, podstawowych zasadach postę powania w autobusie i Unii Europejskiej, a takż e przewiną ł kilka taś m z rezerw funduszu filmowego. Noc spę dziliś my w Hotelu Silesian 3* w Katowicach.
Na zewną trz czternastopię trowy budynek wyglą dał skromnie, bardziej jak panelowy dom w dzielnicy mieszkalnej, ale w ś rodku okazał się solidną „czwó rką ” – czystą , bł yszczą cą , chrupią cą , lś nią cą , a nawet czajnikiem z zestawem do herbaty i Wi- Fi w pokojach.
Dzień drugi. Rano ś niadanie (bardzo, bardzo przyzwoite) jedziemy na 200 km. przekazany miastu Wrocł aw (dawne niemieckie miasto Breslau). Miasto przywitał o nas sł oneczną pogodą i przewodnikiem.
Po spę dzeniu kilku godzin w jej towarzystwie mogliś my zapoznać się z gł ó wnymi atrakcjami jednego z najbardziej zielonych miast w Polsce. Przeszliś my dawnymi uliczkami Starego Miasta, zwiedziliś my koś ció ł ś w.
Elż bieta zobaczył a hotel „Monopol”, w któ rym w latach 30. ubiegł ego wieku Hitler wystę pował ze specjalnie dla niego wybudowanego balkonu, a w 2012 roku na EuroChem zatrzymał reprezentację Czech… Ratusz i Filar Wstydu… Ulica „Mię so” i najstarsza w Europie piwiarnia… I wszę dzie obserwował y nas lokalne krasnale, któ rych figurki z brą zu odnajdywane był y na każ dym kroku. Po oglę dzinach czę ś ć naszej grupy poszł a na dodatek. wycieczka na wyspę Tumski (w samym centrum Wrocł awia), a nasza firma po sesji zdję ciowej postanowił a skosztować lokalnego piwa w piwnicy, któ ra ma ponad 700 lat.
Sytuacja oczywiś cie ciekawa, ale piwo Baran nie zachwycił o – zwykł a pasteryzowana beczka za 8 zł (orientacyjna stawka 1 zł – 2.73 UAH) za szklankę … brzuszek.
W zwią zku z czasem, ż e został osią gnię ty kompromis - zjedz obiad w centrum handlowym! Podczas gdy kelnerki pospiesznie zł oż ył y nam zamó wienie, udał o nam się galopować trzy pię tra centrum. Ze wzglę du na naszą nieznajomoś ć ję zyka polskiego oraz nieznajomoś ć gospodarza ję zyka rosyjskiego lub angielskiego, wybó r dań w kawiarni był w ję zyku mię dzynarodowym - wedł ug zdję ć . Zdję cia okazał y się pię kne, a dania pyszne i podawane w doś ć duż ych porcjach. Smakowane ze wszystkich oś miu talerzy.
Po poż egnaniu z goś cinnym miastem pospieszyliś my do autobusu, bo czekał nas kolejny "wyś cig" 350 km. do miejsca zakwaterowania.
Tej nocy naszym azylem stał się niemiecki hotel "Achat Comfort Hotel Messe Chemnitz" 3* w Chemnitz. Mał y przydroż ny hotel z niemiecką czystoś cią , skromniejszą oprawą i ś niadaniem (w poró wnaniu z polskim hotelem) i pysznym lanym piwem w recepcji (za dopł atą ).
Trzeci dzień.
Tego dnia nic nie zapowiadał o niebezpieczeń stwa… Ciepł y jesienny poranek… Kawa na ś niadanie… Nawet sama natura ubrał a się w pomarań czowe barwy Szachtara… Poszliś my za jej przykł adem: dekorują c autobus i noszą c pomarań czowe szale, pojechaliś my do ojczyzny niemieckich aptekarzy. Leverkusen. Kto wtedy mó gł się domyś lić o tych gorzkich tabletkach, któ re przygotowali dla nas aptekarze… „Peregin” za 510 km. odbył a się w zwykł y sposó b: Yura opowiadał a o Niemczech, krę cił a filmy i regularnie zabierał a nas na spacery sanitarne.
Na jednym z tych przystankó w udał o nam się zjeś ć obiad w przydroż nej kawiarni i zapoznać się z systemem niemieckich pł atnych toalet: wrzucają c monetę do automatu przy wejś ciu (70 euro) otrzymaliś my bilet za 50 euro, któ ry od razu w kawiarnia (sklep) moż e być wykorzystana jako zniż ka okreś lona kwota.
Do Leverkusen dotarliś my okoł o 17:00.
Ponieważ mecz rozpoczą ł się o godzinie 20-45, a na stadionie rozpoczą ł się w godzinach 19-15, postanowiono spę dzić w mieś cie dwie wolne godziny. Na obrzeż ach tego miasta znajduje się Bay-Arena Stadium - satelita Zakł adó w Farmaceutycznych Bayer. Szliś my dwadzieś cia minut do najbliż szego miejsca publicznego, Rathaus Galerie, mijają c sektor prywatny, park i dworzec kolejowy. Wę drują c wś ró d mieszczan i mieszają c ich umysł y (w koń cu coś zdradził o przybyszó w - czy to ukraiń skie flagi, czy szaliki Szachtara) zapoznaliś my się z cennikiem w sklepie dla fanó w firmy Bayer.
Ceny tam był y "gryzą ce" (szalik kibica - 17 euro, koszulka klubowa - 80 euro), a my znaleź liś my sklep z bardziej rozsą dnymi cenami - spoż ywczy (piwo 0.65-1.0 euro). Tam sprzedawali - jest ró ż nica: 0.65 lub 80 euro!
Przejdź my jednak do naszego gł ó wnego celu wyjazdu - meczu pił ki noż nej.
Do sektora wyjazdowego nie udaliś my się od razu - do meczu był o jeszcze wystarczają co duż o czasu i postanowiono wycią ć okrą g wokó ł stadionu. Atmosfera był a doś ć przyjazna - niemieccy kibice przywitali nas i coś krzyczeli (oby nie obraź liwie), ale ponieważ po niemiecku byliś my ograniczeni (jajko, mleko, kurczak), w odpowiedzi musieliś my się tylko uś miechną ć i zapytać : „W Leverkusen są partyzanci ? » . W sektorze goś cinnym spotkaliś my: kilkunastu stewardó w, 3-metrowe ogrodzenie z „cierniem”, metalowe siedziska… Tak, na spacer się nie wybierasz.
I tak rozpoczą ł się mecz… Nie bę dę opisywał – jeś li wś ró d naszych czytelnikó w są masochiś ci – niech poszukają w Internecie. Miał em doś ć tego spektaklu na stadionie. Zwień czeniem tego wstydu był a nieprzyzwoita fraza skierowana do nas przez Rakickiego, któ ry po meczu podszedł do naszego sektora… Tego się nie spodziewaliś my, nie spodziewaliś my się … Nastró j był zepsuty.
Ale poranek wieczorem był mą drzejszy i wró ciliś my do domu nie jedzą c sł onego chleba. Nasz „vosvoyasi” tym razem znajdował się w Troisdorfie, czyli 40 km. z Leverkusen. Hotel "Balladins Troisdorf 3*" był najskromniejszy podczas naszej podró ż y. Chociaż na noc i zabranie koją cego "Nemiroffa" był o cał kiem odpowiednie. Pamię tają c „dobre, ciche sł owo” „krety”, poszliś my w ramiona Morfeusza.
Dzień czwarty.
Poranek był ponury… Jak zawsze ciasteczka z Nemiroffa okazał y się zatrute, a Morfeusz gł oś no chrapał … A na ś niadanie nie był o nic opró cz masł a, sera i kieł basy (no, bardzo skromne jedzenie)… Ale kto jest smutny, on jest nie u nas ! ! ! ! ! ! Polecenie brzmiał o: „Samochodem! a tu już pokonujemy 40 km. oddzielają cy nas od czwartego co do wielkoś ci miasta w Niemczech - Kolonii Wylą dował w pobliż u sł ynnej katedry w Kolonii.
Widowisko, któ re zazwyczaj fascynuje… Spotkany z nami przewodnik opowiedział wiele ciekawych historii z ż ycia miasta, spę dzonych na cichych niemieckich ulicach, pozwolił podziwiać nabrzeż e szybkiego Renu. To był a chyba najciekawsza wycieczka krajoznawcza podczas podró ż y. Ale opowieś ci nie bę dziesz miał doś ć - musieliś my szukać schronienia w lokalnych kawiarniach, aby zaspokoić potrzeby gastronomiczne. Nasz wybó r padł na kawiarnię „Frü h” (za radą tego samego przewodnika, niedaleko katedry).
Po znalezieniu w menu znanego z dzieciń stwa sł owa „szycie”, zamó wiliś my koł owrotek wieprzowy (jeden na dwa) i non stop „kelsz” (lokalne piwo podawane w szklankach na 0.2 l. ). Dla wielbicieli statystyk informuję : cena golonki to 14 euro (podana z przystawką ziemniaczaną i porcją sał atki warzywnej), a kufel piwa to 2.4 euro. Najedzeni zanurzyliś my się w klimat ś redniowiecza, spacerują c po katedrze, a potem kupowaliś my niemieckie pamią tki w pobliskich sklepach.
O godzinie 15 wyjechaliś my z goś cinnej Kolonii i udaliś my się na miejsce nastę pnej nocy, któ re znajdował o się w Krasnym Dolnym (Polska). To był nasz najdł uż szy "wyś cig" - 720 km. Do hotelu dotarliś my okoł o godziny 24. Tym razem goś ciliś my w przydroż nym motelu „Picaro Kraś nik Dolny” 3*. Nie bę dę mó wił szczegó ł owo o hotelu - wszystko był o dobrze - sytuacja, meble, jedzenie. Gorą co polecam (jeś li ktoś mija - nie jedź - wszystkie warunki do wypoczynku).
Dzień pią ty. Przedostatni poranek naszej wyprawy upamię tnił incydent z turystą w pobliskim autobusie. Po zasmakowaniu nadmiernie upojnego powietrza Unii Europejskiej dziewczyna powiedział a, ż e jej się tu podoba (czy to w Polsce, czy w motelu) i nigdzie nie pojedzie. Zamknę ł a się w pokoju i przestał a się komunikować.
Oglą dają c to zdję cie z boku mogliś my jedynie wspó ł czuć są siednim turystom, ponieważ w zwią zku z w/w koncertem ich autobus był spó ź niony w nieskoń czonoś ć , co doprowadził o do naruszenia rozkł adu jazdy i w efekcie moż liwoś ci przegapienia zaplanowanych wycieczek . Do tej pory pochł onę liś my 370 km. , któ ry oddzielił nas od Krakowa, nasz towarzyszą cy przewodnik powiedział , ż e koniec tej historii jest doś ć banalny: przyjechał a policja i karetka, turystę zabrano do szpitala, wezwano krewnych z Ukrainy i po opł aceniu rachunkó w za troskę specjalną . usł ugi turystyczne zostaną deportowane z Unii Europejskiej.
Jak mó wią w sł ynnym przysł owiu: „W rodzinie nie bez turysty«”. Tymczasem bezpiecznie dotarliś my do Krakowa. Tradycyjnie już czekaliś my na przewodnika i udaliś my się na „Drogę Kró lewską ” – ś cież kę , któ rą przez wiele stuleci przemierzali polscy kró lowie, miejsce splatają cych się legend… (autor „Chord Tour”).
Sfotografowano nas w pobliż u „Barbakanu” – mini-fortecy przy wjeź dzie do starej czę ś ci miasta (kto oglą dał „Wielki Wyś cig” – zapamię ta 10. etap, na któ rym uczestnicy ukł adali puzzle).
Przeszliś my się przez Rynek (najstarsza czę ś ć miasta), od razu odwiedziliś my galerie handlowe Sukennica, gdzie kupowali polskie pamią tki, posł uchaliś my trę bacza w ratuszu, poszliś my na Zamek Kró lewski i na bulwary wiś lane . a jednak… Krakó w oczarowany… Po zwiedzaniu nasza grupa się rozpadł a: czwó rka poszł a na dodatek. wycieczka do kopalni soli w Wieliczce, a ja wraz z pozostał ymi przyjació ł mi wybraliś my się na spacer tymi samymi bajecznymi ulicami. Có ż , wycieczki - wycieczki i lunch zgodnie z harmonogramem! Schodzą c do piwnicy lokalnej kawiarni, znajdują cej się na wprost opery, skosztowaliś my kolorowej zupy „Ż urek”, któ rą podano nam w chlebie.
Po nas zapragnę liś my piwa na ż ywo i za radą kelnerki przenieś liś my się do browaru "SK Brovar" - ś wietnego miejsca z pysznym piwem i tradycyjną wieprzowiną . Skupiliś my się na mapie miasta, któ rą zawczasu podarował nam nasz przewodnik. Do godziny 21:00 spotkaliś my się z naszymi „gó rnikami soli” i wysł aliś my ich na wcześ niej wyznaczoną trasę na obiad. Nawiasem mó wią c, byli zachwyceni „kopiami soli”. Muszę wię c ponownie odwiedzić Polskę , aby odwiedzić najstarsze warzelnie soli. O godzinie 22-00 wyjechaliś my z Krakowa i za kilka godzin spotkaliś my w Tarnowie ostatni hotel na naszej trasie "Hotel Tarnovia" 3*. Hotel fajny - poł oż ony w centrum miasta, duż e przestronne pokoje, nowoczesne wnę trze. Gorą co polecam.
Dzień szó sty. To był nasz ostatni (nie powiem ostatni, bo bardzo chcę wró cić ) poranek na polskiej ziemi.
Mocno wspierani (dobre ś niadanie w hotelu speł nił o wszystkie nasze oczekiwania), zrobiliś my ostatni skok w stronę ojczyzny. Tym razem celnicy "dali zielone ś wiatł o" i przekroczyliś my granicę w 30 minut i do godziny 16 byliś my bezpiecznie zacumowani w pobliż u lwowskiego dworca kolejowego. Tak zakoń czył a się nasza „gó rnicza straż ” na ziemi polsko-niemieckiej. Pozostaje tylko podzię kować organizatorom wyprawy za trudną , ale emocjonują cą trasę . Có ż , daj graczom Szachtara ostatnią szansę na rehabilitację w meczu rewanż owym. Powodzenia wszystkim!